Józef Jasielski: MAŁO HAŁASU O NIC…

0
84

Józef Jasielski


MAŁO  HAŁASU  O  NIC…


Polski teatr od ładnych paru lat układa swoje stosunki z klasykami na zasadzie swoistej nekrofilii. Wyobracać takiego nobliwego nieboszczyka, przydusić, wymiętolić obscenicznym gestem i na koniec przydać nadętej głupoty, żeby nie był mądrzejszy od nas…Rzecz ciekawa, że taki radosny proceder cechuje artystów i krytyków w większości należących do mniejszości; tej seksualnej. O nazwiskach na razie zamilczę, żeby mnie nie okrzyknięto rasistą albo czymś gorszym. Czy to przypadek, czy też jakaś forma odreagowania swojej ułomności za publiczne pieniądze ? Daleki jestem od teorii spiskowej, ale ten ściekowy trend tak się mocno mutuje w nobilitacjach i gratyfikacjach, że już nie nadążam ze swoim zaprzałym konserwatyzmem…I dalibóg, cenię bogactwo wyobraźni, prawo do twórczych poszukiwań, akcentowanie własnej osobowości / jeśli się takową posiada /…I tak ciężko wywalczoną „wolność artysty”. Tylko wolność – od czego ? Gorzej, że coraz częściej w teatrze chce mi się wyć i uciekam zniesmaczony, bo nie ma tam myśli, którą bym chciał zatrzymać, nie ma obrazu, który chciałbym ożywić, nie ma emocji, która by mnie wsparła na resztę dnia…Jest za to świat upodlony, zohydzony, zredukowany do prymitywu w każdym swoim przejawie. Być może taki on i jest na zewnątrz, ale czy jego plugastwa muszą dopadać mnie wszędzie, gdzie się ruszę ? Taplamy się w scenicznym masochizmie…


W walentynkowy wieczór wybrałem się z Ewą do Teatru „Wybrzeże” w Gdańsku na komedię podobno Williama Szekspira „ Wiele hałasu o nic”. Pomimo poważnego ostrzeżenia, jakim był prasowy wywiad reżysera-dyrektora teatru, Adama Orzechowskiego. Już jego deklaracja : „ nie będziemy gwałcić Szekspira” powinna zapalić czerwone światło. I obietnica, że pokaże mi „świat, gdzie intryga i manipulacja są metodą dominującą”…No i to: „ gdy nie ulegnie się uwodzicielskiej sile powierzchownych atrakcji, można nimi znakomicie opisywać nasz świat.” No i ten Orzechowski nie uległ i opisał ! Nie uległ „uwodzicielskiej sile powierzchownych / dla niego / atrakcji” i pociął niemiłosiernie na postdramatyczną modłę tekst, pozbawiając go żywiołu akcji, i co gorsza, usuwając sceny i fragmenty komediowe, przerobił dzieło Szekspira na brutalistyczny tekścik w stylu jakiegoś Ravenhila czy biedaczki Kane…Prof. Jan Kott niegdyś nieopatrznie napisał : „Szekspir jest jak gąbka, bo wchłania w siebie od razu całą współczesność.” No i załatwił szacownego klasyka. Gąbka nadaje się do zlewu…Orzechowski ma zlew i kojarzy, że tropem najnudniejszego z Niemców, Franka Castorfa, którego dzieło osobiście obfotografował, powali nas na kolana odkrywczą interpretacją. Dokonuje „adaptacji”, naginając, aż trzeszczy, tekst wielkiego klasyka do wyssanej tezy. W końcu można wszystko przerobić na wszystko…Zachodzi odważne dziś pytanie : po co ? Domniemywam, że reżyser Orzechowski chce być w „awangardzie” i pokazać, że tak bardzo nie odstaje od nagłośnianych mutantów sceny. Chciał być taki. Może nawet na przekór sobie. To, że usunął wesołe kawałki, a zostawił same smutne i sprośne…Jak się uparł, miał prawo. Gorzej, że usunął także wprowadzone przez Szekspira kapitalne komiczne postaci – Dogberry`ego i jego „wesołej kompanii” strażników. Ich rola jest kluczowa dla finałowego happy endu. Oni to bowiem, konstable pod komendą Dogberry`ego odkrywają podstęp Don Juana i stanowią dramaturgiczną przeciwwagę w momencie pojawienia się tragicznego zagrożenia w postaci dojrzewającej intrygi tegoż Don Juana. To tak, jakby kulawemu zabrać laskę. Jeszcze gorzej, że zamiast wyżej wymienionych reżyser wprowadził księdza-konferansjera / pląsający dyskotekowo Jarosław Tyrański /, który, z entuzjazmem wartym lepszej sprawy, wykrzykuje do mikrofonu / co ? / jakieś instrukcje dla książęcych strażników / gdzie oni są ? / w asyście dwu kobitek, emanujących mocno zleżałym seksem. „Wiele hałasu o nic” stoi na fundamencie komizmu słownego, na wywracaniu słów na drugą stronę, na umiejętności prowadzenia dowcipnego dialogu. I tutaj kluczowym elementem staje się para kochanków : Beatrice i Benedyk. Ich błyskotliwe dialogi, słowna szermierka to komediowy „traktat przeciwko małżeństwu”, ale ta „wojna płci” kończy się jednak pokojem i ślubem. Orzechowski zredukował ich relacje do inwektyw i obscenicznych gestów / vide: Beatrice rozkładająca nogi, aby zachęcić partnera skrawkiem czarnych majtek prześwitujących przez rajstopy…brr ! / . To tak, jakby zburzyć filar konstrukcyjny tej / jednak ! / komedii. Masakra.


Tyle, co do bez-treści. Jest jeszcze forma. Ma się rozumieć – nowoczesna. Jest to „spektakl zerojedynkowy”, czyli, jak wymyślił dyrektor, z zerową scenografią i „jedynkową” rolą interpretacji reżyserskiej i aktorskiej. I to wszystko rzeczywiście zeruje się ! Na pustej scenie duży, „cienki” podest w parkietowy wzorek i zadarty do góry na linii horyzontu. W tym podeście jeszcze jeden podest do wyświetlania animacji. Z góry zwisają gęsto mikrofony, niczym druciana szczotka mojej suńki, i służą do deformacji głosu ryczącego aktora / biseksualny Marek Tynda /. Magdalena Gajewska wymyśliła coś, co można wystawić w „Zachęcie”, bo to totalna abstrakcja i bez żadnego pożytku dla aktora. Gdy wchodzą na to gromadą aktorzy ubrani w ciuchy z lumpeksu, kryzys rzuca się w oczy i obezwładnia z czasem. Wykonawcy za pomysłem reżysera ustawiają się w grupki, tyraliery i romby. Wyraźnie nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego, bo najczęściej gapią się na widzów i coś beznamiętnie cedzą. Jak to wycedzą, to odwracają się zadkiem do widowni i jakoś tak kołyszą się czy gibają…W choreografii Zbigniewa Szymczyka często-gęsto szpikowanej głaskaniem się po torsach, ocieraniem pośladków o przyrodzenie partnera, a nawet rytmicznym „robieniem loda” chłopu przez chłopa…nie ma choreografii.  Poziom gry aktorskiej woła o pomstę tam, gdzie krępuję się powiedzieć. Nawet zakładając, że wystąpił miły dyrekcji trzon zespołu, a garstka profesjonalistów dorabia się w serialach, czarno widzę teraźniejszość i przyszłość Teatru „Wybrzeże”. Może to i dobrze, że na razie tak mało hałasu o prawdziwe nic. Dopóki władze ślepną, nikomu włos z głowy nie spadnie. Cała nadzieja w kryzysie. Wellcome !

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko