Z TERESĄ SZMIGIELÓWNĄ, aktorką filmową i teatralną i rozmawia Krzysztof Lubczyński

0
555

Z TERESĄ SZMIGIELÓWNĄ, aktorką filmową i teatralną i rozmawia Krzysztof Lubczyński

Na początku była „Celuloza”

Była Pani jedną z pięknych kobiecych twarzy polskiej szkoły filmowej. Jak Pani wspomina swoją pierwszą rolę ekranową, Zośki Czerwiaczkowej, żony majstra, która w „Celulozie” Jerzego Kawalerowicza wg powieści Igora Newerlego, „Pamiątka z „Celulozy”, uwodzi proletariusza Szczęsnego?

– Jak przez mgłę. To były lata 1952-53.Tyle lat minęło od tamtego czasu. Pamiętam, że kręciliśmy latem, chyba w lipcu, pamiętam sympatycznego partnera, później wybitnego kolegę aktora Józefa Nowaka, pamiętam ciężkie warunki pracy na planie, dbałość o to, by było jak najmniej dubli, bo taśma była kosztowna.

Co Pani jeszcze pamięta z planu, ze współpracy z Kawalerowiczem?

– Bylimy wtedy oczywiście na pan-pani. Pamiętam jak sprzeciwiłam mu się przy kręceniu tej sceny miłosnej ze Szczęsnym. Kawalerowicz powiedział mi, że mam się zachowywać tak i tak, według niego tak, a nie tak. Powiedziałam wtedy, że nie wiem, czy mam grać siebie-Zośkę, czy mam grać jego, reżysera. Kawalerowicz na chwilę się nachmurzył, po czym powiedział: „No dobra, graj tak, jak to czujesz”.

Jak to się stało, że dostała Pani tę rolę w tak prestiżowej wtedy, ideologicznej produkcji?

Wybrano mnie spośród czterdziestu koleżanek z łódzkiej szkoły filmowej, gdzie studiowałam. Decydujący głos miał Aleksander Zelwerowicz, z którym zresztą udało mi się raz wystąpić na scenie.

Ale zadebiutowała Pani epizodem w „Warszawskiej premierze” Jana Rybkowskiego w 1950 roku, o walce Moniuszki o wystawienie „Halki” …

– To był malutki epizodzik. Siedziałam na balkonie jako młoda dama z widowni. Zapamiętałam, że Nina Andrycz grała tam panią Kalergis

Czy po „Celulozie” i „Gwieździe frygijskiej” miała Pani dużo propozycji ról filmowych?

– Sporo. Zagrałam rolę wiejskiej dziewczyny Halszki w „Podhalu w ogniu” Jana Batorego, o buncie Kostki Napierskiego w XVII wieku. To był chyba pierwszy, jeśli się nie mylę, polski barwny film kostiumowy, w gatunku „płaszcza i szpady”. Sceny plenerowe kręcilimy w pięknej scenerii, w Pieninach, w okolicach Czorsztyna. Otrzymałam też na przykład od Andrzeja Wajdy propozycję zagrania Stokrotki w „Kanale”, razem z Tadkiem Janczarem, ale odmówiłam, bo byłam wtedy w ciąży i bałam się, że kanałowe sceny mogą zaszkodzić mającemu narodzić się dziecku. Rolę tę zagrała w końcu Teresa Iżewska, dziś już nieżyjąca, aktorka teatry Wybrzeże w Gdańsku. Z Wajdą natomiast spotkałam się na planie „Niewinnych czarodziejów” w roli pielęgniarki. Powiedział mi, że mam bardzo wyraziste oczy. Później przyjęłam propozycję Andrzeja Munka wzięcia udziału w trzeciej części „Eroiki”, rozgrywającej się w Zakopanem, zatytułowanej „Con bravura”. Zagrałam tam konspiratorkę AK Katarzynę, przebraną za zakonnicę. Tym razem nie ominęło mnie partnerstwo czarującego mężczyzny, Tadka Janczara, który zagrał górala Jędrusia. Ale ta trzecia część została wyłączona z filmu i jest bardzo rzadko pokazywana, osobno, ostatnio w kanale TVP Kultura. Zagrałam też u Wojciecha Hasa w „Pętli” wg opowiadania Marka Hłaski. Has wytwarzał na planie wspaniałą, twórczą atmosferę, której poddawali się nawet pracownicy techniczni.

W 1958 roku Jerzy Kawalerowicz ponownie Panią zaangażował, tym razem do głośnego „Pociągu”, do roli rozczarowanej małżeństwem żony adwokata. Rzeczywiście jechaliście tym pociągiem na Hel?

– Naprawdę. Był to nawet problem dla kamerzystów, bo wagony przecież się kołysały. Pierwotny zamysł w scenariuszu był taki, że moja rola będzie najważniejszą rolą kobiecą, ale w trakcie realizacji doszło do modyfikacji i na pierwszy plan wysunęła się postać grana przez Lucynę Winnicką.


W tym filmie grali także Leon Niemczyk i Zbigniew Cybulski. Jak ich Pani wspomina?

– Leon Niemczyk był uroczym mężczyzną, ale miał jedną wadę – okropnie przeklinał najgorszymi słowami. Zwróciłam mu kiedyś uwagę: „Leon, jesteś takim wspaniałym aktorem, zjeździłeś cały świat, nie psuj swojego języka takimi wyrazami”. Potem ilekroć chciał przy mnie powiedzieć słowo na „k” czy „p”, to reflektował się i chwytał się za usta. Ze Zbyszkiem Cybulskim miałam słaby kontakt, bo on chodził własnymi drogami.

Jak Pani doszła do aktorstwa?

Z daleka. Mój ojciec był przedwojennym policjantem i rodzina nie miała nic wspólnego ze światem artystycznym. Tylko ja postanowiłam zostać aktorką i zdawać do szkoły łódzkiej. Szczęśliwie dostałam się.

Ojciec dożył tego momentu?

– Tak i przestrzegał mnie, że aktorstwo to nie dla mnie zawód, ale nie zabronił mi.

Dlaczego nie dla Pani?

– Znał swoją córkę i co prawda widział, że przejawiałam zdolności w tym kierunku, ale czuł, że ten zawód wymaga siły przebicia, twardości, której nie miałam.

No to jak sobie Pani radziła?

– Z bólem. Nigdy nie było mi łatwo. Jestem delikatna psychicznie. Już jako dziecko miałam skłonności do przejmowania się wszystkim. Gdy w 1940 roku Niemcy zajęli Paryż, to choć byłam małą dziewczynką, bardzo to przeżyłam, płakałam, mówiłam, że znów będzie rozbiór Polski, aż mama musiała pobiec do apteki po nervosol czy coś o podobnym działaniu. W zawodzie na ogół mniej zarabiałam od wielu moich koleżanek, bo nie umiałam wykłócać się o wysokość stawek. Do tej pory, gdy gram w filmach czy serialach, to zawsze daję się nabrać finansowo.

Tymczasem powierzano Pani role kobiet zdecydowanych i groźnych, choćby role pań prokuratorek w „Zbrodniarzu, który ukradł  zbrodnię” i w  „Prawdzie w oczy” czy esesmanki obozowej Steiner w „Zagrożeniu” według wspomnień więźniarki Majdanka, Danuty Brzosko-Mędryk…

– Zgodnie z często prawdziwą w aktorstwie regułą, według której osoby łagodne dobrze grają ludzi złych lub twardych, czarne charaktery i odwrotnie.

W teatrze Pani się spełniła?

– Tak, podobnie jak w filmie. Najbardziej cenię sobie rolę George Sand w spektaklu „Lata w Nohant” J. Iwaszkiewicza. Najbardziej też utkwiła mi w pamięci.

Studiowała Pani w łódzkiej szkole filmowej? Jak Pani wspomina te czasy? Prowadziliście bogate życie towarzyskie?

– To nie były te czasy, to nie były lata sześćdziesiąte ani tym bardziej siedemdziesiąte. To były czasy dość ascetyczne, biedne, a nadmierne hulanie nie było tolerowane. Poza tym ja mieszkałam na miejscu, w Łodzi, z rodzicami, więc wracałam do domu jak grzeczna dziewczynka. Znacznie grzeczniejsza niż moje późniejsze romansowe bohaterki filmowe.

Dziękuje za rozmowę.

TERESA SZMIGIELÓWNA, ur. 9 października 1929 roku w Kobalówce. Absolwentka szkoły filmowej w Łodzi. W latach 1953-55 występowała w Teatrze Ziemi Rzeszowskiej w Rzeszowie, w latach 1955-59 w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, 1959-60 w Teatrze im. Osterwy w Lublinie, 1960-65 w Teatrze Objazdowym w Warszawie. W latach następnych aktorka scen warszawskich: Teatru Klasycznego (1965-71) i Teatru Rozmaitości (1971-87).W filmie zadebiutowała jako Zośka w „Celulozie” (1953) J. Kawalerowicza. Wystąpiła też w „Podhale w ogniu” (1955) J. Batorego, „Pętli” (1957) W. J. Hasa, „Eroice” A. Munka, „Pociągu” (1959) J. Kawalerowicza, „Niewinnych czarodziejach” (1960) A. Wajdy, „Pamiętniku pani Hanki” (1963) St. Lenartowicza, „Jutro Meksyk” (1965) J. Morgensterna, „Molo” (1968) W. Solarza, „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” (1969) J. Majewskiego, „Prawdzie w oczy” (1970) B. Poręby, „Granicy” (1977) J. Rybkowskiego,  „Warszawie” (2003) D. Gajewskiego. Wystąpiła też w serialach: „Stawka większa niż życie” (1968),  „Podróż za jeden uśmiech” (1971), „Droga” (1973), „Stawiam na Tolka Banana” (1973) i w ostatnich latach: „Plebania”, „Na Wspólnej”, „Na dobre i na złe”, „M jak miłość”, „Pensjonat pod Różą”, „Kryminalni”. Była żoną słynnego „szablisty wszechczasów” Jerzego Pawłowskiego.

W tym roku nakładem Wydawnictwa Adam Marszałek w Toruniu ukaże się książka Krzysztofa LubczyńskiegoMieszanka firmowa. Rozmowy i szkice literackie”.

Składać się na nią będą przeprowadzone na przestrzeni 18 lat rozmowy z kilkunastoma znanymi i wybitnymi polskimi (jeden wyjątek – węgierski pisarz Gyorgy Spiro, wszakże zajmujący się problematyką na wskroś polską, autor głośnych „Mesjaszy“) pisarzami i poetami starszego pokolenia, m.in. z R. Bratnym, J. Krasińskim, J. Henem, Z. Safjanem, E. Bryllem, A. Mandalianem, a także nieżyjącymi już J.S. Stawińskim i W. Żukrowskim).

Mieszanka firmowa” zawierać też będzie rozmowy z kilkoma znanymi krytykami i eseistami (m.in. z nieżyjącym już R. Matuszewskim, a także z M. Komarem, W. Sadkowskim czy A. Żurowskim), dwie rozmowy ze światowej renomy myślicielami (Z. Baumanem i A. Walickim) oraz kilka szkiców krytyczno-literackich poświęconych gronu pisarzy i krytyków, zarówno żyjących (m.in. J. Bocheński, T. Konwicki, S. Mrożek, J.M. Rymkiewicz, J. Głowacki, A. Żuławski, E. Niziurski), jak i nieżyjących (m.in. T. Breza, K. Brandys, K. Mętrak, W. Sokorski) .

Zgodnie z tytułem zawierającym słowo „mieszanka”, wspomniany zbiór charakteryzuje się wszechstronną różnorodnością. I to właśnie o nią chodziło autorowi – o różnorodność „ponad podziałami”. Rozmówcy Lubczyńskiego to twórcy najrozmaitszego autoramentu pisarskiego, estetycznego, a także środowiskowego i ideowo-politycznego, można by rzec, twórcy z różnych, nieraz antagonistycznych kręgów literatury polskiej. Dzieli ich niejednokrotnie bardzo, bardzo wiele, ale łączy jedno – każdy z nich pozostawił już swój ważny ślad na szlaku literatury polskiej. Dzięki temu książka ta jest ważnym przyczynkiem do obrazu polskiej literatury od 1945 roku.

Reklama

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko