Krzysztof Lubczyński – Polskie, arcypolskie, nieprzedatowane

0
373

Krzysztof Lubczyński 


Polskie, arcypolskie, nieprzedatowane

 

„Sztuka buntownicza i niezależna czy ukryty flirt z władzą? Czym była działalność kulturalna po Październiku 1956, jakie oblicze przyjął w niej demon totalitaryzmu? Stawiając sobie te pytania, Andrzej Werner przygląda się twórczości takich artystów, jak: Tadeusz Borowski, Jerzy Andrzejewski, Andrzej Wajda, Sławomir Mrożek, Tadeusz Różewicz i Zbigniew Herbert. Powstał w ten sposób fascynujący dokument epoki następującej po Październiku 1956, a także wciąż żywy i inspirujący opis ówczesnej kultury i literatury.Nowe wydanie książki „Polskie, arcypolskie…”, wyróżnionej Nagrodą Solidarności w 1987 roku, stanowi odpowiedź na poważny brak na polskim rynku wydawniczym. Pozycja ta, wydana na emigracji w niskim nakładzie, nie doczekała się dotychczas publikacji na wysokim poziomie edytorskim” – tak brzmi odwydawniczy anons trzeciego wydania klasycznego eseju Wernera, przypomnianego ostatnio przez krakowski Instytut Wydawniczy Znak. Pierwsze wydanie polskie ukazało się w sierpniu 1987 roku i miało, jak się zdaje, postać edycji podziemnej czyli bardzo, z powodów optycznych, trudnej w lekturze. Drugie ukazało się w Londynie, nakładem wydawnictwa Polonia, ale trudno dociec w którym roku, bo daty wydania, nie wiedzieć dlaczego, na nim brak, ale prawdopodobnie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.

Esej Wernera jest istotnym, o dużej wadze intelektualnej odniesieniem do powojennej historii inteligencji twórczej, ze szczególnym akcentem położonym na okres po Październiku 1956 roku. Jest to spojrzenie poprzez niektóre najistotniejsze zjawiska z dziedziny literatury i filmu, czyli sfer których Werner jest znawcą (z pominięciem teatru, który akurat nie leży w centrum jego zainteresowań oraz innych dziedzin sztuki, acz z uwzględnieniem tekstów scenicznych Mrożka i Różewicza). Swoją wędrówkę eseistyczną Werner rozpoczyna od osoby Tadeusza Borowskiego, którego prześwietla przez mannowski motyw kuszenia Adriana Leverkuhna oraz – z Dostojewskiego – Iwana Karamazowa, jako hipostaz kuszenia artysty przez marksizm i stalinizm. Dwa kolejne rozdziały poświęcił Werner „Popiołowi i diamentowi” Jerzego Andrzejewskiego jako powieści kluczowej dla zrozumienia okresu tuż powojennego, tak z powodu samej treści utworu, jak też z racji kontekstu historycznego, społecznego, ideologicznego i duchowego w jakim się ukazała. I oczywiście z powodu kontekstu w jakim odbyła się dyskusja wokół niej oraz funkcji dla jakiej została napisana i wydana. Już w tym rozdziale, odnoszącym się zasadniczo do roku 1945 i lat bezpośrednio po nim następujących, Werner przeskakuje 12 lat do przodu, do „Kanału”, „Popiołu i diamentu” oraz „Lotnej” Andrzeja Wajdy, filmów które zainspirowały sławną popaździernikową dyskusję wokół „kompleksu polskiego”. Czyli kłębowiska zagadnień, które podjął jednocześnie Andrzej Munk w „Eroice” i „Zezowatym szczęściu”, a to mianowicie kwestii stosunku do tradycji narodowej, rozrachunku z polskimi wadami i „grzechami głównymi”. Ta dyskusja osiągnęła swoje apogeum w połowie lat sześćdziesiątych w sporze między „szydercami” a zwolennikami „szacunku dla tradycji narodowej”, między piewcami „heroizmu” a zwolennikami „realizmu” i w dużym stopniu skoncentrowała się wokół ekranizacji „Popiołów” dokonanej przez Wajdę i eseju historycznego Zbigniewa Załuskiego „Siedem polskich grzechów głównych”. Na przykładzie „Kanału” formułuje Werner jedno z ciekawszych spostrzeżeń, które konstytuują jego esej: „Można na „Kanał” spojrzeć – nieco złośliwie – jako na próbę pogodzenia różnych, czasem sprzecznych ze sobą, choć stapiających się w jeden swoisty konglomerat zamówień – zewnętrznych wobec twórcy, wynikających ze złożonej struktury życia kulturalnego. A więc, po pierwsze, zamówienia społecznego na wizerunek powstania i powstańców odmienny od propagandowej wersji, zwłaszcza tej, która była rozpowszechniana w niedawnej przeszłości. Po drugie – oczekiwanej uległości wobec ducha przekory, szyderstwa z narodowych kapliczek i posągów, tradycyjnych wyobrażeń; oczekiwanej aprobaty dla inteligenckiej czy intelektualistycznej postawy wyosobnienia względem dziedzictwa własnej kultury, własnej przeszłości, dla pasji zdzierania masek – choćby z własnej twarzy, demaskowania wszystkiego co przegrało wraz z katastrofą wrześniową i – w pewnym sensie – jeszcze raz pod gruzami Warszawy. Po trzecie wreszcie, zamówienia całkiem już oficjalnego na taką wersję wydarzeń, która legalizowałaby i umacniała istniejącą władzę. Legalizowała i umacniała za pomocą wymienionych już mechanizmów; kontekst półprawd i wymuszonych przez cenzurę przemilczeń, kompromitację alternatywnych rozwiązań politycznych. I przede wszystkim myślenia i wartościowania w kategoriach odniesionego zwycięstwa jako racji wystarczającej i nadrzędnej i wynikającego z nich nakazu działania realistycznego, uznania oczywistych konieczności porzucenia mrzonek”.

Wydaje się, że opisanego powyżej modelu dałoby się użyć do opisu bardzo wielu zjawisk artystycznych okresu po 1956 roku, głownie z dziedziny filmu, choć także literatury i teatru.

Przy lekturze „Polskiego, arcypolskiego” niezbędna jest pamięć o kontekście historycznym, w jakim esej ten został przez Andrzeja Wernera napisany. Z daty wydania można wnieść, że w połowie lat osiemdziesiątych czyli tym dziwnym okresie po stanie wojennym, kiedy po opadnięciu kurzu bitewnego (jeśli można użyć takiego określenia) pierwszych lat po 13 grudnia 1981 umilkły najcięższe działa i zapanował osobliwy letarg, długa cisza przerwana nie burzą, ale – także dość dziwnym – przełomem roku 1989. Pamięć o metryce tego eseju jest istotna z różnych powodów. Jeden z nich wiąże się z – w oczywisty sposób – nasuwającym się pytaniem, czy znaczenia w nim (eseju) zawarte, są ciągle po blisko trzydziestu latach, aktualne czy też jest to dokument myślenia o zagadnieniach dziś już passe, zaprzeszłych, anachronicznych, a co najmniej przepracowanych. W tym kontekście istotnie brzmi inny fragment, z rozdziału „Sen o nicości”, w którym mowa jest o fenomenie tracenia przez „polskie” jego substancji i „historycznych wyróżników”. Otóż wydaje mi się, że niezależnie od historycznego już tylko sensu wielu sporów popaździernikowych, ta właśnie kwestia czyni „Polskie, arcypolskie” Andrzeja Wernera książką ciągle – choć nie we wszystkich jej pasmach i szczegółowych zagadnieniach – aktualną i wartą rozważań. Pokazały to choćby wydarzenia ostatnich dwóch lat, po 10 kwietnia 2010.

Szkoda zatem, że kolejne wydanie tego eseju spotkało się, przynajmniej dotąd, kompletnym milczeniem. Źle to świadczy o poziomie debaty intelektualnej w Polsce.

Andrzej Werner – „Polskie, arcypolskie”, Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2011

 

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko