Krystyna Habrat
ZACHMURZONE ŻYCIE PUBLICZNE
Zrywam się rano szczęśliwa, bo zaraz napiję się z mężem kawy, potem czeka mnie kilka ciekawych spraw. Może uda mi się wreszcie napisać dobre opowiadanie, które jakoś mi nie wychodzi. Może znajdę na to czas w nadmiarze innych obowiązków.
Tylko najpierw poranna toaleta. Włączam małe radio, stojące na posadzce obok szafki z kosmetykami. Po chwili ożywczej muzyki, poranne wiadomości. Nic nowego. Większość do znudzenia powtarzana od kilku dni. Jakby ktoś chciał wbić je nam do głowy na pamięć.
Nagle z tej magmy wychwytuję jeszcze dłużej wbijane nam zdania, że to tylko temat zastępczy, bo opozycja nie ma nic nowego (może powiedział: „mądrego”, ale zagłuszył to słowo kran z gorącą wodą) do powiedzenia, więc posługuje się kłamstwem i… Wyłączam radio jeszcze mokrą ręką. Niech się nawet zepsuje. Nie mam siły na wysłuchiwanie powtarzanych w kółko frazesów. Najpierw przez kilku narwanych, a dziś przez kogoś już z drugiego planu, dotąd nie wzywanego do odpowiedzi, jakiegoś bodajże ekonomistę, który lekcję tamtych wkuł i pytluje jak papuga. Pewnie ma ambicje zrobić karierę. Media takim własnie podsuwają mikrofon z pytaniem, jak skomentuje coś tam, coś tam, a naiwniak uszczęśliwiony, że dostąpił zaszczytu udzielenia wywiadu, gulgocze wyuczoną lekcję.
Mój dobry humor gaśnie.
Na co mi takie informacje:, kto kogo? Kto, na kogo?, że temat zastępczy, że kłamstwa, że ta okropna opozycja…
Kilka dni później w porannych wiadomościach inny ważniak zaczyna od śmiechu. Pytanie dotyczy kary śmierci dla najtrwalszych zwyrodnialców, a on się śmieje. Wyśmiewa myślących inaczej, nie podług obowiązującego aktualnie sposobu mówienia o tych i wszystkich innych sprawach, bo przecież tak mamy mówić, myśleć i nie wolno nam zwątpić w obowiązującą poprawność.
Spróbujmy tylko mieć swoje własne zdanie na kilka spraw nawet nie politycznych, ot na temat rewolucji seksualnej, planowania rodziny, religii w szkole, lustracji, chorych psychicznie czy zboczeń. Możemy na te tematy mówić cichutko, bo głośniejszy szept ktoś może zakwestionować i się oburzyć, że myślimy nie tak jak trzeba.
Ale czy obowiązująca poprawność polityczna jest zawsze słuszna? Kiedyś było w modzie wyśmiewanie poglądów mieszczańskich. Mówiło się, że syci, gnuśni umysłowo i zadowoleni z siebie mieszczanie mają ciasne, zatęchłe, poglądy, fałszywą moralność jak na przykład taka Dulska z dramatu Zapolskiej. Artyści, zabiedzeni, niedocenieni, patrzyli na mieszczuchów z najwyższą pogardą. Nawet to przekonywało, choć w domu wpajano nam, szczególnie dziewczętom, co innego. Potem na wykładzie z psychiatrii usłyszałam, że właśnie mieszczański styl życia, uporządkowany i ze zdrowymi zasadami moralnymi, jest najlepszy dla zdrowia psychicznego, dla atmosfery wychowawczej dzieci. Ale wyśmiewana Dulska nie jest tu odpowiednim przykładem i krytykować ją można dalej. Tylko satysfakcja feministek z postępującej rewolucji seksualnej nie jest chyba słuszna. Czy cieszyć się, że przybywa nastolatek rodzących dzieci? Że te dzieci – młodociane matki, często samotne i ich potomstwo – są potem niekoniecznie syte i szczęśliwe? Nie tędy droga. Młodym dziewczynom zamiast wciskać zachęty do wolności i używania ciała, a przy tym coraz bardziej obniżać wymogi progu dorosłości w postaci matury i egzaminów wstępnych na studia, należałoby podsuwać książki do nauki, żeby zdobywały wykształcenie, dobry zawód i samodzielność. Niech nauczą się myślenia, odpowiedzialności, prowadzenia domu, gotowania. Jak dawniejsze panny na wydaniu, niech haftują i czytują wiersze oraz powieści. Ale urywam ten wątek, bo nie chcę być starą ciocią, co wszystko ma za złe i wie lepiej. Ja tylko się zastanawiam…
I nie chcę wysłuchiwać nieustannych napaści na przeciwników politycznych. Starzy ludzie pamiętają, że kiedyś potępiano zachodnich imperialistów, którzy przysyłają nam stonkę ziemniaczaną, zwalczano wiejskich kułaków, chuliganów, sabotażystów, wrogów ustroju, bo walczono o pokój i utrwalenie ustroju. Dziś walczy się z opozycją, która niepokornie odważa się myśleć po swojemu. Po co ta nieustanna walka społeczeństwu? Żeby przymusić ludzi do określonych poglądów? Bez przerwy mamy tego słuchać? Nie da się. Nikt nie wytrzyma tak jadowitego życia publicznego, jak i wiecznie zachmurzonego nieba nad sobą. To nie tylko brzydka pogoda niczym najgorsza listopadowa szaruga, ale niezdrowe miazmaty, które ludzi zatruwają. Tak pełne jadu życie publiczne niszczy nasze zdrowie psychiczne, radość i chęć do życia.
Lepiej wyłączyć się. Wziąć do ręki dobrą powieść i zatonąć w innym świecie. To najlepsza pora przypomnieć młodym, którzy wymigują się od czytania, by zamiast buszować po internecie w złudnym poczuciu uczestniczenia w czymś ważnym społecznie, powrócili do rozkoszowania się literaturą piękną. Komputer, internet to dobra rzecz, ale nadmiar tego przestaje być dobrodziejstwem. Warto im przypomnieć, że w długie wieczory, gdy za oknem mrok, ziąb i dmie wichrzysko, najlepiej poczytać powieść albo tomik z wierszami. Jakąś nowość kupioną w księgarni albo coś starego z domowej półki, co może kupowali jeszcze dziadkowie, a teraz nikt już tego nie wydaje.
Grudzień to miesiąc mroczny i smutny, gdy dzień jest krótki, a czasem tak zachmurzony i szary, jakby go wcale nie było. W dodatku mamy Adwent i kierujemy myśli na sąd ostateczny i koniec świata, co nas przeraża. Niewierzący też ulegają smutkowi… z powodu jesiennej szarugi. Kiedy już się tym dosmucimy do cna, a utrudzone kobiety porobią w domu prządki świąteczne, popieką ciasta i mięsa, przyjdzie Boże Narodzenie. Jak to dobrze! Nastanie radość kolęd, choinki, szopki z Dzieciątkiem i pełnymi życzliwości życzeniami wszystkich dla wszystkich. To już za trzy tygodnie.