Józef Jasielski – Goła Dusza

0
89

Józef Jasielski


Goła Dusza

——————————–

Z dużym samozaparciem obejrzałem znany spektakl znanego reżysera i poczułem się jak znany trunek znanego J. Bonda – zmieszany, ale nie wstrząśnięty. I chciałbym się z tego wytłumaczyć. Po pierwsze – nigdy mnie nie fascynowało środowisko społecznego marginesu; narkomani, zboczeńcy, poszukiwacze własnej płci, demoni zła…cała ta ciemna strona rzeczywistości. Nie to – że jestem jakimś piękno-duchem lub cierpię na znieczulicę…Ja im nawet współczuję i chyba ich rozumiem. Każdy jest kowalem swojego losu. Co wykujesz, to masz. Teatr zawsze wkraczał w te rejony. Tylko może nie tak dosłownie i cieleśnie jak przez coraz mniej modne teksty „brutalistów”, których czołową przedstawicielką była Sarah Kane. Była – bo powiesiła się w londyńskiej klinice w wieku 28 lat…

Taką właśnie klinikę prowadzoną przez psychopatycznego doktora Tinkera oglądamy na scenie. Tutaj manipuluje się sadystycznie ludzkimi emocjami, dokonuje amputacji i okalecza ciała, doprowadza perfidnie do samobójstwa…Teatr okrucieństwa. Szpital jak z obozu koncentracyjnego doktora Mengele.  Czy to poszerza naszą wiedzę o rzeczywistości, czy tylko ją ekstremalnie metaforyzuje ? Recenzenci zgodnie orzekli, że ten „realizm kloaczny” ma „wielką poetycką i metafizyczną siłę”…Jakie zatem przesłanie dla widza wyłania się z tej orgii fizycznej i psychicznej przemocy ? Ano – mało odkrywcze, zgoła banalne. Wyłania się „wołanie o miłość”. Jedna z postaci zdaje się prosić: „Kochaj albo zabij !”. Głód miłości pod zagrożeniem śmiercią. Cóż, wszyscy chcemy być kochani, ale nie koniecznie za taką cenę. Dużo się tu mówi o miłości, ale na scenie jej nie widać. Jest deklaratywna i beznadziejna. Odpychająca. I nie wzrusza. Tyle – jeśli chodzi o treść.

Po drugie – nigdy nie podniecała mnie golizna w publicznym wydaniu. Nie to – że jestem jakiś pruderyjny, czy, nie daj Boże, katolik, ale lubię popatrzeć na coś ładnego. Na tym przedstawieniu czułem się jak w publicznej rozbieralni, w której, jak na złość, umówili się tacy, którzy pod karą grzywny nie powinni się rozbierać…Człowiek u Kane jest z założenia cielesny aż do bólu. Jedna z postaci mówi: „Chcę tak wyglądać, jak czuję..” To pewnie zarzutowało na żeńską obsadę. Reżyser, zgodnie z ideą, odcisnął ludzkie relacje w ciałach, co poskutkowało w paru scenach kopulacji, onanizowania się, oddawania moczu i kupy…Oczywiście starał się przełożyć dosłowność i dosadność na metaforyczny znak. I tak: dwa golasy zwarły się przyrodzeniami w pozach, a za nimi przelatują po ścianie…kwiatki, aktor i aktorka symulują artystycznie akt seksualny rozkładając „baletowo” nogi i ręce z dodatkiem przydechów, dwaj aktorzy / tym razem dosyć zgrabni / siedzą „rozpięci” na krzesłach na golasa, epatując widownię „ptakami”…ba, jeden z nich nawet drugiego dyskretnie onanizuje…I to wszystko z wielkiej potrzeby miłości. Rozumiem. Miłość niejedno ma imię. Podziwiałem cywilną odwagę aktorów. Przekraczali siebie. Może nie do końca. Należało pokazać prawdziwy akt. Jak już, to już. Tyle – jeśli chodzi o formę. Mimo tego wszystkiego – spektakl był profesjonalny, wypracowany, prowokacyjny dla mało odpornych…Czy był wybitny ? Są tacy, dla których był i kropka.

Część widowni demonstracyjnie wyszła, część widowni wstała i próbowała wywołać owację / pewnie brakuje im tego w domu albo byli z klubu kibica /. Też biłem brawo. Za wysiłek. Za 110 zł. obejrzałbym gdzie indziej coś bardziej sexi…A miłość i tak się obroni. Bez takich teatralnych dopalaczy. A tak w ogóle – to niech każdy robi to, co chce. Po to mamy demokrację.

Sarah Kane – „Oczyszczeni”  

Reżyseria – K. Warlikowski
Scenografia – M. Szczęśniak

Koprodukcja Wrocławskiego Teatru Współczesnego, TR Warszawa, Teatru Polskiego w Poznaniu, Hebbel-Theater w Berlinie.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko