Krzysztof Lubczyński rozmawia Z SZYMONEM SZURMIEJEM, aktorem, reżyserem, dyrektorem Teatru Żydowskiego w Warszawie
Mój Mickiewicz, mój Słowacki
W jednej z not biograficznych Panu poświęconych zawarta jest informacja, że w 1945 roku ukończył Pan studia aktorskie w Ałma-Acie, a do kraju wrócił Pan w 1951 roku. Czy może Pan podzielić się wspomnieniami, domyślam się, że dramatycznymi, z tego czasu?
– Rzeczywiście, trzy lata spędziłem na Kołymie i trzy lata w Kazachstanie, na specpieresieleniu, czyli nie wolno było ruszać się z miejsca. To już nie był obóz, lecz miejsce zesłania. Nie chcę jednak w tej rozmowie o tym opowiadać, bo zamierzam opublikować swoje obszerne wspomnienia i nie chcę teraz tego wyprzedzać.
To proszę opowiedzieć o swojej młodości. Przed wojną, jako młody chłopak, uczeń gimnazjum w Łucku, interesował się Pan teatrem?
– Tak, byłem ostoją szkolnego kółka dramatycznego. Jako mieszaniec, z matki Żydówki i ojca Polaka, występowałem i w jasełkach, po polsku i w uroczystościach purymowych, po żydowsku. Kiedy wróciłem do Polski w ramach repatriacji w 1946 roku, to prowadziłem żydowskie zespoły amatorskie na Dolnym Śląsku i studenckie zespoły na uniwersytecie. W 1951 roku przyjęto mnie do Wrocławia, na asystenta dwóch wspaniałych reżyserów, Edmunda Wiercińskiego i Wilama Horzycy. Tam wystartowałem z moją pierwszą pracą reżyserską, z „Chirurgiem” Korniejczuka ze Stanisławem Jasiukiewiczem w roli głównej. W 1955 roku przeniosłem się do Opola śląskiego na kierownika artystycznego teatru, gdzie byłem m.in. z Jankiem Machulskim i gdzie wystawiłem m.in. „Romeo i Julię” i „Balladynę”. W Komitecie Wojewódzkim towarzyszka Ludwińska zarzuciła mi, że nie wystawiam sztuk radzieckich. Odpowiedziałem, że tu jest specyficzna publiczność, która bardzo długo czekała na polszczyznę. Więc podziękowali mi i powróciłem do Wrocławia, m.in. do estrady. Działała tam m.in. Maria Bogda, Lidia Wysocka, Rene Glaneau, a zaczynały karierę Joanna Rawik i Ania German. Prowadziłem też teatr objazdowy. Ponadto, występując we wrocławskim Teatrze Współczesnym grałem też w Teatrze Żydowskim pani Idy Kamińskiej, wyjeżdżając przy tej okazji często za granicę. W końcu w 1970 roku zaproponowano mi objęcie jego dyrekcji i już blisko czterdzieści lat go prowadzę, jako teatr eklektyczny, teatr form rozmaitych. Jest to jedyny teatr żydowski w Europie, jeden z dwóch na świecie. Drugi działa w Izraelu przy naszej pomocy. Nasz teatr, gdybym go nie objął¸ pewnie byłby zlikwidowany, bo po 1968 roku zostało w nim pięć osób.
Wywierano na Pana naciski, żeby i Pan wyjechał?
– Były, ale nie miałem zamiaru opuszczać mojej ojczyzny. Spotykała mnie za to także krytyka ze strony środowisk żydowskich. Kiedy podjąłem się prowadzenia słynnego później klubu „Babel”, spotykały mnie nawet krzywdzące zarzuty zdrady. Mam na ten temat wiele do powiedzenia, ale zostawiam to do własnych wspomnień. Choćby dotyczących spotkania, w jakim uczestniczyliśmy we trójkę: pewien izraelski generał, który przyjechał do Polski po dokumentację żydowską, Mieczysław Moczar i ja…
Teatry żydowskie zawsze miały trudniejszy los od innych…
– Tak, np. za cara zakazywano grania teatrom żydowskim, pod zaborem pruskim też. Kombinowano więc grając w tzw. języku dajczmerisz, trochę po niemiecku, trochę po żydowsku. Teatry żydowskie wyrosły z korzeni ludowych. Była m.in. taka grupa śpiewaków z Brodów, był teatr w Jassach, w Odessie. Przede wszystkim jednak publiczność żydowską wymordowali Niemcy. W Polsce przed wojną było siedem stałych teatrów żydowskich i szereg objazdowych. Były teatry żydowskie artystyczne i rozrywkowe, w tym schundteatry, czyli teatralna tandeta. Byli też dramaturdzy piszący specjalnie dla żydowskich scen. O ile Hitler wymordował publiczność żydowską, o tyle Stalin wymordował żydowskich poetów i pisarzy. Uznał, że nie ma co zabijać kilku milionów, wystarczy zabić duszę żydowską. W latach 1946-47 polikwidował teatry żydowskie m.in. w Moskwie, Leningradzie czy Kijowie, pomordował¸ aktorów. Kłopoty teatr żydowski miał też w Izraelu, zakazywano grać w jidysz bo państwo walczyło o ujednolicenie. To był błąd, bo Żydzi z różnych krajów wnosili swoje doświadczenia i bogactwo kulturowe. Przecież Żydzi wnieśli ogromny wkład do kultury i literatury całego świata, a wielu z nich pochodziło z Polski. Ja zaś uważam, że żydowska kultura jidysz jest częścią składowąkultury polskiej. Była to kultura świecka pomieszana z religią. A przy tym kultura szalenie wesoła, bo i święta Purim i Pesach były świętami wesołymi. Kultura żydowska miała jeszcze jednego przeciwnika, niektóre żydowskie grupy religijne. Np. chasydom, mimo że kultywuj język żydowski, nie wolno chodzić do teatru, bo uważają, że jest to siedlisko zepsucia.
A czy Pan pochodzi z religijnego środowiska?
– Mama była religijną Żydówką, a ojciec niereligijnym Polakiem, ale kultywował świąteczne obyczaje i zabierał mnie na pasterkę. Z tego powodu drogie mi są obie kultury. Nie otrzymałem wychowania nacjonalistycznego. Mój jest Mickiewicz, mój jest Słowacki, ale także mój Perec i mój Szolem Alejchem i Szalom Asz, tak jak mój jest Heine i mój Szekspir. W mojej rodzinie jest krew żydowska, polska, niemiecka, nawet nigeryjska. Przedwojenny ksiądz Trzeciak pisał o żydowskości Chrystusa i o tym, że ostatnia wieczerza była żydowskim świętem Pesach. My, Polacy i Żydzi jesteśmy sobie szalenie bliscy, nie do oddzielenia.
U schyłku lat 80. tematyka żydowska, wcześniej raczej słabo obecna w sferze publicznej zaczęła częściej się pojawiać. W „Tygodniku Powszechnym” ukazał się słynny artykuł Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”, w którym naruszył on zbyt dobre polskie samopoczucie, gdy chodzi o stosunek do zagłady Żydów za okupacji. W kręgu tej tematyki mieścił się głośny film Claude’a Lanzmana „Shoah”, a także wydana po polsku słynna powieść Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”. Po latach ujawniona została sprawa Jedwabnego. Co Pan myślał o tej kwestii?
– Spotykałem się w środowiskach żydowskich na Zachodzie, z opinią o obojętności polskiej na Shoah. I wtedy zadawałem moim rozmówcom pytanie: jak ty być wtedy postąpił? Czy być się odważył¸ na miejscu Polaków? I wtedy nigdy nie usłyszałem jednoznacznej odpowiedzi. A przecież trzeba pamiętać, że nie na darmo powstał Medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, wręczany tym, którzy ratowali Żydów, a przecież Niemcy puszczali nieraz z dymem całe wsie i mordowali całe rodziny. To są sprawy bardzo skomplikowane, na które nie można patrzeć przez czarno-białą perspektywę. Owszem, była potworna zbrodnia w Jedwabnem, ale Polska nie była odosobniona, jeśli chodzi o pogromy Żydów. Jestem przeciwnikiem niedoceniania tych, którzy okazali bohaterstwo w obronie Żydów. Także Żydzi walczyli o wolność Polski, jak np. pułkownik Alef Bolkowiak z Armii Ludowej. Nie wolno dzielić krwi, niezależnie od tego czy została wylana pod Monte Cassino czy pod Lenino i czy ginęli Polacy czy polscy Żydzi. Z dawnej historii wymienia się żydowskiego bohatera powstania styczniowego, Berka Joselewicza. przypomnę też taką oto historię. Otóż ortodoksyjnym Żydom nie wolno zbliżać się do krzyża. I podczas pewnej manifestacji przeciw caratowi Polak niosący krzyż padł od strzałów Kozaka. I wtedy wyskoczył młody chłopak z pejsami, z jesziwy, chwycił ten krzyż, poszedł¸ z demonstracją i zginął. Leży na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie. „Jedno powstanie raz ludzi szlachetnych” – napisał Julian Tuwim w „Kwiatach polskich”.
