Z lotu Marka Jastrzębia: O INTERNECIE, NASZYM PORTALU I SZKOLNYCH LEKTURACH

0
165

Z lotu Marka Jastrzębia


O INTERNECIE, NASZYM PORTALU I SZKOLNYCH LEKTURACH

Jan StępieńW Internecie można być, kim się chce. Wątły astmatyk reklamuje się jako bywalec siłowni, paralityk odgrywa szybkobiegacza, tuman – filozofa. Kto ma gwałtowną ochotę uchodzić za literata, nawiedzonego proroka, katechetę dla satanistów. Komu doskwiera powszechne niezrozumienie, szmatławe ego i w Realu potrząsają nim jak pies flakiem, ten wchodzi na literackie forum i tu się może dowartościować wywijając stylistyczne hołubce. Pisać odkrywcze banialuki w rodzaju „wyszłem, zaszłem i doszłem”. Stosy fanów tego rodzaju twórczości cmokają z zachwytu błagając autora o książkowe wydanie owych arcydzieł szmiry. Autor puchnie z dumny i obiecuje swoim klakierom, że wkrótce da głos i opisze, jaką miał wstrząsającą kupkę.


Sądzę, że podstawowym mankamentem mię
dzyludzkiej komunikacji, jest teraz ANONIMOWOŚĆ: autor, lub komentator wyrażający swoją opinię na jakiś temat, ukrywa się za gardą nicka. Jest anonimowy, a to znaczy, że myśli, iż jest bezkarny. Zatem pisze swoje emetyki schorowanej duszy, miota byle co i byle jak, bo wychodzi z założenia, że nikt go nie rozpozna. I obwieszcza użytkownikom, co mu się tłucze po szarych komórkach.


Od chwil, gdy jestem w tym miejscu, zakończyłem bezowocne poszukiwania jakichś dobrych portali i postanowiłem osiąść tu na stałe, ponieważ doszedłem do wniosku, że jest najlepszy. Z kilku powodów: po pierwsze, nie jest zainfekowany bufonowatą dzieciarnią. Po drugie, piszą tu ludzie rzetelnie obeznani z twórczością, a nie samozwańczy eksperci po technikum literackim. Po trzecie – wspaniały, inspirujący klimat życzliwości; takie miejsce zachęca do pisania i czytania.


W Internecie znajduje się wiele miejsc poświęconych literaturze. Są fora duże, małe, senne i byle jakie, gdzie nic się nie dzieje i rzadko kto wchodzi. Lecz w każdym z tych miejsc znaleźć można ludzi mądrych, oczytanych, znających się na podstawach literatury i znających zarysy jej Historii. I tych warto tu ściągnąć. Autorów znanych, czytanych i lubianych, uprawiających twórczość literacką – zawodowo, profesjonalistów znanych z dzieł wielokrotnie publikowanych w sieci i na papierze (Julia Hartwig, Marta Fox, Krystyna Habrat, Grzegorz Sudorowski, Krzysztof Suchomski, Remigiusz Grzela, Mirka Szychowiak Marek Matyjasik, Mada Umer, Andrzej Poniedzielski). Zdałoby się, gdyż marzy mi się zgromadzenie wszystkich tych osobowości w jednym miejscu. Co to by była za ciekawa wymiana nietuzinkowych myśli!


W chwili obecnej, każdy „internetowy publicysta” może bezpiecznie wypisywać dowolne androny, np. przeinaczać historię, mieszać fakty, posługiwać się demagogią i brakiem logiki, pleść trzy po trzy mając pewność, że jego złote myśli doceni i zrozumie kumpela z osiedla, on sam zaś zostanie uznany za ERUDYTĘ i ZNAWCĘ PROBLEMU.


Ale nie tu. Tacy z mety zostaną rozgryzieni pod względem „intelektualnej płynności” i odesłani do diabła. Gdyż nie jest to miejsce dla oszołomów. Tym bardziej dla osobników o pyszałkowatym umaszczeniu. Kiedy po raz pierwszy zajrzałem na portal i zobaczyłem, ilu ludzi tu pisze, jak wiele wartościowych tekstów jest tu opublikowanych, pomyślałem sobie, że wszystkie literackie miejsca nie mają nawet połowy takiego dorobku. I zacząłem się zastanawiać, jakim cudem uchowało się i ustrzegło przed inwazją językowych fajansiarzy. Dlaczego utwory prezentowane na PISARZACH.PL są wyłącznie mądre i pozbawione wulgaryzmów. Co sprawia, że przychodzą tu i zostają ludzie diametralnie różni od tych, którzy lubią błyszczeć gamoniowatymi zdaniami i uwielbiają popisywać się beznadziejnymi komentarzami? Że nie ma tu rozkapryszonych zawistników i nikt nie zieje czepialstwem? Sądzę, że oprócz tego, iż zawiera niebanalne teksty, tworzy unikalną atmosferę. Emanuje ciepłem, spokojem, powszechną życzliwością, tym wszystkim, czego brak uniemożliwia lekturę utworów poważniejszych od napisów na ścianie.


A istnieje dopiero od roku. Przez ten czas jego redaktorzy
opublikowali 1500 markowych tekstów, w tym felietony literackie, eseje, wywiady, wiersze, szkice, impresje, miniatury… I z każdym nowym tekstem przybywa mu sympatyków. Zwolenników pisania z sensem, a nie z hałasem.


Na innych portalach dominują teksty o niczym i zdobywają niezasłużony poklask. Im krótsze i bardziej nierozgarnięte, tym większe mają powodzenie. A kontrowersyjne, polemiczne, napisane językiem giętkim, słowami „pomyślanymi przez głowę”, jak marzył poeta, straciły rację bytu i odkicały do krainy palantów.


Nie ma w tym nic osobliwego, bo od kiedy co światlejsi urzędnicy MEN – u i Ministerstwa Braku Kultury zabrali się za myślenie o szkolnych lekturach i poczęli gmerać w ich kanonach, oświata padła na pysk, a sekator poszedł w ruch. Wystarczy zajrzeć na stronę „matura, to bzdura” by przekonać się, jak nikczemny jest intelektualny poziom przyszłości naszego narodu. Dość wysłuchać nonszalanckich opinii późnych wnuków nudziarza herbu Norwid „w temacie” Sienkiewicz, Reymont, Mickiewicz, by dowiedzieć się, że Izabela była dupą Wokulskiego, Mickiewicz napisał Quo vadis, a druga cześć „Chłopów”, to „Dziady”. Przez grzeczność nie powiem o Miłoszu, Leśmianie, Szymborskiej, Herbercie, wybitnych poetach i prozaikach wdeptanych w społeczny niebyt. Teraz MEN zabiera za energiczne rugowanie dzieł Nałkowskiej, Żeromskiego, Morcinka i zastąpienie ich arcydziełami typu Harry Potter i szmira…

*

Jaki jest sens zastanawiania się nad obecną, pedagogiczną mizerią? Szukania powodów zła? Sens jest ogromny, a problem polega na tym, że nasi władcy żadnego zła, żadnej mizerii, w obecnym wychowaniu – nie widzą. Na tym, że nie dostrzegają KONIECZNOŚCI dokonania zmian. Zmian, czyli powrotu do niegdysiejszej normalności.


Wykształcenie wpływa na poziom życia. Umożliwia zadawanie pytań, poszerza wyobraźnię, zwiększa horyzonty. Można powiedzieć w skrócie: pobudzanie w bezustannego odczuwania głodu na rozumienie świata, stwarzanie warunków do zdobywania wiedzy, jest koniecznym procesem nieustannego rozwoju nieokrzepłej mentalności. Nauką tolerancji wobec nieznanych zjawisk. A także – innych ludzi. To elementarz dla gryzipiórkowych ignorantów zabierających się za majstrowanie przy lekturach. Powinien być im wręczany razem z nominacją na decydenckie stanowisko.


Wychowanie, kształtowanie charakterów naszych dzieci, to gra. Nie w to, kto kogo pokona, lecz w to czy uczeń przewyższy mistrza. Nie jesteśmy dla nich – przewodnikami po życiu, ale kamratami; prawdziwe partnerstwo nie sprowadza się do potakiwania i zgody na dziecięcą wizję świata. Prawdziwe partnerstwo polega rozmowie, pokazywaniu życiowej drogi i złożoności życia, na tłumaczeniu, wyjaśnianiu. A także – szacunku i tolerancji dla światopoglądowej odmienności.


Hodujemy ludzi sobkowatych. Zmanierowanych. Bezpodstawnie przekonanych, o swojej wszechwiedzy. Niby coś tam odczuwają, lecz nie wiedzą, co. Brak im słów, nie potrafią zdefiniować swoich marzeń, niedosytów i pragnień. Czegoś by chcieli, lecz konkretnie czego, nie są w stanie wyrazić, nie wiedzą, jak nazwać to, co widzą i co ich boli.


To, jak postępują i kim są, zależy od środowiska, w którym przebywają. Jeżeli od urodzenia byli uczeni nie poznawania innego świata, prócz świata pozorów i złudzeń powstających z lęku, jeśli wegetowali pośród braku szerszych horyzontów i żyli bez dostępu do piękna, to skąd mają wiedzieć, że obok intryg i egoizmu, istnieje subtelność i wrażliwość? Jak mają być delikatni i kulturalni, jeśli nie mają pojęcia, że pomiędzy tak uświęconymi w a r t o ś c i a m i, jak fura, piwko i laski, istnieje Mozart i bywają tęsknoty? Ale wystarczy pokazać inne wzory zachowań, zachęcić do poznawania rzeczywistości uwolnionej od awantur o pietruszkę, sprawić by idąc do muzeum, widzieli na jego ścianach nie ramy i gwoździe, a obrazy i by rozmawiali z ludźmi mającymi coś istotnego do przekazania, by dostrzegli, jak wiele mają do nauki.


To my jesteśmy odpowiedzialni za młodzież. Za jej etyczny obraz. To my nie kształcimy w niej zasad tolerancji wobec bliźniego, miłości do ludzi, nie dbamy o uczenie jej współżycia z resztą społeczeństwa, wrażliwości, zrozumienia i szacunku dla innych, optymizmu i zaufania, otwartości i alergii na piękno. To my fabrykujemy buble, odpady i duchowe cyborgi zaszczepiając w nowym pokoleniu nasz sceptycyzm i nasze fobie. W myśl powiedzenia, że „po nas choćby potop”, wszystkim wszystko zwisa; dzisiejszy nauczyciel nie zajmuje się uczniami, bo uczeń, to tyko dodatek do ochłapowej pensji, rodzice nie zaprzątają sobie głowy problemami syna, czy córki. Szkoła zwala winę na dom, dom, na szkołę, a małolat biega po ulicy i szuka frajera do glanowania.

Marek Jastrząb

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko