Józef Jacek Rojek: Ma się pod jesień

0
157

Józef Jacek Rojek

Ma się pod jesień

Niby jeszcze lato (życia!), a już ma się pod jesień (twórczości?) – rzekłbym na nadesłany mi od kolegi po fachu tomik wierszy, czyli Stanisława Grabowskiego  Jeszcze sen. Notatki do jesiennych rekolekcji*), którego to tom szczerze polubiłem. A szczególnie za trzy notki poetyckie: na pierwsze, drugie i trzecie urodziny Stasia; nota bene  idealnie odnoszące się tematem i klimatem  do mojej wnuczki Antosi. I jeszcze jedno: tytuł recenzji jest  przypisany  szóstemu tomikowi wierszy Jerzego Harasymowicza, opublikowany blisko 50. lat temu, kiedy niniejszy autor właśnie debiutował w prasie, bowiem już jawiło się  nowe pokolenie poetyckie po Współczesności – mające wówczas swoje  apogeum popularności. A trzeba teraz przyznać, że Jerzy Harasymowicz z całej tej plejady autorów, był zapewne  najmniej „zaangażowany społecznie” w swej poezji,  tworzący osobno, z ideą „wzajemnej życzliwości człowieka i natury, wody, liści, zwierząt” – jak określił ją Piotr Kuncewicz.  I dziwię się, że do dzisiaj nikt z tzw. polskich „obrońców przyrody i ekologów” nie obrał go swym  patronem?! Może dlatego – jak się orientuję –  że Harasymowicz  gros swej poezji stworzył był w PRL-u, więc widocznie obecnie  nie uchodzi…

Piszę o tym niejako dla przypomnienia, iż każde pokolenie ma swe wzrosty/bunty, trwanie i jesienne rekolekcje, jakby dla zrekonstruowania i potwierdzenia swego miejsca w twórczości, którą ongiś Jerzy Harasymowicz tak był opisał w wierszu tytułowym na zakończenie, iż:

„…Obojętniemy rutyną  serca przechodzą i wyobraźnie
O inaczej widziałem te nasze laury ubogie i zielska
O inaczej to życie mamroczące coś światu niewyraźnie”.

Również ten wątek odnajduje  „poetyckie odbicie” w następnym pokoleniu, w innej poetyce, ale uobecniony  na przykład w tomiku Jeszcze sen  Stanisława  Grabowskiego, który  konkluduje:

Opuściła mnie armia metafor
o północy czy o poranku
tego nie wiem.

Bez rozgłosu
wycofała się
na z góry upatrzone pozycje
ale za jaką  górę
i tego nie wiem.

Została mi jedna jedyna:
ja – człowiek.

Zostałem ja – człowiek, czyli to, co najważniejsze: z dotychczasowym bagażem wzlotów i upadków, który jednak może śmiało  powiedzieć, że: „Nie złorzeczę Panu Bogu / nie proszę Go o nic / nie zakłócam Jego spokoju / nieszczęściami / mojego autorstwa //  dał mi życie / i wolną wolę / czy to nie wystarczy // A skoro jest tak wielki / że zapomniał stworzyć siebie / nie może stwarzać mu kłopotów / ktoś mniejszy / od robaczka guzika grosza / więc…” (w: „Nie złorzeczę Panu Bogu”).

Więc i ja również mogę to samo powtórzyć za Autorem, mimo że co nieco nazbierało mi się brudu za paznokciami jak  zepsutych jabłek, ale mimo tego,  od razu  lżej mi się na sercu zrobiło, pisząc niniejsze słowa, bowiem również debiutowałem – tyle że rok  wcześniej od Staszka Grabowskiego – w antologii „Młoda wieś pisze”. I tkwią we mnie również od paru lat pewnego rodzaju „rekolekcje poetyckie”, co do samego siebie, twórczości, etc; stąd mój tu osobisty ten  wtręt, być może nie na miejscu, prawda? Ale nie mogę tego nie napisać, skoro czytam znowu u Stanisława Grabowskiego takie oto słowa, krystalizujące  niemal metafizyczny obraz: „Zapisujesz rzęsami / powietrze, że brakuje mi tchu. // Otwieram usta, / żeby nie krzyczeć. / Zamykam oczy.  Ślepiec. / Krew się tłoczy // jak litery w alfabecie. / Znikąd pomocy.” (w: „Zapisujesz rzęsami powietrze, że brakuje mi tchu”); i  podpisuję się pod wersami obiema rękoma, wszak niejedno imię ma miłość, ale nigdy nie dość o niej pisania.

I tak jest z pozostałymi wierszami w tym rekolekcyjnym tomie Jeszcze sen Stanisława Grabowskiego.

Ba, tomik wprawdzie nie zanadto pojemny, ale ileż w nim tematów i wątków, zapowiedzi i spowiedzi, sprawdzań i nowych pytań o sens  naszego istnienia, twórczości czy   codziennej działalności, bądź o historycznych  paradoksach, i stąd mający wpływ na nieprzemijalność pewnych  idei czy mitów, typu: „Powiesili  obok Niego / łotra na  krzyżu, / nie wiedząc, że budują mu pomnik / trwalszy od spiżu. / Już zawsze będzie  z Nim / jako brat w niedoli, / czy jako wieczny wyrzut?” (w: „Powiesili obok Niego łotra na krzyżu”). A już z zanadrza historii wyjmujemy podobną sytuację, tyle że nic nie wiemy o zawartości Biblioteki Aleksandryjskiej, tylko kto ją spalił, prawda?

Również ironia – i to wyśmienita ironia ze szczyptą humoru  – wcale nie obca jest Stanisławowi Grabowskiemu, skoro przyznaje niby ze skruchą, że: „Nie napisałem dotąd / wiersza o jabłku. // A przecież piersi kobiece, / pośladki, brzuch, kolana, głowa / to jabłka, jabłka, jabłka, / tony jabłek. // Więc słuchaj babci, / mamy i taty, / i jedź jabłka, gryź jabłka, / delektuj się nimi, smakuj jabłka, / bij się o jabłka. // Na okrągło.” (w: „Nie napisałem dotąd wiersza o jabłku”). Przyznaję, że również nie napisałem  wiersza o jabłku, ale zawsze słuchałem się „mamy i taty” na ile mogłem sprostać ich przestrogom…

A że naprawdę  „ma się pod jesień”, widać również po lirycznym westchnieniu Autora tego tomu w utworze „Była początkiem i końcem świata”:

Był  początkiem końcem świata
sednem istnienia
miarą wszechrzeczy
tamta dziewczyna,
która szła na spotkanie
ze mną
w kretonowej różowej sukience
w grochy
i w pepegach
malowanych na biało
pastą do zębów.

Aby nie przedłużać, jeszcze jeden, symptomatyczny,  wiersz na zakończenie, abyśmy mieli jakie takie pojęcie o obecnych wierszach Stanisława Grabowskiego: „Stary jest. / Za sobą wlecze wózek. / Na nim woda i chleb. // Butelki z mineralną się trzęsą, / chleb się trzęsie / i on się trzęsie / w słońcu, / deszczu / i śniegu. // Za nim wózek, / a przed nim co?” (w: „O sąsiedzie  taka myśl”. I z tą „rekolekcyjną notką” pozostawiam nie tylko spekulatywnym Czytelnikom niniejszy tom do zapamiętania, bo warto.

———
Stanisław Grabowski Jeszcze sen. Notatki do jesiennych rekolekcji. PATI, Warszawa 2011, ss.6

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko