Z. Marek Piechocki
Listy do En Sou
Witaj, En!
Tutaj już pierwsze oznaki wiosny! Krokusy kwitną, z ziemi nieśmiało świeże pędy trawy. A ja, mimo że na rowerku jeździłem co kilka dni przez całą zimę – teraz z większą przyjemnością i już nie tak „cebulkowo” ubrany („cebulkowo” – bo nie znajdzie Pani w słowniku tego wyrazu – znaczy wielowarstwowo – zawsze, jak się zgrzeję – mogę coś zdjąć, którąś z kolejnych rzeczy, co na sobie). W ostatnim liście pisałem nieco o Chopinkowym nokturnie, co to go Pani zagrała na bis szwajcarskiej publiczności. Obiecywałem jego polską, sądzę, ciekawą historię.
Nokturn cis-moll op. posth. Lento con gran espressione. Jego zapis nutowy odnaleziono w rękopisach już po śmierci Autora. Przyjętym jest, że ten niewielki utwór skomponował Fryderyk w Wiedniu tuż po wyjeździe z Polski, a przed świętami Bożego Narodzenia i posłał w prezencie świątecznym swojej siostrze Ludwice. Może dlatego zamieścił w nim cytaty z ulubionej przez siostrę pieśni pt. „Życzenie”. Jest w nim również kilka taktów Koncertu fortepianowego f – moll. Druga wersja powstania tej kompozycji powiada, że była to najpierw improwizacja na temat niewielkiego utworu na fortepian skomponowanego przez Marię Wodzińską, późniejszą adresatkę uczuć Fryderyka Chopina. I że powstał w czasie, kiedy była uczennicą Johna Fielda – twórcy gatunku muzycznego, jakim jest nokturn. Ale cóż tam. Niech się biografowie tym martwią!
Tak czy inaczej wydano go po śmierci Kompozytora i wiedzie przez lata swój odrębny żywot, mimo że przez muzykologów jest uważany za prosty i naiwny. No, nie wiem. W każdym bądź razie jest bardzo piękny i, jak już pisałem, wielu wykonawców ma go w swoim repertuarze.
23 września 1939 roku Władysław Szpilman – bardzo znany pianista z mojego kraju – miał grać w Polskim Radiu utwory Chopina. Trwała już wojna z Niemcami i… była to, jak się później okazało, ostatnia audycja z żywą muzyką. Kończyła się właśnie Nokturnem cis-moll. W kilka godzin później rozgłośnia zamilkła na cały okres okupacji. Ciąg dalszy historii? Jest już prawie koniec wojny. Władysław Szpilman ukrywa się w zbombardowanych domach, szuka jedzenia. „Nakrywa” go niemiecki oficer. Wymiana zdań. Niemiec prowadzi przez zrujnowane mieszkanie – w jednym z pokoi fortepian – zawilgocony, z brakiem repetycji – każe grać. „Zacząłem grać Nokturn cis-moll Chopina” – napisze później Szpilman, a Roman Polański zrobi z tego epizodu piękną scenę w „Pianiście”. (W filmie do tej sceny wykorzystano Balladę g – moll op.23). Cóż jeszcze? Koniec drugiej wojny światowej. Polskie Radio wznawia program – pierwsza nadawana audycja na żywo – Władysław Szpilman gra Chopina – na początek Nokturn cis-moll! Historia zatoczyła koło! I może jedno jeszcze zdanie – ten Niemiec, który uratował Władysława Szpilmana (pianista był Żydem), to Wilm Hosenfeld. Okazało się później, że ocalił wiele istnień ludzkich w tych nieludzkich czasach – sam zginął zamęczony w sowieckim obozie dla oficerów niemieckich. Na nic zdały się wysyłane przez uratowanych petycje, prośby…
Tak to nieco smutnym akcentem kończę ten przedwiosenny list. Może grając w przyszłości ten nokturn, wspomni Pani tę historię, co być może przyda interpretacji „lśnienia smutku”…
Pozdrawiam w niedzielny wieczór, 29 marca 2009 roku
Marek
8.
Miła En
…się tu pisze adres i „Miła En…”, a za oknem zamiast słoneczka wiosennego i śpiewu ptaków – biało. Śniegowo. Pewnie za kilka godzin stopi się wszystko, bo temperatura czerwoną kreską ponad zerem.
I to tak jest dzisiejszego dnia, jak czytam w wierszu mojej koleżanki, co to w stanie Illinois pomieszkuje – teraz w leśnym bardziej miejscu, o ślicznej nazwie „Janella”. Tuż za domem las, strumyk. Zwierzęta przychodzą pod ganek do wyłożonej bryły soli:
biały dzień z wiewiórką w dolince
i któż by pomyślał
jak na bis
biały sen pod koniec
płaczącego marca
a szykowaliśmy już baźki
do koszyczków kudłate
i któż by pomyślał
melodia na dachu
stuka jak dzięcioł ułamana gałąź
niebieska łata okna
utkana koronkowym światłem
odbija zmarznięte dłonie nieba
i któż by pomyślał
że krokusy i że wierzby
pęcznieją pod śniegiem
płynie strumień bluszczu
a wiewiórka liże
bryłę soli
i któż by pomyślał…
Jakże piękne opisanie.
Więc i tam wiosna się ociąga. I tekst o tym się ociąganiu, straszeniu śniegiem, mrozem Ela napisała – może tam, gdzie Pani, też takie leniuchowanie „Pani wiosny”, też świeże pąki wierzbowe przyprószone białym puchem? Więc i ten wiersz „amerykański” szwajcarskim się staje?
Marek, 4 kwietnia 2009
Ela – Elżbieta Będkowska-Adamczyk (polska poetka, tłumaczka – obecnie
mieszka w USA).
c.d.n.