Andrzej Wołosewicz
O nieistniejącej eseistyce Krzysztofa Gąsiorowskiego
Na podsumowania twórczości Krzysztofa Gąsiorowskiego przyjdzie jeszcze czas, choć przecież po styczniowej śmierci Krzysztofa twórczość ta jest rozdziałem zamkniętym. Poezja Gąsiorowskiego jest bardziej znana a przynajmniej łatwiej do niej dotrzeć i myślę, że szybciej doczeka się należnej jej recepcji i podsumowań. A eseistyka? Spójrzmy na fakty, a fakty dla ludzi pióra, to zawsze publikacje i ich recepcja.
Publikacje:
– 1972, wstęp do antologii „Wnętrze świata”;
– 1980, współautor pracy zbiorowej „Programy literackie’;
– 1980, „Trzeci człowiek”, wypowiedzi krytyczne na temat sytuacji poezji współczesnej i poetów swojej generacji
– także o tym 1986, „Fikcja realna. Szkice o poezji współczesnej”;
– 1985, „Poezja polska 1945-1980. Krytycznoliterackie uwarunkowania próby całości”;
Te dane podaję za „Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny’ t. I (Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa 2000); Przypominam tak dokładnie rok wydania (2000), bo po 2000 PWN „wygumkował” Gąsiorowskiego, po prostu taki człowiek i jego twórczość nie istnieje, wyparty został np. przez „prawie Noblistę”, speca od szopek noworocznych Marcina Wolskiego. To tak żebyśmy nie zapomnieli, że to, co chcielibyśmy nazwać wolnością kultury w wolnym kraju jeszcze przed nami.
Zatem uzupełnienia trzeba dokonywać z innych źródeł.. Czerpię je z ostatniej strony okładki ostatniego tomiku, i tak:
– 1994, książka „W tej spowiedzi otwierają się przepaści”;
– 1997, „Warszawa jako kosmos wewnętrzny (sny i zjawy) – esej poetycki”;
– 2002, „Norwid, wieszcz-sufler”;
– 2005, „Pod powierzchnią Pogody i Historii – w rocznicę Powstania Warszawskiego; wiersze i do-opisy”;
Zapytajmy siebie, kto zna te teksty? Tak, wiem, koledzy po piórze z czasów, kiedy były pisane. Kilku z nich jeszcze żyje. Ale kto dzisiaj, właśnie dzisiaj, korzysta z nich, wraca do nich, odświeża w pamięci, czyta na bieżąco, odnosi się do ich zawartości i konstatacji? W tym sensie mówię o nieistnieniu. Ja także nie pretenduję tu do zawodowstwa i to z dwóch powodów:
– nie jestem badaczem (a tym bardziej zawodowym badaczem) literatury,
– a po wtóre sądzę, że nie można mówić o eseistyce Gąsiorowskiego, bo nie da się tej cząstki w jakikolwiek sposób wyjąć i opisać jako osobną. Nie da się ze względu na głęboką wewnętrzną spójność twórczości Krzysztofa składającej się z poezji, prozy, esejów, wstępów, posłowi, rozmów, wywiadów, wystąpień, postąpień i zastąpień i czego tam jeszcze.
Ot, choćby jego obecność jako zaproszonego gościa-prelegenta na zebraniu Warszawskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Filozoficznego (październik 2008). W historii warszawskiego PTF-u rzecz bez precedensu, aby ktoś spoza grona zawodowych filozofów zaproszony został do wygłoszenia referatu. A tym bardziej poeta, których, jak wiemy, już ojciec-założyciel, Platon, wyganiał ze swego „Państwa”.
Zatem zadanie jest karkołomne: „wypreparować”, „odsączyć” eseistykę z całości dokonań Krzysztofa Gąsiorowskiego i mówić o niej bez tła, bo – jak rzekłem – w kulturowym, literackim obiegu ona nie istnieje, została jedynie na kartach książek, pism i periodyków (wymieńmy niektóre z nich: „Poezja”, „Poezja dzisiaj”, „Autograf”, „Migotania, przejaśnienia”, rozmowy i wywiady na stronach internetowych, m.in. naszego ZLP. W sytuacji, kiedy właściwie nie ma recepcji eseistyki Gąsiorowskiego, arbitralnie i wybiórczo, skupię się na temacie: jak pracuje język?, bo to temat, który znajduję jak FUNDAMENTALNY, głębinowy dla twórczości Gąsiorowskiego. Odwołam się przy tym do trzech tekstów:
– „De profundis” (Poezja nr 1/1984) – poświęcony Kazimierzowi Ratoniowi,
– „Źródła poezji” i „Jak piszę wiersz, jak wiersz powstaje?”, oba w zbiorze „Za progiem wyboru” (Warszawa 1969)
Zacznijmy od tekstu „Źródła poezji” i zacytujmy: „Trzeba nieustannie powtarzać, że między postulatem teoretycznym a utworem artystycznym istnieje zasadnicza różnica jakościowa, nie ma przejścia, wije się głęboka nieprzekraczalna szczelina o rozmiarach co najmniej „skoku kreacyjnego” i w poezji zamiast racji liczą się jedynie i wyłącznie przykłady. Poezja bowiem jest odnajdywaniem, nie poszukiwaniem i dobry wiersz stanowi raczej początek niż efekt każdego poetyckiego problemu. Tylko utwór jest konieczną i dostateczną swoją formułą, swoją miarą, swoim uzasadnieniem i usprawiedliwieniem.” Wskazuje to na pierwszą ważną cechę eseistyki Gąsiorowskiego:
1 – na autonomiczność wiersza, na dominację tej autonomiczności we wszelkim do wiersza podejściu..
Przytoczenie drugie: „Opozycja poezja – teoria literatury jest fikcją wobec procesu twórczego, fikcją tym bardziej wartą zdemaskowania, że wewnątrz samej poezji toczy się wielki spór o istotę inspiracji. Logos czy imago? Prawo czy zjawisko? Suma czy różnica? Wyrażenie czy odsłonięcie?(…) W rozpędzonej epoce jedno tylko istnieje rozwiązanie. Obraz. Nieprzekraczalna, doprowadzona poza możliwość bezpośredniej analizy znaczeniowej, nie sprowadzalna do niej wersja świata. Przytem to wskazanie na świat, na nie-poezję jako fundament poezji nie zaprzecza pozorności bezpośrednich poza poetyckich inspiracji i twierdzeniu, że to nie poezja jest wewnątrz świata, ale świat wewnątrz poezji. Poezja nie może się dzisiaj wywodzić z literatury, z kultury tak zdezintegrowanej, wywodzi się bezpośrednio ze świata, ale wywodzi się sama; jest samowzbudna.”
Spróbujmy przyjrzeć się temu fragmentowi. Sytuacja jest nad wyraz skomplikowana: autonomiczna poezja zawiera w sobie świat, z którego się wywodzi i do którego się odwołuje, i którego jest częścią, co pozwala jej czerpać sama z siebie nie odwołując się do literatury! Celowo dokonałem tych przytoczeń, bo one wskazują bezpośrednio na drugą cechę charakterystyczną omawianej eseistyki:
2 – Gąsiorowski od początku swoich poszukiwań jest intelektualnie dojrzały, bo od początku jest rozpięty między głębią i dociekliwością i przykłada to narzędzie rozpoznania (głębię i dociekliwość) do wszystkiego, czym się zajmuje.
Nie muszę, nie musimy zgadzać się z każdym wnioskiem i sformułowaniem Gąsiorowskiego, ale wiemy, wiem, że mierzenie się z jego ustaleniami jest solidnym wyzwaniem intelektualnym i poznawczym. Przyznam, że – docierając dopiero teraz do niektórych tekstów (wspominałem, że zawodowo literatury nie badam) – zostałem mile zaskoczony już wtedy widoczną dojrzałością i przenikliwością. (Teksty w „Za progiem wyboru” pisał 34 letni poeta.) Gąsiorowski, jak niewielu z nas wówczas i niewielu teraz zwraca baczną uwagę na problemy wynikające z tego, że język służy, oczywiście, do opisu świata będąc jednocześnie elementem tego, co opisuje, elementem samowzbudnym (jak pamiętamy) i stara się to ontologiczno-epistemologiczne zapętlenie rozpoznać.
I trzeci, ostatni cytat: „Pamiętając jednak, że człowiek skłonny jest nie dopuszczać do siebie, nie uświadamiać sobie, tłumić informacje, które nie wkomponują się w jakiś system, czyli informacje, których oczywistość (system samowystarczalności) nie zostaje natychmiast jak gdyby zanegowana, rozumiemy, dlaczego prawdziwe odczytanie wiersza nie jest sprawą prostą. Nie jest sprawą łatwą, albowiem żaden sposób sprawdzenia poezji poza naszą wrażliwością i odwagą nie istnieje.” W ten sposób docieramy do kolejnej, trzeciej już cechy omawianej eseistyki, tej mianowicie, że
3 – Gąsiorowski patrzy szeroko: w jego polu widzenia jest i sam proces twórczy („Jak piszę wiersz?”), jego geneza i społeczno-osobnicze, ba, ontologiczno-egzystencjalne czy metafizyczne zakorzenienie i recepcja..
To wszystko mamy w eksplozywnym, powiedziałbym więcej: wulkanicznym tekście poświęconym Ratoniowi – „De profundis” (Poezja nr 1/1984) Tekstów o takiej temperaturze a jednocześnie daleko wykraczających poza klasyczne „pro memomriam” wiele w polskiej eseistyce nie ma. Przeczytajcie go Państwo sami. Źródło podałem.
Społeczno-osobnicze zakorzenienie widzę w książce „Pod powierzchnią Pogody i Historii – w rocznicę Powstania Warszawskiego; wiersze i do-opisy” (2005). Przypominam, że jest ona takim wieloletnim, kilkudziesięcioletnim spisywaniem indywidualnego i społecznego funkcjonowania jej autora, funkcjonowania zaczynającego się od obserwacji łun nad powstańczą Warszawą przez 9 letniego chłopca (tyle lat miał w 44 roku Gąsiorowski). Szkoda, że tej książki nie ma w Muzeum Powstania Warszawskiego, ale skoro i autora nie ma…
Wracam na chwilę do tekstu „Jak piszę wiersz?” To z moich obcowań z poezją i eseistyką Krzysztofa Gąsiorowskiego wywiodłem sformułowanie, że wiersz jest jednostką rozrachunkową w rozmowie poety ze światem. Ale Gąsiorowski patrzy na literaturę w sposób jeszcze bardziej PRYMARNY, wedle zasady wyłuszczanej expresis verbis w wielu miejscach i rozmowach: „Wierszy nie pisze się. Wiersze powstają’ (cytat z „Jak piszę wiersz?”) Inaczej mówiąc: wierszy się doświadcza, wiersz jest doświadczeniem. I tak choćby czytam książkę Gąsiorowskiego „Norwid, wieszcz-sufler”. Jest to zapis doświadczenia będącego udziałem Gąsiorowskiego, gdy przenika on – chciałoby się powiedzieć budując 3-piętrową konstrukcję – doświadcza doświadczenia samego Norwida i w sposób efektywny wciąga w tą grę czytelnika. Bo ta książka nie jest sprawozdaniem z lektury, dysertacją literaturoznawczą na temat i to ją różni na plus od skądinąd kanonicznych już opracowań, np. Gomulickiego.
Czwarta cecha, którą wyłuskuję z mego przyglądania się Gąsiorowskiemu, to
4 – szacunek dla – szukam właściwego słowa – „epifaniczności” języka.
Rozumiem przez to tyle, że Gąsiorowski świadomie stronił i stroni od jednoznacznych narzędzi swoich krytyczno-literackich penetracji. Raczej widzę u niego podejście fenomenologiczne tzn. przejście bez uprzedzeń, bez wprzódy ustanowionego porządku własnych założeń i przekonań, chociaż przecież – od czego zacząłem – Gąsiorowski ma umysł tęgi: idzie mi o to, że Krzysztof w swej eseistyce najpierw pochyla się nad językiem, jego prozatorskim czy poetyckim wyrazem, inaczej mówiąc – stawia na bezpośredniość tego doświadczenia. Bo jest przecież świadom, jak niewielu z nas, że bezpośredniość też jest zapośredniczeniem i to – bądźmy uczciwi – pełnym, zupełnym zapośredniczeniem. Zatem bogaty arsenał wiedzy i umiejętności jest mu pomocny, ale – na szczęście! – nie petryfikujący dla postawy poznawczej bezpośredniości. Tak to widzę.
Zakończmy fragmentem z „Białych dorzeczy”:
„Słowo jest chwilą, która nie wybacza
potrzeba jednak wiedzieć, co się traci”
Przeczytajmy to jeszcze raz, żeby dobrze wybrzmiało, żebyśmy zapamiętali:
„Słowo jest chwilą, która nie wybacza
potrzeba jednak wiedzieć, co się traci”
Chciałem tylko, na miarę swej nieudolności i pierwszych prób pisania o Gąsiorowskim po Gąsiorowskim, zasygnalizować tym, którzy omijają teksty Gąsiorowskiego, co tracą i powiedzieć, że szukanie odpowiedzi na pytanie, które sam wskrzesiłem, na pytanie jak pracuje język, szukanie tej odpowiedzi w tekstach Gąsiorowskiego potrafi dać rozkosz, bo gdybym miał określić jednym sformułowaniem skomplikowane relacje Krzysztofa z językiem, to powiedziałbym, że był on „kochankiem języka” cokolwiek się Państwu z tym skojarzy. Dziękuję.