Nie moją rzeczą pijać miody z dzbanka,
przesiewać uśmiech przez wiatrak ukłonu,
przesiewać uśmiech przez wiatrak ukłonu,
jest tuż naprzeciw maleńka firanka
i ktoś, kto czeka oparty na ręce,
i ktoś, kto zdziera mosiężny płaszcz z klonu.
Cóż z tego, jeśli nie widać nic więcej.
Z oddechu, szeptu, westchnienia i miedzi
usypię ścieżkę przez studnie powietrza,
karła przy oknie postawię, niech śledzi
szelest jej sukien, ręce na podbródku.
Kiedyś, choć temu rozsądek zaprzecza,
sam pod jej okno przyjdę po cichutku.