Władysław Panasiuk
Pieśń o Krakowie
Czy twoje oczy widzą to samo?, czy twoje serce rytmu nabiera kiedy hejnału głos się unosi nad starym miastem, nad wież szczytami? I czy ta ulga wraz z gołębiami w niebiosa wzlata i tam zostaje gdzie chmur gromady? Krakowskie mury z pamiętnych czasów, cegły legendą kładzione, a w nich pamięci drzemie tysiące. Czasy świetności hymny śpiewają i duch, co w rynku mieszkanie stracił – przeniósł się dalej do kamienicy i tam uśpiony czeka w ukryciu na lepsze czasy – czy będą takie? Czy przyjdą czasy dawnej świetności, kto mi odpowie! – czy emerytom uśmiech ktoś zwróci i doda blasku kelnerce młodej, która nadgania biegiem wypłatę?
***
Bastion piękna, historii, uśmiechu i przywiązana, kraina uroczych dziewczyn rozdających darmowe uśmiechy, pozostające w pamięci na długie lata. Krakowskimi wąskimi ulicami spacerują legendy, a obok nich historia w księgach ujarzmiona. Z niej to czytamy nasze dzieje, z niej nabieramy mocy i sił potrzebnych w tych koszmarnych czasach. To dzięki niej jeszcze wszystko się łączy, jeszcze trwa, dobre podwaliny potrafią utrzymać nawet ruinę. Mamy znakomite fundamenty i mądrość, która drzemie w tych starych murach, ale tej mądrości nie pojęli wszyscy. Filozofowie naszej ery wierzą jedynie w pieniądze i w swoje „ja”, które jest zbyt nadwyrężone. Tylu mądrych ludzi opuściło to miasto, gdy odjechali do stolicy i zaraz po drodze zagubili mądrość, chyba, że duchy bastionu nie pozwalają zabrać ze sobą wszystkiego, co najcenniejsze. Może to, co stanowi skarb – odbierają!, pozostawiają w obrębie starych murów. Wiedza staje się zabytkiem – pytanie tylko gdzie mamy kustosza. Z doświadczenia wiem, iż do mądrości nie należy dolewać głupoty wszak taki skład chemiczny nic dobrego nie wróży. Rozglądam się po urzędach i jakoś nie udaje mi się tej mądrości dostrzec, czyżby była ulotna! Akademickie skupisko, miasto młodych talentów –tu rodzą się pomysły, tu rozkwita kultura, tu chce się żyć. Wierzę w to mocno, iż zdobyta tu wiedza będzie dobrze służyć Ojczyźnie, nie obcym. Nie będziemy dłużej wyrobnikami i pastuchami obcej trzody – stać nas na własną i wiem, że stać nas na mądry urząd, który stoi prawem i należycie dba o obywateli. Jak dotąd nie spotkałem się z podobnym, chociaż taki istnieje. Kraków liczy ponad tysiąc lat więc jest z czego czerpać dumę, jest się czym pochwalić. W tym tysiącu lat mieściła się również bieda, zło i rozgoryczenie i chyba ten stan rzeczy przetrwał. Dlaczego na pierwszym miejscu nie stawiam bogactwa przecież ono również istnieje. Tak, ale na znacznie dalszym planie ponieważ ludzie bogaci to ciągle margines, większość żyje biednie. Ktoś powie, że robić im się nie chce; owszem są i tacy, ale to znikomy procent. Bogaty kraj to ten, gdzie znakomita większość żyje dobrze, czyli dostatnio -dzisiaj takie zjawisko należy do rzadkości. Nawet w Ameryce większość ludzi żyje bo musi (z kredytu na kredyt), bez większych perspektyw, ale są tacy, którym zbywa –zresztą dotyczy to całej kuli ziemskiej. Wszędzie żyją ludzie; dobrzy i źli, bogaci i biedni, ”filozofowie” i mądrzy. Miejsce na ziemi Bóg zapewnił wszystkim; jednakże nie uwzględnił pazerności ludzkiej, która obecnie urosła do kolosalnych rozmiarów. Bóg uwierzył dogłębnie w człowieka, a czym się człowiek odwzajemnił! Dawniej liczyło się dane słowo, a nawet mówiło się, że jest droższe od pieniędzy, a dzisiaj nawet nie można polegać na sławetnej walucie świata. Spada wartość wszystkiego, kłamstwo zdominowało politykę, draństwo wyszło na ulicę, agresja przerosła wszystkie stany. Prywatne uczelnie więcej uwagi poświęcają opłatom za studia, a całkiem mało na solidną naukę, poziom mniej jak słaby. Jaka więc przyszłość czeka młode pokolenia?, co przekażą swoim dzieciom. Przyglądam się od lat polityce, gospodarce, wchodzącym ustawom –zdumiewa mnie niekompetencja i ta bezmyślność ciągle rosnąca w siłę. Wierzymy w każde słowo usłyszane w mediach, nasze lenistwo myślowe posunęło się do nieoczekiwanych rozmiarów, nie mamy własnego zdania i własnych mediów. Nie interesujemy się poczynaniami rządzących, a oni prowadzą nas w otchłań, z której nie ma powrotu. Wolimy zabawiać się w zielarzy, uzdrawiaczy, odchudzamy w czasach kiedy dzieci umierają masowo z głodu. Słowem jesteśmy głodni sukcesów, o które, co tu dużo mówić trudniej było nad Wisłą, a nie wiemy, że szczęście jest jedynie tam gdzie nas nie ma. Szczęście to dar Boży, na który rzecz jasna trzeba zasłużyć. Mijamy się z powołaniami, mijamy się z losem, mijamy ludzi, których los ominął. W kraju od lat rządzą obcy, a my błąkamy się jak dzikie stada dając się często porwać wygłodniałym sępom. Szukamy sukcesu, wierzymy minionym snom, a gdzie zostawiliśmy Boga ulegając dziwnym zabobonom. Zapominając o Stwórcy cofamy się do prymitywizmu, do lat gdzie z kamienia nie wytwarzano blatów kuchennych – tylko otępiałe narzędzia; grace i topory. Cofamy się do czasów, w których powstawał Gród Kraka. Nie dopisujmy do legend krakowskich własnych, nie starajmy się dublować historii wszak mamy i w tym godnych następców. Nie szukajmy wielkich słów – czasem nie są potrzebne, niekiedy wystarczy zwykłe milczenie. Już Dostojewski pisał, ”że bez cierpienia nie można zrozumieć szczęścia”- czyżby to motto rozpędzało nas po świecie! Czasami szczęście każe zbyt długo na siebie czekać, bywa, że omija człowieka z niezrozumiałych względów. Czy to tak dużo- wymagać od losu? Najtrudniej zrozumieć samego siebie i własną prostować drogę. Nie jesteśmy w stanie zastąpić wielkich, którzy od nas odchodzą, nawet nie potrafimy dokonać renowacji martwych budowli wzniesionych przez naszych praojców – dlaczego!. Zawsze czegoś brakuje; najczęściej pomysłów i pieniędzy. To drugie zrozumiałe, bo pieniądz kusi –więc, co z pierwszym!
Ktoś powie: nie od razu Kraków zbudowano, stąd wniosek, że nie w jednym pokoleniu możemy zostać milionerami, a może to wyjątek od reguły! Jedni całe życie budują, drudzy posiadają wrodzony dar niszczenia – tak jest również w Krakowie i tak jest na całym świecie. Analogie powtarzają się, a my zwykli ludzie czekamy na zmiany, żadna jednak wróżka nie potrafi zapewnić nas czy takie nadejdą. Oczekujemy na coś, co nie modne, wręcz nie osiągalne – ale, co byłoby z nami gdyby nie nadzieja!
Kraków kolebką najpiękniejszych snów, kuźnia młodych kadr, wylęgarnia pomysłów i droga do prawdziwej historii, którą tak wypaczają wrogowie w celu ośmieszania naszej godności. Tak wiele mądrości mieszka w wawelskim grodzie, więc dlaczego kraj potyka się na tak małych kamyczkach, na błędach wielokrotnie przerabianych? Dlaczego nie potrafimy sprostać problemom służby zdrowia, oddłużyć stocznie – wszystkim się udaje, tylko nie nam! Może trzeba przenieść stolicę do Krakowa by jego świetność podpowiadała rządzącym w małych codziennych i nad wyraz prostych sprawach. Doskonale radzimy sobie w swoich ogrodach, wypielęgnowanych do perfekcji, a ten wspólny pozostawiamy na pastwę losu, nie lubimy gdy drugi żyje podobnie, a już nie daj Boże lepiej! Ministrowie zatrudniają osoby mało kompetentne starannie wyzbierane z pociotków i jaki pan – taki kram. Ekonomia ma te same prawa w małych i wielkich gospodarkach, jej reguły są stare jak świat, ale kiedy dostanie się w nieodpowiednie ręce…Cóż mi ze skrzypiec – kiedy ledwo rozróżniam mowę od śpiewu! Dlaczego z uporem maniaka wciąż ci sami chcą naprawiać Polskę skoro już kilka razy próbowali bez żadnych rezultatów. Gdyby pieniądze potrzebne na utrzymanie bezsensownych partii przeznaczył na inne cele (choćby lecznictwo) problem przestałyby istnieć. Czy potrzeba do tego wiele mądrości i sztabu ludzi!, a zmniejszenie biurokracji-choćby usunięcie szwagrów i ciotek, czy to nie czysty zysk! Można by wymieniać te i podobne sugestie, a pieniądze sypałyby się jak lepperowskie zboże – ale lepiej zmniejszyć jałmużnę rencisty czy emeryta – to zawsze zdawało egzamin w przeszłości. Wręcz stało się modne życie kosztem drugiego człowieka, wysokich wypłat nie wystarczy dla każdego śmiertelnika. Rozrasta się nam ta kochana biurokracja; nawet sołtys ma rzecznika prasowego, a już nieco wyższe urzędy mają odźwiernych, wszak „ panisko” nie może zamknąć drzwi za sobą. Ale to są ci, co rzekomo służą społeczeństwu, pomagają rozwiązywać wciąż narastające problemy. Postawiono nas pod spadającą kroplę wody, która nie zabija dlatego, że jest silną lecz, że często spada i ciągle w to samo miejsce.