Z. Marek Piechocki
Kobiety Liszta -Księżna Karolina z Iwanowskich Sayn Wittgenstein
( część druga)
Zjeżdżano na nie z całej Ukrainy po Święcie Trzech Króli i bawiono prawie do końca lutego. To tutaj podpisywano umowy dzierżawne, angażowano plenipotentów i rządców majątkowych, dokonywano wszelkich transakcji kupna-sprzedaży płodów rolnych czy hodowlanych, także majątków ziemskich. To słynne Kontrakty Kijowskie. W dzisiejszych czasach, w Poznaniu – POLAGRA, ale co tym dzisiejszym targom do Kontraktów? Gospodarczym sprawom towarzyszyła rozmaitość rozrywek ze swoimi uciechami i powabami. Kwitło życie towarzyskie, w hotelach i zajazdach co bogatsi otwierali tymczasowe salony. Goszczono się wzajemnie. Uczęszczano do teatrów, na koncerty – rozmaitość i różnorodność rozrywek była imponująca.
Do nich należały, między innymi, występy sławnych artystów. Grał tutaj znakomity, równany z Nicolo Paganinim, skrzypek polski Karol Lipiński.
W 1832 roku dała tu koncert Maria Szymanowska.
Przyjazd na czas Kontraktów „największego pianisty świata”, jak oFranciszku Liszcie wówczas w gazetach pisano, wzbudził zrozumiałą sensację i poruszenie. Także dla samego pianisty jakże ważnym stał się ten czas, to miejsce. Tutaj, w Kijowie, pozna kobietę, która stanie się jego prawdziwą muzą.
O taką rolę, nadaremnie się starając, walczyła przez bez mała dziesięć lat hrabina Maria d’Agoult.
„Zajęta załatwianiem swoich interesów” – napisała biografka Liszta Lina Ramann – nie wiedziała, że sławny wirtuoz bawi w Kijowie.
Franciszek Liszt zapowiada i daje koncert na cele dobroczynne – na liście subskrypcyjnej przy jej nazwisku kwota 100 rubli. Artysta, zdumiony wysokością datku udaje się do niej by osobiście podziękować za tak hojne wsparcie celu. To pierwsze spotkanie tych dwojga – razem wiele zmienią w muzyce europejskiej, zwłaszcza niemieckiej. Razem, a przecież nigdy nie dostąpią zalegalizowania swojego związku.
On – wirtuoz fortepianu, bywalec europejskich salonów, uwielbiany przez kobiety… A ona ?
Księżna Karolina z Iwanowskich Sayn Wittgenstein. Spadkobierczyni i zarządzająca samodzielnie ogromnymi dobrami na Ukrainie z pałacem w
Woronincach. Jedyne dziecko Pauliny i Piotra Iwanowskich herbu Rogala.
Do regularnych szkół nie chodziła, jednak odebrała od swoich rodziców, a także kolejnych guwernantek i nauczycielek, które dla jej krnąbrności i samowoli zmieniano nader często, całkiem niezłe wykształcenie. Zarówno to, potrzebne później do zarządzania dobram, jak i ogólne, literackie. Kiedy skończyła siedemnaście lat, ulegając życzeniu ojca poślubiła księcia
Mikołaja Sayn-Wittgensteina, do którego nie żywiła serdeczniejszych uczuć.
Zdaje się, że ojciec Karoliny kierował się li tylko przyszłymi koligacjami rodzinnymi, bo niemiecki książę nie posiadał ani majątku, ani stanowiska. Za to spokrewniony z wieloma wielkimi rodzinami – np. Radziwiłłami – przez małżeństwo swojego brata Ludwika, być może miał dodawać splendoru rodzinnym Woronincom Iwanowskich. Plany Piotra Iwanowskiego na niewiele się zdały, ponieważ książę prowadził hulaszczy tryb życia, na miał żadnych umiejętności do zarządzania posiadłościami, zresztą w domu nader rzadko bywał.
W lutym 1837 roku księżna Karolina urodziła córkę księcia. Dano jej imiona Maria Paulina Antonina. Była jedynym dzieckiem Karoliny, później ulubienicą Franciszka Liszta. Książę Mikołaj „w świecie”, żona z dzieckiem w Woronincach. Zarządza majątkiem, znakomicie sobie radzi z plenipotentami, zarządcami, służbą. Poza obowiązkami gospodarczymi dużo czyta – Scheling, Hegel, Goethe, Dante. Też pisze – w 1845 napisała komentarz do „Fausta”; nie doczekał się jednak druku.
Księżna Karolina nie była pięknością. Wzrost średni, cera oliwkowa, rysy nieregularne, włosy kruczoczarne. Zaciekawiały w niej oczy. Duże o pięknym blasku, pytająco patrzące na rozmówcę. Wygląd miała, jak to ktoś określił, nobliwy. Ubierała się, podobno, kolorowo i jaskrawo, według własnego gustu, dość luźno związanego z obowiązującą modą. Później, nieco starsza, raczej niegustownie. Fotografie pokazują kobietę raczej dość brzydką. Wielu wypowiadało się o jej cechach charakteru. Mi®dzy innymi Stanisław Moniuszko …nie był zachwycony ani jej urodą ani zachowaniem, umiejętnością „bycia”.
Drugiego lutego 1847 roku Franciszek Liszt dał recital w sali kijowskiego uniwersytetu. Wśród publiczności była księżna Karolina. Słuchając gry pianisty, jak później wyznała, nie mogła rozeznać czy jest on wirtuozem, artystą czy szarlatanem. Dopiero w kilka dni później, kiedy posłuchała porannej mszy i skomponowanej przez Liszta muzyki do Pater Noster ,orzekła, że jest artystą, prawdziwym artystą, i że jego powołaniem winno być komponowanie, a nie tylko odtwarzanie muzyki. Tak też się stało. Za kilka miesięcy, latem 1847 roku, w niewielkiej rosyjskiej miejscowości Elizawetgrad dał swój ostatni solowy recital, zakończył karierę jako wirtuoz. Nie znaczy to, że wystąpił po raz ostatni. Grał jeszcze wiele razy. Jednak tylko na cele dobroczynne i już nie solo.
Dwukrotnie odwiedzał Franciszek Liszt księżnę Karolinę w Woronincach.
Po raz pierwszy zaraz po Kontraktach, akurat w czas dziesiątych urodzin
małej księżniczki Marii, i powtórnie jesienią tegoż roku. Jesienny pobyt przedłużył się na zimę i artysta wyjechał stamtąd dopiero w drugiej połowie stycznia 1848 roku. Opiekuńcza sympatia Karoliny wobec Liszta przerodziła się w miłość. I to ona pierwsza wyznała swoje uczucie. Mówiła nie tylko o swojej miłości, ale także, że pragnie zostać jego żoną, żyć dla niego i jego geniuszu. Liszt, mający już doświadczenie swojego związku z hrabiną d’Agoult miał wykrzyknąć: „Pani, bogata księżna, i ja, biedny artysta – to nie może, to nie może się stać!”.
Po wyjeździe Franciszka księżna, jak co roku, udała się na Kontrakty Kijowskie. Licząc się z tym, że może do Rosji nigdy nie wrócić sprzedaje kilka swoich majątków za zawrotną sumę miliona rubli w złocie. Całość wywiozła ze sobą do Weimaru, gdzie miała się spotkać z ukochanym. (Historia przemytu kuferka z rublami przez kilka granic mogłaby stanowić kanwę niezłego filmu przygodowego).
Weimar – niewielkie miasteczko po raz kolejny stanie się dzięki parze Liszt – księżna Sayn-Wittgenstein ogniskiem artystycznym Niemiec. Po raz kolejny, bo przecież wysławili je sobą Goethe i Schiller. Dlaczego akurat Weimar? Tutaj mieszkała siostra cara Mikołaja, Wielka Księżna Maria Pawłowna. To na jej życzliwość i wstawiennictwo u brata o uzyskanie zgody na rozwód Karoliny z Księciem liczyli kochankowie. Nadzieja daremna, bo car sprzyjał opuszczonemu i jakoby ograbionemu z majątku żony, Księciu.
Tak czy inaczej zostali w tym mieście jedenaście lat. Potem był Rzym.
W pięćdziesiątą rocznicę urodzin Franciszka Liszta para była już prawie pewna zwycięstwa – to znaczy uzyskania rozwodu u papieża – jednak ten cofnął unieważniający małżeństwo wyrok Trybunału Kościelnego. Skłonności mistyczne Franciszka i Karoliny, którzy uznali, że to Wola Boża, wzmogły się. Wiemy, że pianista przyjął niższe święcenia kapłańskie, Księżna zaś zajęła się pisaniem „świętych” książek, które w większości pozostały w rękopisach. Inne, wydane własnym sumptem niewielu miały czytelników. Liszt – mieszkaniec Europy – nadal podróżował, uczestniczył w życiu muzycznym wielu krajów. Stał się guru dla niezliczonej rzeszy muzyków – zarówno wykonawców jak i kompozytorów.
Uczucie, jakim zapałali do siebie księżna Karolina i Franciszek Liszt, przetrwało całe ich życie. Wprawdzie ostatnie lata spędzili osobno – ona w Rzymie, on w Niemczech – zawsze jednak bliscy sobie. Listy kompozytora do Księżnej, tak sądzę, mogą być wzorcowymi dla wszystkich zakochanych. O swoim tęsknieniu tak pisał 22 lutego 1848 roku: „Serce moje wzbiera, głowa płonie, mózg wysycha. Czy czuć tak i dręczyć się myślami, jak ja się dręczę, to znaczy żyć i kochać?”. I w innym miejscu tego samego listu: „Winnaś liczyć na mnie w każdej minucie życia. Jestem cały na twoje usługi”. Z Krzyżanowic, gdzie w majątku przyjaciela księcia Lichnowskiego przebywał, oczekując przyjazdu ukochanej, tak napisał 2 kwietnia: „Obym cię mógł ujrzeć niedługo, bo serce moje, dusza, wiara i nadzieją są tylko w tobie, z ciebie i dla ciebie. Niech cię prowadzi Anioł Pański, moja promienna gwiazdo poranna!”. W końcu, w czerwcu 1848 roku razem przybyli do Weimaru. Księżna zamieszkała na piętrze willi „Altenburg”, Liszt (na razie)w hotelu „Erbprinz”. Całe dnie spędzał u Księżnej. Każdego ranka posyłał jej czułe bileciki: „Dzień dobry! Dobry dzień! Dobry dzionek! Ślę ci moją poranną modlitwę, która jest samym dziękczynieniem”. Czy po latach coś się zmieniło? Nie! A listy do Księżnej Karoliny podpisywał nadal różnorodnie, zawsze ciepło i znacząco. Nawet kiedy wspomina o rzeczach przykrych, podpisywał się „Bliźniak”. A tak relacjonował swoje odczucia w 1864 roku, czyli w siedemnaście lat od poznania się: „Kiedy rozstaję się z tobą, moja dusza nie podąża za ciałem. Zostaje cała przy tobie – zawsze!”. I może już ostatni cytat z listu datowanego 5 września 1864 roku, tj. z czasu, kiedy wraca na krótko do Waimaru, do willi „Altenburg”. „Ściany jęczą i zawodzą! A ja płaczę i płaczę, i mogę tylko płakać bijąc czołem przed tobą, mój aniele! Jesteś tu wszędzie i wraz z twoją miłością Bóg wstępuje do mego serca”.
Księżna Karolina była naprawdę muzą Franciszka Liszta. Tworzył swoje dzieła w jej obecności. Jej aprobata zawsze była dla niego najważniejsza. Wszystkie jego literackie próby, począwszy od biografii Fryderyka Chopina, były dyskutowane. Dokonywała korekty książek i innych publikacji, które wydawał. Niektórzy biografowie uważają nawet, że to ona była autorką większości narracji. Stała się kimś nie do zastąpienia. Znała jego najtajniejsze odczucia i myśli.
Jestem ciekaw, bo już chyba nikt tego się nie dowie, czy wiedziała o kilkuletniej korespondencji i uczuciu (wzajemnym – o czym świadczy zachowanych około 130 listów Liszta) do skończenie pięknej i wytwornej Agnes Street-Klindworth. Dama ta prawie dwa lata przebywała w Weimarze, była uczennicą Franciszka Liszta, choć pianistką zostać nie planowała. Wyjechała w kwietniu 1855 roku. Tak pisał do niej : „…Jakie ciemności teraz w tych dwóch oknach, w których tak często cię widywałem!” No cóż. Zdaje się, że księżna Karolina bardzo dobrze znała swojego przyjaciela i kochanka, bo tak mówiła „…Jego dusza zarówno jak i jego ciało domagają się kobiecego towarzystwa i kobiecej opieki. Dusza jego jest zbyt delikatna, zbyt artystyczna, zbyt uczuciowa, aby mogła być pozbawiona obcowania z kobietami. Musi on mieć wokół siebie kobiety, i to kilka kobiet równocześnie, tak jak w orkiestrze odczuwa potrzebę wielu instrumentów, wielu bogatych barw dźwięku”.
Na tym, jakże tolerancyjnie brzmiącym akapicie, kończę to pisanie o kobietach, które zaznaczyły swoją obecność w życiu geniusza fortepianu
Franciszka Liszta. Owszem, to tylko takie zaznaczenie tematu, bo przecież całkiem grube tomy na ten temat już napisano i można do nich sięgnąć. Jeśli kogoś ciekawi.