Janusz Termer – malowane codziennością obrazy

0
76

Janusz Termer 


malowane codziennością obrazy

 

   Jest w tych kilkunastu króciutkich tekstach tego zbiorku poetyckich miniatur prozą Eligiusza Dymowskiego, coś, co łączy je w jednorodnie zwartą całość stylistyczną i znaczeniową. Na to “coś”, choć liczba pojedyncza sugeruje, że jest tylko jeden główny czynnik konstytutywny, w rzeczywistości składa się wiele rozmaitych elementów; każdorazowo odmiennych, swoistych, interesujących…

   Pojawia się mianowicie tutaj pewna, wyraźna i stała dyspozycja narracyjna, zawarta zresztą wprost w jednej z miniatur, mówiąca o wadze i znaczeniu autonomicznej – nie dającej się zamknąć w żadne sztywne doktrynalne czy inne ramy – “niepodległej” pamięci ludzkiego jednostkowego, egzystencjalnego doświadczenia, mało znaczącego pozornie mini-spostrzeżenia czy nawet bardzo “nie na czasie” będących ulotnych myśli, pragnień czy tęsknot, okolicznościowych i sytuacyjnych doznań, przedsennych nawet… Zebrane razem składają się na owe, tak żywo i barwnie tutaj malowane codziennością obrazy

   Choć może ta “codzienność” tak zupełnie codzienna nie jest, sądząc zwłaszcza po odnotowywanych skrupulatnie przez autora miejscach jej, by tak rzec, zaistnienia. Bardzo różnych, niekiedy nawet mocno dla nas egzotycznych, a często i bardzo odległych w przestrzeni (Kraków i Hajfa, Białowieża i Azory, Wiedeń i San Remo, Ateny i Kłajpeda…), a nawet i w czasie (Z notatnika znalezionego po latach). Ich umowna “akcja” dzieje się tam, gdzie obowiązek, los, przypadkowy i kapryśny, rzucił właśnie “bohatera” tych miniatur. I który występuje tutaj wcale nie w roli jakiegoś znudzonego życiem turysty szukającego egzotyki, ile kogoś, kogo by można nazwać everymanem naszych czasów, współczesnym Jonaszem albo też określić równie metaforycznie – za pewnym filozofem XX w. – jako homo viator.

   Można powiedzieć, że jest on “jednym z nas” (jak Lord Jim u Josepha Conrada), człowiekiem żyjącym wprawdzie w świecie współczesnej cywilizacji, łatwych i dalekich podróży, ale obarczonym zawsze i wszędzie tym samym garbem, bagażem tych, co i u siebie w domowych pieleszach, “dusznych” rozterek wewnętrznych, pragnień, nadziei, wątpliwości i pytań, przed którymi nikt nigdy uciec nie może… A są to – mimo kamuflującego poetyckiego sztafażu – kwestie zawsze tożsame i odwiecznie stawiane przez człowieka w tej jego ziemskiej wędrówce; nawet wówczas, gdy jak jeden z bohaterów zbioru nie rusza się nigdy ze swojej puszczy (Puszcza). Pytania o sens i miejsce jednostki w świecie “innych”, pytania o “okoliczności łagodzące” ludzkiej doli i bytu. Pytania domyślne, nie wprost zadawane, o filozoficzne “pocieszenia” (boecjuszowskie z ducha), metafizyczne i teologiczne (w tle) przesłanki człowieczej odpowiedzialności i powinności… O także estetyczne źródła nadziei “ocalenia”. Jak i pytania norwidowskie (intencjonalnie) o naturę “piękna” i “miłości” czy wreszcie dramatyczne i dyskretnie polemiczne słowa kierowane pod adresem innych twórców (jak Charles Baudelaire, Czesław Miłosz, Carlos Fuentes, Herman Hesse, Simone Weil). Jak Albert Camus, autor Człowieka zbuntowanego, twórca humanistycznej i heroicznej filozofii przezwyciężania “absurdu”, skomentowanej znamiennym wyznaniem narratora: lubię to twoje zdanie – “piękno, które pomaga żyć, pomaga również umierać“.

   Wszystko to oczywiście dalekie nie tylko od solennej dosłowności języka uczonego dyskursywnego traktatu, dosłownych deklaracji przekonań ideowych i światopoglądowych, ale też i od częstego dziś w poezji języka programowo semantycznie “wsobnego”. Eligiusz Dymowski nie boi się w swych miniaturach używać bardziej złożonych, wielorakich, różnoimiennych środków                                                                             wyrazu z pogranicza właśnie owych tradycyjnych, poetyckich i prozatorskich arsenałów: przenośni, metafory, przypowiastki,   osobistego wyznania, monologu wewnętrznego, aluzji literackiej, ukrytej polemiki czy wiele znaczącego w tym kontekście cytatu z dzieł wybitnych pisarzy…

   Stąd ten jego szczupły zbiorek literackich miniatur – paru zdaniowych nawet niekiedy – staje się dla czytelnika nabrzmiałą od emocji wewnętrznych i znaczeń wielowątkową “księgą”. Choć składającą się, co mocno akcentuje jej tytuł, z zerwanych z kalendarza kartek, ale przetworzonych i złożonych przez autora w autonomiczny właśnie zbiór impresyjnych opowieści liryczno-prozatorskich, skrzących się wieloma na raz barwami “ulotnych” sensów i znaczeń,…

______________________________________

Eligiusz Dymowski Z zerwanych kartek kalendarza (Miniatury poetyckie prozą), Wyd. Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków, 2011, s. 43.                      

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko