Józef Jacek Rojek
Ma się pod jesień
Niby jeszcze lato (życia!), a już ma się pod jesień (twórczości?) – rzekłbym na nadesłany mi od kolegi po fachu tomik wierszy, czyli Stanisława Grabowskiego Jeszcze sen. Notatki do jesiennych rekolekcji*), którego to tom szczerze polubiłem. A szczególnie za trzy notki poetyckie: na pierwsze, drugie i trzecie urodziny Stasia; nota bene idealnie odnoszące się tematem i klimatem do mojej wnuczki Antosi. I jeszcze jedno: tytuł recenzji jest przypisany szóstemu tomikowi wierszy Jerzego Harasymowicza, opublikowany blisko 50. lat temu, kiedy niniejszy autor właśnie debiutował w prasie, bowiem już jawiło się nowe pokolenie poetyckie po Współczesności – mające wówczas swoje apogeum popularności. A trzeba teraz przyznać, że Jerzy Harasymowicz z całej tej plejady autorów, był zapewne najmniej „zaangażowany społecznie” w swej poezji, tworzący osobno, z ideą „wzajemnej życzliwości człowieka i natury, wody, liści, zwierząt” – jak określił ją Piotr Kuncewicz. I dziwię się, że do dzisiaj nikt z tzw. polskich „obrońców przyrody i ekologów” nie obrał go swym patronem?! Może dlatego – jak się orientuję – że Harasymowicz gros swej poezji stworzył był w PRL-u, więc widocznie obecnie nie uchodzi…
Piszę o tym niejako dla przypomnienia, iż każde pokolenie ma swe wzrosty/bunty, trwanie i jesienne rekolekcje, jakby dla zrekonstruowania i potwierdzenia swego miejsca w twórczości, którą ongiś Jerzy Harasymowicz tak był opisał w wierszu tytułowym na zakończenie, iż:
„…Obojętniemy rutyną serca przechodzą i wyobraźnie
O inaczej widziałem te nasze laury ubogie i zielska
O inaczej to życie mamroczące coś światu niewyraźnie”.
Również ten wątek odnajduje „poetyckie odbicie” w następnym pokoleniu, w innej poetyce, ale uobecniony na przykład w tomiku Jeszcze sen Stanisława Grabowskiego, który konkluduje:
Opuściła mnie armia metafor
o północy czy o poranku
tego nie wiem.
Bez rozgłosu
wycofała się
na z góry upatrzone pozycje
ale za jaką górę
i tego nie wiem.
Została mi jedna jedyna:
ja – człowiek.
Zostałem ja – człowiek, czyli to, co najważniejsze: z dotychczasowym bagażem wzlotów i upadków, który jednak może śmiało powiedzieć, że: „Nie złorzeczę Panu Bogu / nie proszę Go o nic / nie zakłócam Jego spokoju / nieszczęściami / mojego autorstwa // dał mi życie / i wolną wolę / czy to nie wystarczy // A skoro jest tak wielki / że zapomniał stworzyć siebie / nie może stwarzać mu kłopotów / ktoś mniejszy / od robaczka guzika grosza / więc…” (w: „Nie złorzeczę Panu Bogu”).
Więc i ja również mogę to samo powtórzyć za Autorem, mimo że co nieco nazbierało mi się brudu za paznokciami jak zepsutych jabłek, ale mimo tego, od razu lżej mi się na sercu zrobiło, pisząc niniejsze słowa, bowiem również debiutowałem – tyle że rok wcześniej od Staszka Grabowskiego – w antologii „Młoda wieś pisze”. I tkwią we mnie również od paru lat pewnego rodzaju „rekolekcje poetyckie”, co do samego siebie, twórczości, etc; stąd mój tu osobisty ten wtręt, być może nie na miejscu, prawda? Ale nie mogę tego nie napisać, skoro czytam znowu u Stanisława Grabowskiego takie oto słowa, krystalizujące niemal metafizyczny obraz: „Zapisujesz rzęsami / powietrze, że brakuje mi tchu. // Otwieram usta, / żeby nie krzyczeć. / Zamykam oczy. Ślepiec. / Krew się tłoczy // jak litery w alfabecie. / Znikąd pomocy.” (w: „Zapisujesz rzęsami powietrze, że brakuje mi tchu”); i podpisuję się pod wersami obiema rękoma, wszak niejedno imię ma miłość, ale nigdy nie dość o niej pisania.
I tak jest z pozostałymi wierszami w tym rekolekcyjnym tomie Jeszcze sen Stanisława Grabowskiego.
Ba, tomik wprawdzie nie zanadto pojemny, ale ileż w nim tematów i wątków, zapowiedzi i spowiedzi, sprawdzań i nowych pytań o sens naszego istnienia, twórczości czy codziennej działalności, bądź o historycznych paradoksach, i stąd mający wpływ na nieprzemijalność pewnych idei czy mitów, typu: „Powiesili obok Niego / łotra na krzyżu, / nie wiedząc, że budują mu pomnik / trwalszy od spiżu. / Już zawsze będzie z Nim / jako brat w niedoli, / czy jako wieczny wyrzut?” (w: „Powiesili obok Niego łotra na krzyżu”). A już z zanadrza historii wyjmujemy podobną sytuację, tyle że nic nie wiemy o zawartości Biblioteki Aleksandryjskiej, tylko kto ją spalił, prawda?
Również ironia – i to wyśmienita ironia ze szczyptą humoru – wcale nie obca jest Stanisławowi Grabowskiemu, skoro przyznaje niby ze skruchą, że: „Nie napisałem dotąd / wiersza o jabłku. // A przecież piersi kobiece, / pośladki, brzuch, kolana, głowa / to jabłka, jabłka, jabłka, / tony jabłek. // Więc słuchaj babci, / mamy i taty, / i jedź jabłka, gryź jabłka, / delektuj się nimi, smakuj jabłka, / bij się o jabłka. // Na okrągło.” (w: „Nie napisałem dotąd wiersza o jabłku”). Przyznaję, że również nie napisałem wiersza o jabłku, ale zawsze słuchałem się „mamy i taty” na ile mogłem sprostać ich przestrogom…
A że naprawdę „ma się pod jesień”, widać również po lirycznym westchnieniu Autora tego tomu w utworze „Była początkiem i końcem świata”:
Był początkiem końcem świata
sednem istnienia
miarą wszechrzeczy
tamta dziewczyna,
która szła na spotkanie
ze mną
w kretonowej różowej sukience
w grochy
i w pepegach
malowanych na biało
pastą do zębów.
Aby nie przedłużać, jeszcze jeden, symptomatyczny, wiersz na zakończenie, abyśmy mieli jakie takie pojęcie o obecnych wierszach Stanisława Grabowskiego: „Stary jest. / Za sobą wlecze wózek. / Na nim woda i chleb. // Butelki z mineralną się trzęsą, / chleb się trzęsie / i on się trzęsie / w słońcu, / deszczu / i śniegu. // Za nim wózek, / a przed nim co?” (w: „O sąsiedzie taka myśl”. I z tą „rekolekcyjną notką” pozostawiam nie tylko spekulatywnym Czytelnikom niniejszy tom do zapamiętania, bo warto.
———
Stanisław Grabowski Jeszcze sen. Notatki do jesiennych rekolekcji. PATI, Warszawa 2011, ss.6