Z lotu Marka Jastrzębia
Labirynty i inne przedsięwzięcia
Stanisław Grochowiak oświadczył, że bunt się ustatecznia. Poeta był człowiekiem niebywale kulturalnym, a więc nie dziwi mnie ten eufemizm. Ja nie należę do ludzi przesadnie subtelnych, toteż powiem, że bunt pierniczeje. Ale najprzód jest wściekle żwawy. I to dobrze, bo bunt jest przywilejem młodości. Powiem więcej: buntować się można tylko za młodu, albowiem buntuje się ten, co mało wie. Bo co to za bunt w wykonaniu zdziadziałego powściągliwca i czcigodniaka!
Mam pytanie: czy można uczynić raban będąc człekiem statecznym, dostojnym, prawie zacnym i niemal roztropnym oraz – sakramencko układnym? Podejrzewam, że wątpię. Zresztą są przykłady, dokumenty, teksty. Na przykład Bolesław Prus, Henryk Ibsen, Karol Dickens, a z niedawnych – Aleksander Sołżenicyn. Ich poglądy przechodziły ewolucję od optymizmu do pesymizmu. Nie odwrotnie. Od jasnych stron po ciemne, by nie rzec – mroczne. Z wiekiem, a zwłaszcza z doświadczeniem życiowym przemija entuzjazm i parcieją marzenia przechodząc w mrzonki. Przekwita młodzieńczy zapał, a rodzi się staruszkowaty sceptycyzm. Rzadziej mówi się „NA PEWNO”, częściej natomiast – BYĆ MOŻE. Jest się ostrożniejszym w wyrażaniu radykalnych sądów. Mniej nonszalanckim, a bardziej wyrozumiałym.
Już Mickiewicz napomykał, byśmy za młodu uczyli się łamać ze słabością. Jednakowoż z czym młodzi mają się łamać, skoro dopiero zaczynają swoją życiową drogę? Jak mogą biec nie umiejąc chodzić? Dotychczasowe rozważania o buncie powstały dlatego, że wszedłem na ciekawie się zapowiadające internetowe pismo (Labirynt). We wstępnym artykule redakcja zdradza swoje zamiary i jak to z deklaracjami bywa, są one przewspaniałe. Na pierwszy ogień oberwało się postmodernizmowi. Z czego się ucieszyłem, bo już od dawna zasługiwał na szczypa w ideę. Postmodernizm, tak samo jak relatywna matematyka, nie są to bajki z mojego świata; nie zwykłem uważać szaleństwa za naturalność. A na drugi ogień redakcja puściła bąka pod tytułem: A COŚCIE UCZYNILI Z POLSKĄ KULTURĄ, BARANY? Tytuł jest nośny i odpowiadający prawdzie, ale treść artykułu została zaadresowana naiecałkowicie trafnie. Zgoda, że politycy doprowadzili do zapaści. Lecz nie zwalajmy całego zła na polityków!
Popatrzmy lepiej na dzisiejsze gazety, galerie malarskie, kina i inne karykatury. Spytajmy, gdzie jest klasyka, kto widział w repertuarze Felliniego, Bergmana, Kurosawę, a w telewizji program edukacyjny? Zobaczmy, co preferują nasze wydawnictwa i czy warszawski „Przekrój” kontynuuje krakowskie uprzystępnianie najlepszej prozy? Nic z tych rzeczy! Galerie pokazują genitalia na druciku, telewizja przedstawia intelektualne masakry z meksykańską piłą w roli głównej, czasopisma – poetyckie i prozatorskie gnioty, a Szekspir w ujęciu współczesnych adaptatorów ma umysł przeżarty kretynizmem.
To nie politycy każą się zachwycać bzdetami. To twórcy gazet, teatralni i filmowi reżyserzy – wizjonerzy, telewizyjni układacze ramówek, popmisjonarze zapędzają ogłupiałe społeczeństwo prosto do rezerwatu o nazwie KULTURALNY BISKUPIN XXI w. Oczywiście, przy istotnym udziale politycznych balwierzy.
Reasumując: powołanie do życia pisma z ambicjami jest prawdopodobnie fajnym zagraniem i niewykluczone, że w obecnych czasach okaże się ono poczytne i potrzebne. Problem jednak w mnożeniu internetowych bytów; po cóż dublować coś, co już jest? W poprzednim artykuliku zahaczyłem o podobny temat i konkluzja była taka: róbmy jedno pismo dobrze, a nie mnóstwo byle jak.