Krzysztof Lubczyński rozmawiał z ANDRZEJEM MANDALIANEM

0
276

Krzysztof Lubczyński rozmawiał z ANDRZEJEM MANDALIANEM


Trzy miesiące temu, 24 listopada 2011 zmarł w Warszawie Andrzej Mandalian. Oto jeden z ostatnich wywiadów z poetą przeprowadzony w czerwcu 2008 roku w jego mieszkaniu przy Alei Przyjaciół w Warszawie

 

 

O ile wiem język polski nie był Pana pierwszym językiem?

 

Istotnie, pierwszym był język ormiański w jego gwarowym wariancie góralskim, skądinąd doszczętnie przeze mnie zapomnianym, dopiero zaś później , kiedy mieszkałem już nie z dziadkami na Kaukazie, lecz w Moskwie rosyjski .W domu mówiono również po polsku, zwłaszcza gdy nie chciano, bym rozumiał rozmowy dorosłych. Byłem więc osłuchany, choć

język polski pozostawał dla mnie językiem tajemnic.

 

Jaką pierwszą polską książkę Pan przeczytał ?

 

Pisałem o tym w „Czerwonej orkiestrze”: drugą część „Potopu” czyli dzieje Kmicica od chwili, gdy przedzierzgnął się w Babinicza.

 

Urodził się Pan w bardzo egzotycznym miejscu- w Szanghaju. Jak to się stało?

 

Tak to bywa, gdy rodzice bawią się politykę. Ojciec-działacz związków zawodowych-przebywał w Szanghaju od kilku już miesięcy, kiedy przed wybuchem wojny domowej przyjechała do niego moja matka będąca w ostatnich miesiącach ciąży. Musieli mieć ze mną sporo zabawy podczas walk ulicznych. Opowiem panu coś o czym nie wspominałem dotąd chyba nikomu. W „Zdobywcach” Andre Malraux w reportażowej niemal relacji opisuje uciekających z Szanghaju Rosjan przekazujących sobie nawzajem i dalej, na statek jakieś niemowlę. Ponieważ w środowisku tym raczej nie było dzieci, a cóż dopiero niemowląt, z miejsca założyłem, ze musiało tu chodzić o mnie. Zawsze to pochlebiało mojej próżności, zwłaszcza, ze Malraux należał do moich ulubionych pisarzy. Po zdobyciu Szanghaju przez Czang – Kajszeka rodzice wraz ze mną znaleźli się w Rosji. Tam się chowałem w aurze tych romantycznych wydarzeń, a także hurrarewolucyjnej rosyjskiej poezji lat dwudziestych, nie dość chętnie już zresztą widzianej przez władze. Pewnie głównie wpływem całego tego klimatu należy tłumaczyć moje zaangażowanie poetyckie z lat 50.Choć zacząłem pisać wiersze w języku rosyjskim, nie miałem trudności z przejściem na polski. Trudności zaczęły się dopiero wówczas, kiedy zrozumiałem jak nieadekwatne było to zaangażowanie w stosunku do polskiej rzeczywistości. Wtedy przestałem pisać wiersze i to na dość długo.

 

A kim Pan się czuł narodowo, kiedy już Pan dorósł?

 

W ówczesnej powojennej Moskwie bardzo modne było czuć się Polakiem, ale naprawdę się nim poczułem w lipcu 1947 po przylocie do Warszawy.

 

Jak się Pan czuł w ZSRR?

 

No, przecież byłem napiętnowany od dziecka jako syn wroga ludu, ale pomińmy to. Sama atmosfera ogólnego zniewolenia sprawiła, że w Polsce lat 40-tych ujrzałem ni mniej ni więcej tylko oazę powszechnej wolności i szczęśliwości. Oczywiście na tę euforię składało się też – niejako pokoleniowe-poczucie powojennego ocalenia. Toteż nic dziwnego, że w Warszawie, będącej przecież wtedy kupa gruzów, urzekła mnie jej uroda podkreślana chociażby przez jej zieleń, tak kontrastująca z zabetonowaną Moskwą, która pozostała w mojej pamięci miastem antychrysta. Tej radości ocalenia w Rosji się nie czuło, wszystko zostało zabite przez klimat terroru. Po dziś dzień Rosja jest krajem dusznym, ale duchota w Rosji sowieckiej była naprawdę straszliwa.

 

 

Co Pana popchnęło do pisania?

 

Myślę, że samotność po zniknięciu rodziców. W pewnej chwili zacząłem myśląc wierszami.

 

Kiedy Pan powrócił do pisania po rozczarowaniach lat 50-tych?

 

To nie było rozczarowanie wyłączenie polityczne, również artystyczne, a więc po dobrych kilkunastu latach. W międzyczasie zajmowałem się najróżniejszymi robótkami literackimi: tłumaczeniami, pisaniem scenariuszy słuchowisk.

 

Czy Pańskie doświadczenie ze stalinizmem nie zabiło w Panu sympatii do lewicy?

 

To bardziej skomplikowana sprawa i nie chciałbym jej tutaj analizować. Przede wszystkim nauczyło mnie patrzenia rządzącym na ręce.

 

Polska po 1989 r. nie rozczarowała Pana?

 

Niezbyt, bo to co się wydarzyło było mniej więcej przewidywalne, chyba nieuniknione.

 

Jak Pan przyjął rządy braci Kaczyńskich?

 

Jako bardzo niesympatyczne wynaturzenie z istoty swej postsowieckie. Rzecz jasna, nie chce powiedzieć, że przekształciliby kraj w więzienie typu komunistycznego, lecz gdyby rządzili dłużej narobiliby wiele szkód.

 

Zaskoczył Pana nurt autorytarny w ruchu „Solidarności”?

 

Nie. Przecież również Wałęsa już w latach 80-tych zdradzał skłonności autorytarne. Tyle, że nie była to sprawa najistotniejsza. Najgorsza jest nieustanna aktywność rozmaitych strażników świętego ognia.

 

Wróćmy do poezji. Jak w Pańskim przypadku wygląda akt tworzenia?

 

Nie wiem czy to akt. W końcu dla każdego z nas pojęcie poezji znaczy coś innego. Dla mnie jest chwila refleksji, momentem olśnienia, nie zawsze kontrolowanym zapisem myśli i emocji. Nigdy nie obchodziło mnie sytuowanie się w jakimś konkretnym nurcie poetyckim. No i oczywiście pisanie wierszy jest dla mnie samego procesem dość zagadkowym, rodzącym się gdzieś poza naszą świadomością. Poeci często twierdzą, że ktoś lub coś dyktuje im te ich wiersze. Ja w każdym razie tego doświadczyłem. Niekiedy czyta się własny utwór i jest się zdumionym-to ja to napisałem?

 

Nie woli Pan wypowiadać się przez prozę?

 

Chyba jestem na to zbyt leniwy i proza mnie nudzi, a mówiąc poważnie odnoszę wrażenie, że w prozie jest trudniej ogarnąć dzisiejszy pokawałkowany coraz bardziej fragmentaryczny, śpieszący się świat. Zresztą gdy próbuję pisać prozę, zawsze wychodzi mi tzw. proza poetycka. Widocznie w mojej optyce tylko poezja daje dziś możliwość pewnej syntezy. Pozwala najpełniej odnieść się do tego, co się dzieje na naszych oczach.

Dziękuję za rozmowę.

 

Andrzej Mandalian – ur. 6 grudnia 1926 r. w Szanghaju – zm. 24 listopada 2011 r. w Warszawie. Poeta, scenarzysta filmowy, tłumacz. Urodził się w rodzinie działaczy komunistycznych, uczestników rewolucji w Chinach i wojny domowej w Hiszpanii. Od 1927 roku przebywał na terenie ZSRR. Studiował w Akademii Medycznej w Moskwie. Repatriowany do Polski w 1947 roku. W 1951 roku kontynuował studia medyczne w Akademii Medycznej w Warszawie.. W latach 1952-1953 oraz 1956-1959 pracował jako redaktor w tygodniku „Nowa Kultura”. Debiutował w 1950 roku. W latach 70. Związany z demokratyczna opozycją. Tłumaczył m.in. poezje Osipa Mandelsztama, Bułata Okudżawy, Josifa Brodskiego.

Autor m.in. tomikow wierszy: „Wiosna sześciolatki” (1951), wspólnie z Wiktorem Woroszylskim i Andrzejem Braunem, „Słowa na co dzień” (1953),„Dzisiaj” (1955),”Płomienie”(1953 poemat),”Czarny wiatr”(1957),”Krajobraz z kometą” (1976),”Egzorcyzmy”(1981),opowiadania „Na psa urok” (1985), powieść „Operacja Kartagina” (II obieg 1985), opowiadania autobiograficzne ”Czerwona orkiestra”(1993),napisany po śmierci ukochanej żony „Strzęp całuny” (2003) i ostatnio tom poetycki „Poemat odjazdu”(2007).Tłumacz poezji rosyjskiej, serbskiej, ormiańskiej. Autor wielu słuchowisk i scenariuszy filmowych, m.in. „Zakochani są między nami” (1964, reż. J. Rutkiewicz, „Dama pikowa” (1972), reż. J.Morgenstern). Jego ostatni to poetycki, to „Poemat odjazdu” (2007)

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko