Andrzej Wołosewicz
Uwaga, nadchodzi Anna Maria Musz!!!
Wiersz tytułowy tomiku „Errata do trzech wymiarów” Anny Marii Musz (Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2010) jest jednocześnie , tak go czytam, wierszem programowym, wierszem prowadzącym, bo i użycza swego tytułu całemu tomikowi i wyraźnie zakreśla przestrzeń, w której poruszają się pozostałe wiersze. A jest to przestrzeń nielicha, wyrąbywana w mocowaniu się z niezwykle silnymi rywalami, zobaczmy:
„świat trzech wymiarów jest już ustalony
określono prawa natury
życiowe konieczności
potrzebne stałe niezbędne hierarchie
ale końcowe strony czekają na wklejenie erraty
będzie o czym pisać
wystarczy przedostać się wyłomem wyobraźni między fizykę a filozofię
podważyć obwolutę sądów opini pewników (…)”
No tak, wepchnąć się między fizykę a filozofię niełatwo, a podważyć obwolutę pewników jeszcze trudniej, dlatego sytuacja poezji staje się dramatyczna, chociaż autorka mówi o niej w sposób nad wyraz stonowany, co – moim zdaniem – tym silniej buduje napięcia:
„nie łudźmy się
poezja zmienia tylko tych, którzy zechcą jej słuchać
chyba że sami poniosą ją dalej
pieszo
niezwykli zjadacze chleba bez obiecanych skrzydeł
a jeśli nawet nie ufacie słowom
a tym bardziej poetom
dajcie im tyle ostatnich szans o ile poproszą
zawsze możecie przecież
skazać ich na śmierć przez postawienie
w cieniu zakurzonej półki”
Zatem poezja, uśmiercana zwykłym gestem odstawienia na półkę, chce robić erratę do trzech wymiarów, czyli de facto erratę do świata, który te trzy wymiary opisują. To bardzo silne otwarcie, na tyle silne, że nie umiem się w tych wierszach odnaleźć. Próbuję się w nich rozeznać. Apetyt rozbudzony zapowiedzianym podważeniem sądów, opinii, pewników i wyobraźnią czyniącą wyłom między fizyką a filozofią znajduje zaspokojenie nie tam, gdzie odsyła! Dominuje bowiem, jak zauważył autor posłowia Leszek Żuliński, autotematyzm, który jest… perfekcyjny! Tak dużo tak dobrych wierszy o poezji, o samych wierszach w wydaniu jednego autora i to w jednym tomiku nie czytałem nigdy.
„złożyć życie
w ofierze
na ołtarzu poezji
(…)
o tym się nie mówi
ale w to się wierzy
podpisując cyrograf
znaleziony
na ołtarzu poezji
sprzedając duszę słowu”
(„Cyrograf”, s. 7)
„już jest taki wiersz
koszmar dla poetów
krąży w przestrzeni
i czyha na zapisanie”
(Arcywiersz”, s.9)
„wiersza życia
za którym gonisz
przez przepastne zwątpienia
nie odnajdziesz w myślach
(…)
i zawsze pamiętałaby odłożyć piór
w chwili największego zachwytu”
(Wiersz życia”, s.11)
To tylko kilka (z kilkudziesięciu!) przykładów tematycznej a właściwie autotematycznej dominacji. Mamy teraz taką oto sytuację, że „wierszowatość” wierszy o wierszach, wierszy o poezji, ta meta-poezja, wielce mnie zadowala a zupełnie mi brakuje innej krwi. To znaczy chciałbym, aby wiersze Anny Marii Musz rzuciły się na rzeczywistość, a one, gdy to robią, właściwie robią unik, jak w „Komentarzu nieobowiązkowym” (s.27):
„tym razem nic o uczuciach
dość już wszystkie rozważono
porozbierano na sylaby poprzebierano w wiersze
lepiej opisać chmurę
albo kwiat ale tak by był
pegazotwórczą ikoną
zbudowaną od nowa z ducha i z atomów”
Chciałoby się powiedzieć, że chmurę też przenicowano w poezji na przestrzał. Chociaż wiersza z „materiałem kulturotwórczym” np. „Muza Homera (s.47), „Mona Lisa” (s.51), „Rozmowa z Orfeuszem”(s.60), „Marionetki Zbigniewa Preisnera” (s. 73), w których widać wyraźnie, że autorka mierzy się z dużymi sprawami, że idzie odważnie ku wyzwaniom odwracając się od błahostek. I nawet jeśli pomocą jest tu dla niej na razie bardziej Biblioteka niż Życie, to kwestią czasu jest, gdy będzie odwrotne. Piszę o tym, bo Musz pokazuje niesamowitą moc poetyckiego słowa, swego poetyckiego słowa, stosując go w większości do tegoż słowa a nie do „świata trzech wymiarów”, który ma, już w pierwszym wierszu, jak na widelcu. Czekałem na to, że pohasa poetycko w tych wyłomach między fizyką a filozofią, nawet, jeśli miałaby to być „ledwie” errata. Poetka ewidentnie ma w ręku klucz do poetyckiego Sezamu. To widać w narracji, sposobach budowania napięcia w wierszu, w przebłyskach takich jak:
‘są w tobie ciemne przestrzenie
obłąkane pustkowia”
(z „wiersza katastroficznego”, s.14) Ten kluz to już naprawdę dojrzały warsztat słowa. Oto bowiem u młodej poetki właściwie nie występują żadne ozdobniki, żadne sztuczności, żadne podpórki, żadne błyskotki, których nadmiar często razi nawet u starszych poetów. Autorka najzwyczajniej, ba!, do takiej zwyczajności dochodzi się latami, mówi do czytelnika. I to mówi świadomie, errata wszak zawsze polega na skupieniu uwagi na tym, że percypuje się tekst w dwóch wymiarach, bo trzeba słyszeć, o czym jest tekst i patrzeć, jak owo „o czym” zostało wyrażone, by wyłapać ewentualne błędy. I tą strukturę podwójności widać w wierszach Anny Marii Musz, w frazach takich jak ta z „Muzy Homera”:
„przykro mi
już poległeś parę wersów wcześniej”
Autorka pokazuje solidny klucz, który – upieram się – już posiada, ale nie otwiera nim jeszcze Sezamu. Ma wszelkiej poetyckie papiery, by być nową siłą w poezji polskiej na miarę Małgosi Lejdy czy Anki Kowalskiej debiutujących kilka lat temu, czekajmy więc cierpliwie na spełnienie. Na razie na mego poetyckiego nosa mamy sytuację taką, w której poetycki potencjał, sprawność i już ujawnione możliwości dystansują o mil kilka zebrany do tej pory bagaż z doświadczeń dwudziestodwuletniej autorki. Oczywiście ten „zarzut” nie dotyczy tego, czemu w gruncie rzeczy poświęcona jest „errata do trzech wymiarów”, czyli poezji o poezji. Sprawność Musz, gdy przedmiotem jej poetyckiej roboty, meritum jej poetyckiego zainteresowania jest słowo, to, co z nim można zrobić, jak ono pracuje, słowem, gdy poetycka robota dotyczy samoodniesienia, gdy mamy do czynienia z autorefleksją. Tu wiersze Musz nie mają wieku, jak każda, nie boję się tego słowa, doskonałość. Nie trzeba tu szukać lepszego komentarza niż ten Żulińskiego z posłowia: „Jestem zdumiony tymi wierszami. Takie wiersze pisze się pod starość, kiedy wszystko już legnie w rytualnej ruinie i zastanawiamy się, dlaczego w ogóle piszemy… Anna Musz, wstępując do literatury, chce u samego progu wiedzieć to wszystko, czego ja nie wiem pod sześćdziesiątkę.”
Jeżeli więc utrzyma formę i wzbogaci ją doświadczeniem, które wymaga czasu, bo nie ma tu ścieżek na skróty, to będziemy mieli nową gwiazdę w poezji polskiej.
Jeżeli pisałem, że nie umiem się w tych wierszach odnaleźć, to już wiesz, Czytelniku, dlaczego: one przekraczają krytyczno-literacką miarę zarezerwowaną dla debiutu.