Impresja Władysława Panasiuka
W RAJU POSEJDONA
Wicher szalał rwąc grzywy rozwścieczonym falom. Niebo się złączyło z rozgniewaną wodą. Niebieski nóż ognia ćwiartował noc czarną jakby chciał podzielić ciemność na kawałki. Maszt się wydłużał na błyskawic płótnie i tonął w ciemności jak miecz wytrącony, to znów się podnosił jak ręka zdobywcy, wtapiając się w nocy stargane zasłony. Niebywałe jęki wydawały fale rozbijając głowy o burty stalowe, a echo pioruna rozdwojonym głosem rozpłatało niebo na ogniste strzępy. Rozdarty głos płynął z mosiężnego dzwonu, lecz wicher porywał wszystkie jego dźwięki i wrzucał w głębiny gdzie ciemność i trwoga.
Wzburzone morze ma swoją muzykę, własne kolory i swój wizerunek. Potrafi być łagodne jak owieczka mała i groźne jak pazury głodnego tygrysa.
Ta noc była długa jak droga do raju i pokazała, jaki człowiek mały, nie jedną grozę napotkałem w życiu, nie jedno nieszczęście me oczy widziały. W nocy widać jaśniej, w ciemności jest światło.
Morze jest zawsze pełne uroku, w jego głębinach życie się budzi, maluje obraz swoich tajemnic, ale czasami kiedy się gniewa, jest niedostępne dla wszystkich ludzi. Przez wieki śmiałkom łamało ducha i prostowało ich charaktery. Lecz człowiek lubi trudne wyzwania, czasem się mirzy z przegranym losem. Trzeba nauczyć się morza słuchać, jego hałasu, grzmotu i ciszy, zrozumieć jego wielką potęgę.
„Łatwiej jest dzisiaj napisać księgę”, niźli zrozumieć najprostsze słowa. Prostota lęku niezrozumiała, choć mieści w sobie tak wiele głębi jak owe morza, co życie dają, karmiąc narody darami swymi. Wszystko jest jednym zamkniętym kołem; lądy i morza, bagna, i stawy. Wszędzie jest życie i śmierć jest wszędzie, na morzu ludzie też umierają, choć woda życiem jest dla człowieka.
Kapitan Nemo odbił od brzegu, by szukać wiary i zapomnienia, by gniew utopić w zmąconej wodzie. Morze potrafi dać ukojenie, zasklepić rany swoim balsamem i dodać wiary w pełnym wymiarze. Łatwiej zrozumieć na morzu Boga i pojąć wielkość jego skromności i poznać wszystkie cechy u ludzi, kiedy śmierć zajrzy w modre źrenice.
Szukamy szczęścia, które jest blisko, dobrego słowa i zrozumienia. Morze jest lekiem na wszystkie rany, bo gdzie odnajdziesz tajemnic tyle i pytań tyle, co odpowiedzi. Morze jak człowiek rankiem się budzi i też nie zawsze nocą usypia. Często swym gniewem burzy niebiosa i zmywa z brzegów człowieka winy, a później falą odpłynie w dal jako kochanek od swej dziewczyny.
Raj Posejdona wciąż tajemniczy, kołysze łodzie, zatapia smutki. Nie zna początku i nie ma końca, zagłębia myśli, jednoczy ludzi.
Gniew morza wielki i prawa srogie, a człowiek nadal w siebie wpatrzony, płynie po morzu jak listek mały. Płynie w noc ciemną jak wilk osaczony.
Niebieski nóż ognia ćwiartuje noc czarną, rozdarte echo oderwane z dzwonu, milknie porwane przez wiatr oszalały.
Na dwie połowy przeciął miecz niebiosa, ognista lawa zatoczy się kołem, a biały anioł miecz pochwyci w dłonie i zmierzy się z drugim aniołem.
Walki nie ma końca, krzyżują się miecze, na niebie łuna blaskiem się zapala, trafiony anioł miecz wypuszcza z dłoni…
Łączy się niebo z morzem błyskawicą, rozjaśniając grzywy rozwścieczonych fal, grom sypie się z nieba jak dojrzałe ziarno.
Pokonany anioł powstaje z obłoku, nieśmiertelnym ruchem otwiera niebiosa i kłania się Bogu siedzącym na tronie. Bóg skinie ręką i wzburzone fale do snu się kładą jak posłuszne dzieci. Wiatr swym balsamem osusza twarz mokrą i cisza łagodzi serca kołatanie.
Człowiek wie, że po burzy następuje cisza i nadal pewny siebie podąża do celu.
Inaczej patrzy na pogodne niebo i na anioła, który drzwi otwiera, a kiedy trwoga zagląda w źrenice, na chwilę umiera… po czym znów się budzi….