Dziękuję za rozmowę.
SZYMON SZURMIEJ – ur. 18 czerwca 1923 roku w Łucku. Przez kilkanaście lat pracował jako reżyser teatrów w Opolu i Wrocławiu, gdzie wystawił m.in. „Krakowiaków i górali” W. Bogusławskiego, „Balladynę” J. Słowackiego, „Pana Jowialskiego” A. Fredry. Od 1969 roku dyrektor, reżyser i aktor Teatru Żydowskiego w Warszawie, którym kieuje wspólnie z żoną. Gołda Tencer, gdzie zagrał m.in. Menachema Mendla w „Tewje mleczarzu”, Ziamke Gingolda w „Spadkobiercach” Szolema Alejchema, Willy’ego Lomana w „Śmierci komiwojażera” A. Millera, Mendela Krzyka w „Zmierzchu” I. Babla. Jak napisał Witold Filler, jego aktorstwo „nawiązuje do tradycyjnej stylistyki starego teatru żydowskiego, w którym rubaszna rodzajowość sąsiaduje z melancholią”. Jest aktorem charakterystycznym, rodzajowym, o rysach zarówno dramatycznych jak i komediowych. Ma na swoim koncie także role filmowe, m.in. w „Sanatorium pod Klepsydrą” W.J. Hasa, „Janosiku” J. Passenfdorfera, „Austerii” J. Kawalerowicza, „Wichrach wojny” wg H. Wouka czy w serialu telewizyjnym „Życie Kamila Kuranta”. Uhonorowany licznymi nagrodami za działalność artystyczną i w organizacjach żydowskich.
—
W tym roku nakładem Wydawnictwa Adam Marszałek w Toruniu ukaże się książka Krzysztofa Lubczyńskiego „Mieszanka firmowa. Rozmowy i szkice literackie”.
Składać się na nią będą przeprowadzone na przestrzeni 18 lat rozmowy z kilkunastoma znanymi i wybitnymi polskimi (jeden wyjątek – węgierski pisarz Gyorgy Spiro, wszakże zajmujący się problematyką na wskroś polską, autor głośnych „Mesjaszy„) pisarzami i poetami starszego pokolenia, m.in. z R. Bratnym, J. Krasińskim, J. Henem, Z. Safjanem, E. Bryllem, A. Mandalianem, a także nieżyjącymi już J.S. Stawińskim i W. Żukrowskim).
„Mieszanka firmowa” zawierać też będzie rozmowy z kilkoma znanymi krytykami i eseistami (m.in. z nieżyjącym już R. Matuszewskim, a także z M. Komarem, W. Sadkowskim czy A. Żurowskim), dwie rozmowy ze światowej renomy myślicielami (Z. Baumanem i A. Walickim) oraz kilka szkiców krytyczno-literackich poświęconych gronu pisarzy i krytyków, zarówno żyjących (m.in. J. Bocheński, T. Konwicki, S. Mrożek, J.M. Rymkiewicz, J. Głowacki, A. Żuławski, E. Niziurski), jak i nieżyjących (m.in. T. Breza, K. Brandys, K. Mętrak, W. Sokorski) .
Zgodnie z tytułem zawierającym słowo „mieszanka”, wspomniany zbiór charakteryzuje się wszechstronną różnorodnością. I to właśnie o nią chodziło autorowi – o różnorodność „ponad podziałami”. Rozmówcy Lubczyńskiego to twórcy najrozmaitszego autoramentu pisarskiego, estetycznego, a także środowiskowego i ideowo-politycznego, można by rzec, twórcy z różnych, nieraz antagonistycznych kręgów literatury polskiej. Dzieli ich niejednokrotnie bardzo, bardzo wiele, ale łączy jedno – każdy z nich pozostawił już swój ważny ślad na szlaku literatury polskiej. Dzięki temu książka ta jest ważnym przyczynkiem do obrazu polskiej literatury od 1945 roku.