Z lotu Marka Jastrzębia
W majestacie bezprawia, czyli nasze „być lub wyć”.
Nie sądzę, by istniał człowiek deklarujący przynależność do niedrugów kochania Ojczyzny i innych opętańców; kiedy zapytać byle skina, dewota czy rasistę kim jest, wszyscy ci ludzie oświadczą zgodnym chórem, że tylko ich ugrupowanie właściwie rozumie słowo patriotyzm, zaś pozostałe dwadzieścia palców narodu, to czuby. Tak więc w tym znaczeniu mamy tyle odmian patriotyzmu, ile środowisk. Bo jakie środowisko, takie wartości, nieprawdaż? Odpowiadam bez bicia: jak najbardziej prawdaż!
Przeto jedne będą mówiły o spolegliwości, koncyliacji i tolerancji, drugie o uczuciowych obertasach i legalnym wprowadzeniu marychy do szkół, a trzecie poczną bzdurzyć o oświacie bez oświaty i wyprowadzaniu przeszłości na majdan.
Ale ja, niewysublimowany prostak nad prostaki, mam się za patriotę w nieszczekliwym stylu i w tym sensie znajduję się w szlachetnym gronie wyznawców miłości do swojego kraju. Tu spieszę donieść: jestem patriotą nietypowym, bo z wielbicielami np. faszyzmu, łączy mnie brak wspólnego mianownika. Jestem za ponownym i szybciutkim schodzeniem z drzew, nie mam więc krzty szacunku dla troglodytów, którzy zabrali się za eksperymenty z wiedzą i przenigdy nie będę łazić na czworakach przed owymi szubrawcami. Oświadczam też, że kompromis dla świętego spokoju, to dla mnie komunał.
*
Wpadły mi w oko dwa artykuliki z mojego miasta. Jeden traktuje o przekształceniu Bydgoszczy w kulturalną stolicę regionu, drugi przedstawia rzeczywistą moc obywatelskiego braku zgody na pauperyzację. Tu proszę o zapoznanie się z inseratem o podobnej wymowie:
https://pisarze.pl/publicystyka/2239-w-obronie-nauczania-historii.html , a szczególnie z komentarzem Andrzeja Waltera.
Wracając na bydgoską łączkę: z definicji METROPLII można wysnuć wniosek, że tak nazwane miasto już jest rozwinięte, a nie, że dopiero zamiaruje rozwój, że już jest dynamiczne i prężne, ufortyfikowane mądrością, szczodrze obdarzone umysłowymi tuzami, a nie, że ledwie co dycha pobożnymi intencjami i w związku z tym pakiet życzeń do złotej rybki.
Nazwanie METROPOLIĄ miasta patriotycznie podzielonego, to nadużycie i mijanka ze zdrowym rozsądkiem. Co ilustruje słuszna, lecz mizerna kontestacja w sprawie edukacji. Dęty protest „w temacie” nauczania Historii. „Masowy” po naszemu. Kolejny humbug. Słomiany zapał przyobleczony w bezruch. Falstartowa zapowiedź obywatelskiego buntu. Zapowiedź podobna raczej do krótkotrwałej burdy i zadymy, niż długookresowej i skutecznej akcji społecznego wyrażenia sprzeciwu.
Do napisania powyższych słów skłoniła mnie wiadomość, że w dniu 10 kwietnia przed pomnikiem Walki i Męczeństwa na Starym Rynku, w rzeczonej stolicy kulturalnej, demonstrowali przeciwnicy ograniczania nauczania historii w szkołach ponadpodstawowych. Manifestację zorganizowali Bydgoski Klub Gazety Polskiej, Stowarzyszenie Solidarni 2010, Stowarzyszenie Koliber, Narodowa Bydgoszcz, Idee Solidarności 1980 -1989 i Stowarzyszenie Osób Represjonowanych w PRL “Przymierze”.
Na Starym Rynku zebrało się około trzydziestu osób. Uczestnictwo tych tłumów pokazało, jak bardzo jesteśmy włączeni w rozwiązywanie życiowych problemów. W swoje być lub wyć? Jak nam zależy na normalnym państwie. Jak pojmujemy słowo patriotyzm. Czy wypada zatem dziwić się, że na tak oklapłe manifesty nikt nie reaguje? Żaden decydent nie raczy przejąć się takim kameralnym protestem? Czy trzeba wyrażać oburzenie z powodu nieistnienia dotacji na rzecz kultury i jej rzeczywistej promocji? Faktycznie, stanowimy zbiorowisko milczących niemot, oportunistycznych bojaźliwców z tchórzliwą pokorą dźwigających krzyż. Rozproszeni, podzieleni, oczekujemy z nadzieją na drwiący, lecz przeczyszczający śmiech przyszłych pokoleń.
*
Proces obywatelskiego sprzeciw jest długi i nie przebiega tak gładko, jak za dotknięciem czarodziejskiej maczugi. Przeciwnie: w każdym temacie poruszanym od lat, a w tym wypadku – od tysiącleci, zmiana mentalności dokonuje się z trudem: nie jest ani łatwa, ani prosta, a tym bardziej przyjemna; jedno lękliwe słówko „poczekajmy” potrafi zgasić entuzjazm i gwarantuje, że wszelka dyskusja zamienia się w absurdalne wypowiedzi naszych akademików z przedszkola. Absurdalne, ponieważ nikt nie lubi moralizatorstwa, pouczania, stawiania do kąta. Absurdalne, bo jak powiedział A. Bierce, absurd, jest to przekonanie niezgodne z twoimi poglądami*.
*
BIERCE AMBROSE GWINNETT, 1842–1914, amer. pisarz i dziennikarz; opowiadania niesamowite (Czy to się mogło zdarzyć, pol. wybór Jeździec na niebie), często związane tematycznie z wojną secesyjną i życiem pionierów w Kalifornii; epigramaty i aforyzmy.