Stefan Jurkowski – Andrzeja Tchórzewskiego poezja bez korozji

0
420

Stefan Jurkowski 


Andrzeja Tchórzewskiego poezja bez korozji

 

Andrzej Tchórzewski (ur. 1937 r.) z racji daty urodzenia mógłby być przypisany do dwóch pokoleń literackich – do “Współczesności” oraz do “Orientacji”. Wielu bowiem poetów tego ostatniego pokolenia łączy zbliżona data urodzenia. Nie jest to zresztą ważne, ponieważ poezja Tchórzewskiego ma swoją własną, odrębną drogę – od początku aż do dzisiaj. Sam poeta powiedział o sobie: …uważam się za niedogmatycznego kontynuatora pracy, którą rozpoczął nadrealizm francuski. I taką postawę starałem się zachować od książkowego debiutu w 1960 r. do tego pierwszego w moim życiu wyboru wierszy. Chodzi tutaj o wybór “Chroniąc oczy przed korozją” wydany z okazji obchodzonego właśnie jubileuszu – 75. rocznicy urodzin poety.

Poezja Andrzeja Tchórzewskiego jest niezwykle konsekwentna. Ale nie dlatego, że poeta obrał sobie ową funkcję “kontynuatora”. Uprawiana przez niego poetyka związana jest ściśle z jego osobowością twórczą. W ten sposób potrafi on najpełniej opowiedzieć rzeczywistość, zastanawiać się nad kondycją człowieka, nad wielokulturowością ludzkich dziejów, zwłaszcza w kontekście metafizycznych, filozoficznych sensów. Od początku w poezji Tchórzewskiego refleksja intelektualna łączy się ściśle z poetyckim olśnieniem.

Wczesny Tchórzewski pozostawał pod niejakim wpływem poezji Józefa Czechowicza. Nie był jednak jego kontynuatorem, a ni epigonem. Jako młody poeta szukał swojego języka, własnej formy artystycznej wypowiedzi, i nie spoczął na laurach aż do dziś. Jest to poezja niezwykle dynamiczna, udoskonalająca się, ustawicznie zmierza ku czystości formy.

W tomie “Dłoń dotyku” wydanym w 1963 r. w Instytucie Wydawniczym Pax, możemy przeczytać jeden z najpiękniejszych, moim zdaniem, liryków, jakie powstały w poezji polskiej:

 

a miałem mówić

jak na drodze deszczu

bywa wzniesione pokrewieństwo chmury

a miałem milczeć

jeśli rzeka płynie

miałem przenosić wzgórza

przez powietrze

a tylko twojej dotykałem ręki

 

Obrazowość, a jednocześnie nadrealistyczny klimat utworów Tchórzewskiego obecny jest w jego poezji od początku. Towarzyszy drodze uwalniania się od fascynacji Czechowiczem, od którego – jeśli tak można powiedzieć – przejął Tchórzewski świeżość, odkrywczość i celność metaforyki.

Rychło jednak w jego poezji pojawia się to, co dalej stymuluje odkrywczość jego wierszy, a co można w pewien sposób zdefiniować słowami samego poety:

 

Dana jest nam tylko władza wątpienia

 

Autor “Reportażu z Wieży Babel” uważa, iż nie można o rzeczywistości orzekać w sposób definitywny i jednoznaczny. Nie wolno też wypreparowywać jej z kontekstów kulturowych, z mitów, w które nie należy wierzyć dosłownie, ale które kształtowały, i jeszcze wciąż kształtują, mentalność i osobowość człowieka; które wreszcie wyprowadzają go ze stanu zwierzęcości. Tylko ta “zwierzęcość” jest tutaj formą degeneracji, nie zaś zatraceniem kontaktu z naturą, zacieraniem swoistych korzeni. Bo te korzenie naturalne są w życiu ludzkim konieczne i nie wolno się od nich odżegnywać, co powszechnie w swoim zadufaniu czynimy.

To twórcze zwątpienie, poddawanie wszystkiego intelektualnej i poetyckiej próbie jest ustawicznie obecne we wszystkich wierszach Andrzeja Tchórzewskiego. Jeden z ostatnio wydanych jego tomów nosi tytuł „Bóg-Mara-Sen” ,co może najprościej kojarzyć się z przysłowiem „sen mara, Bóg wiara”. I coś w tym jest, choć byłoby to skojarzenie dosyć trywialne. Dodajmy tylko, że Mara, to w hinduizmie bóg śmierci, w buddyzmie – zasada niewiedzy. Wiersze autora “Kroniki żywego dnia” w przeważającej części dotyczą ludzkiego poznania, jego niedoskonałości i chwiejności, i   właśnie znaczenia mitu dla naszego oglądu świata. Mówią o ludzkim, nawet podświadomym, dążeniu do absolutu, do jakiejś rządzącej światem zasady harmonii; o dojmującym pragnieniu zrozumienia wszechrzeczy. Człowiek chciałby mieć wszystko usystematyzowane, niemal jednoznaczne, i tu właśnie tkwią początki wszelkich mitów, tendencje do wyjaśniania owej zasady świata poprzez dogmaty – bezpieczne, jednoznaczne, ostateczne.

Tymczasem rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, wciąż zwodzi nasze instrumenty poznawcze na coraz to inne manowce. Chyba tylko poezja może zbliżyć się to Tajemnicy. Jednak Tchórzewski nie uważa owej Tajemnicy za sacrum, a poezji za panaceum na nasze wewnętrzne rozterki, nawet za klucz prowadzący do rozwiązania problemu. Sięgając do różnych filozofii, religii, literatur, poeta dochodzi do wniosku, że umysł ludzki nigdzie nie znajduje oparcia. Zawsze jest zawieszony w próżni, a owo sacrum jest względne. Nie można wierzyć żadnym systemom oraz językowi, za pomocą którego wyrażać chcemy to, co w gruncie rzeczy niewyrażalne. A zatem i świętym księgom wszystkich religii, w których Bóg i Mara wciąż się ze sobą pasują. I nie widać tam ostatecznego rozwiązania. Ale umysł ludzki także jest pełen paradoksów. Jeden z utworów Tchórzewskiego stanowi jakby klucz do jego poezji. Świadczy o stosunku autora do tworzywa, określa sytuację poety wobec opisywanego, a przede wszystkim analizowanego świata. Zacytujmy go w całości:

 

Ze skreśleń i domysłów każdy wiersz utkany

a jego pajęczyna lśni na kroplach serca.

Otwiera się zaduma, zamykają rany

samotności, odwagi, herezji, bluźnierstwa.

 

Gdy nie odczuwasz pustki – mówią: coś istnieje,

kiedy nie znasz tęsknoty mówisz, że to szczęście.

Popiołem snów okryty patrzysz jak Pompeje

zza lawy, która stygła i dnia, jaki sczeźnie.

 

Jednakże ów brak dosłowności jest błogosławieństwem, ponieważ stwarza intelektualne wyzwanie. Zawieszenie pomiędzy pragnieniem pewności a zagadką tajemnicy stanowi miarę naszego człowieczeństwa, a zarazem nędzy. Powie poeta:

 

Dobrze że prorocy

nie zostawili nam opisów Boga

ani szczegółowych planów jego ścieżek

Może ktoś zobaczyłby że bierze się z niego

A kto miałby odwagę siebie ukrzyżować

 

A poza tym – kim są prorocy? Takimi samymi ludźmi podlegającymi ułudzie, kulturowym uwarunkowaniom, mitom zakorzenionym nie tylko w naszej wyobraźni ale i w całej podświadomości. A zatem mielibyśmy kolejne kuglarskie sztuczki mistrzów. Przecież taka jest kondycja człowieka, że od wieków:

 

Ciągle nie umiemy wejść do nieskończoności

i wrócić do siebie.

 

Jest to poezja gorzkich konstatacji, ale przecież nie obezwładniających. Tchórzewski nie mówi: nie warto się trudzić, bo i tak nie zrozumiemy wszystkiego. Przeciwnie: skomplikowanie świata i świadomość naszej niedoskonałości – z której bierze początek wielość różnorodnych interpretacji, filozofii, religii – stanowią kapitalne wyzwanie, nie pozwalają zastygnąć w bezruchu, poddawać się manipulacjom kapłanów, mędrców i poetów. Sensem życia jest więc ciągłe dążenie na własną miarę do ostatecznego sensu, do wyzwolenia umysłu; a więc ustawiczny ruch. Przecież łatwo zaobserwować, że:

 

Upada przepych, złoto, moda,

teorie plazmy i przestrzeni.

Niewolnik razy panu odda,

głupcami staną się uczeni

 

Fakt, że najgłębsza istota świata istnieje dla nas dla nas za pewną zasłoną, wydaje się być niepojęta, zmienna, a przez to zupełnie przypadkowa, może być nowym złudzeniem. Nie znaczy to jednak, że tak jest na pewno. Nasze poznanie (jak również poetyckie konstatacje) nigdy nie jest ostateczne, może więc stanowić sumę kolejnych ułud, ale niekonwencjonalnych, własnych, odwołujących się do indywidualnej intuicji. I to stanowi jedną z głównych fascynacji poety. Zresztą prezentowane tutaj wiersze Tchórzewskiego to właśnie artystyczny zapis owych fascynacji całą złożonością świata oraz skomplikowaniem wszystkich jego struktur. Niejednoznacznością zupełną czyli absolutną, przekraczającą możliwości języka poezji i filozofii. Dlatego stać go na kolejne spojrzenie z innego punktu widzenia:

 

Lubię fizyczność i duchowość świata

Dwie piłeczki którymi Bóg zręcznie żongluje

uzyskując w nagrodę

świergot wróbli i krakanie wron

 

Jeśli by nie dopatrywać się w tym sarkazmu, cechy tak charakterystycznej dla poezji Tchórzewskiego, to można stwierdzić, iż poeta tym razem tłumaczy świat poprzez działanie Wielkiego Żonglera. Wydaje się jednak, że znowu jest to jedna z wersji osobistych, jego indywidualnych poetyckich interpretacji, na których zresztą nigdy nie poprzestaje. W innym wierszu poeta wyznaje wprost:

 

prawdziwy twórca wymyka się wnykom bogów

 

A słowo – jak powiada poeta – wbrew nazwie niczego nie stworzy. Nawet pustka, nirwana, nie mają w sobie nic z ostateczności, pewności, wiedzy. Wciąż jesteśmy zawieszeni pomiędzy domysłem a chęcią zwerbalizowania tego domysłu. Nie ma więc żadnych autorytetów, nie można wierzyć nikomu, a najpełniejsza wiedza o świecie i jego mechanizmach zasadza się na osobistym doświadczeniu, innym dla każdego, dla każdego tak samo niepełnym i enigmatycznym. A z drugiej strony tkwi w człowieku potrzeba jednoznaczności i sprowadzania wszystkiego do wspólnego mianownika. I tej potrzebie – wydaje się mówić poeta – nie należy ulegać. Natomiast powinno się wiersze nasycać znaczeniami. W wierszu “Liryczna poprawność” autor powie:

 

Nie masz o czym To nie pisz

Nie schlebiaj nawykom wykupionym

z niewoli myśli lub języka

 

Żona mi mówi

A wiem Że nie kłamie

 

Nie mamy powodu nie wierzyć w prawdomówność żony, ani dopatrywać się w tym złośliwości… Pozostaje stwierdzić jednak, że Tchórzewski zawsze ma o czym. Jego poezja, zuniwersalizowana i ponadczasowa, odnosi się do tradycji filozoficznej i religijnej w jak najszerszym znaczeniu; do historii, do współczesności, a także do dalekiej przyszłości. Będzie też zawsze mogła stanowić asumpt dla ważnego intelektualnego dyskursu literackiego, filozoficznego w każdym miejscu i czasie.

                                                  

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko