Dariusz Tomasz Lebioda: POEZJA ULOTNEJ GŁĘBI

0
375

Dariusz Tomasz Lebioda

POEZJA ULOTNEJ GŁĘBI

 

Danuta Mucha należy bezsprzecznie do grona najciekawszych i najbardziej ekscytujących współczesnych poetek polskich. Jej żywiołowy rozwój, liczne zbiory wierszy i książki eseistyczne, publikacje w znaczących periodykach, uzyskany tytuł doktora nauk humanistycznych, a nade wszystko kolejne przekłady tomów na języki obce, w tym tak ważne jak niemiecki, francuski i hiszpański, spowodowały, iż autorka stała się twórczynią, której dorobek musi być uwzględniany przy wszelkich syntetycznych opisach zjawisk literackich. Ten fenomen pracowitości i umiejętności przebicia się do czytelnika, porównać można z ekspansją Ewy Lipskiej, a nawet Wisławy Szymborskiej, z czasów przed otrzymaniem Nagrody Nobla, ale przecież jest to też integralny rozwój intelektualny i artystyczny, którego wypadkową są pojawiające się stale nowe zbiory liryków, a także nieustające zainteresowanie krytyków i miłośników poezji.

Trudno obecnie wskazać autorkę, która by z taką konsekwencją i pieczołowitością – z zapomnienia z ciszy marzeń/ rosną skrzydła moich myśli – tworzyła i ożywiała nowe światy, odnajdywała tropy współczesności i lokowała słowo w perspektywie tradycji literackiej epok wcześniejszych, ze szczególnym wskazaniem romantyzmu, modernizmu i symbolizmu. Ale znaczącym osiągnięciem pisarki jest też stworzenie swoistej metody lirycznej, polegającej na połączeniu lekkości i filozoficznej pełni, zwiewności liryki miłosnej i konkretności etymologicznej celnie zastosowanego i jakże ważkiego słowa: dwie połowy obcej twarzy/ dwa oblicza snu i marzeń/ na rozstajach owoc biały/ bal rozdroża z tańcem zdarzeń/ na rozstajach jasnej rosy/ jabłoń czułe jabłka roni/ kwiatem dotąd były jabłka/ teraz owoc w dłoni. Taka perspektywa powoduje, że po otwarciu jakiejkolwiek książki Muchy, zostajemy wciągnięci w obręb niezwykłej magii, chwili pierwszej i ostatniej, treści esencjonalnej i lekko rozmywającej się w obszarach indywidualnej ontologii. To tak jakby autorka pisała z lekkością motyla, siadającego na delikatnym kwiecie, a zarazem nie traciła niczego z głębi i skomplikowania, z fizyki struktur wewnętrznych naszego świata. To wielce wielowymiarowa poezja – pisze prof. Tadeusz Linkner – o otwartych i nieograniczonych horyzontach interpretacji, poezja, która swym słowem i jakże częstym rozchwianiem frazy budzi zarazem tym większy egzystencjalny niepokój, który jest przecież zawsze zaczynem nowego. Istota tej liryki, tak trudnej do uchwycenia w refleksji krytycznoliterackiej, domagającej się ujęć filozoficznych, polega też na jej niezwykłej ulotności i zwiewności, a nade wszystko na nieustannym pulsowaniu, zamianie sensów i dopełnianiu treści, wydobywaniu z nieistnienia i delikatnym odsuwaniu stworzonych obrazów, jakby leciutkim dotykaniu baniek mydlanych, które unoszą się w przestworze, a na nowo uruchomione, zmierzają w innym kierunku. To obrazowe porównanie możemy zastosować, ale tylko pod warunkiem, że odniesiemy je tylko do zewnętrznej formy wiersza, wszakże poezja ta ujawnia swoje prawdziwe oblicze dopiero w procesie wnikliwej, wieloaspektowej analizy.

 

Mucha wpatruje się w noc i wsłuchuje się w odgłosy świata, prawdziwie śni na jawie i wydobywa z niej te elementy strukturalne, które pomijają ludzie małej wrażliwości. Zatrzymuje się nad źdźbłem trawy i blaskiem bieli, nad drobiną piasku i nad tęczą rozbudowującą się na niebie, ale nie jest to proste ulirycznienie – raczej zdejmowanie poszczególnych, półprzezroczystych warstw rzeczywistości i docieranie do istoty rzeczy: czarno-zielone zachodzące na siebie płaszczyzny/ wypełniły mi oczy/ nie znałam dotąd języka tak obcego/ i tak bliskiego mi jednocześnie/ kolor zielony poruszał się rytmicznie/ a jego agresja drażniła mi pamięć/ ale powroty w głąb siebie i na zewnątrz/ są tylko cieniem drogi którą muszę przejść. Taka metoda poetyckiego filozofowania, taka epistemologia chwili, jakże pociągająca i trudna w procesie twórczym, daje jednocześnie nadzieję, że poszczególne wiersze staną się cząstkami wielkiego, pozaczasowego opisu prawdziwej egzystencji. Poezja Muchy jest przecież pochwałą trwania i wiary w istnienie siły wyższej, a poddawana analizie naukowej, ukazuje kolejne pierwotne elementy, z których Stwórca „wydobył” biedronkę i różę, światło i kamień, kroplę deszczu i oddech wiatru. Te żywioły – ukazane w sieci dynamicznych przeciwieństw – stają się także pasującymi do siebie częściami tej samej sakralnej rzeczywistości. Niewielu poetom udało się ukazać Boga w jego odwiecznym trwaniu i mocy przekształcania struktur kosmicznych – niewielu odnalazło w słowie jego ślad, ale w tej liryce wyraźnie odczuwalne jest dalekie kosmogoniczne tchnienie, jakby podskórny rytm, ujawniający się za sprawą niezwykłej wrażliwości i siły obrazowania. Obszerny wybór wierszy, pt. Muzyka i wiatr, ukazuje jak szeroka jest kreacja poetki i ile w niej pojawia się treści esencjonalnych, ukrytych i domagających się zdekodowania. Powierzchowny czytelnik zauważy elementy konstrukcyjne – to, co wysuwa się na plan pierwszy, zauroczy się urodą słów i metafor, gładkością i lekkością zapisu, rytmem poszczególnych słów, ale przecież to, co najciekawsze i najbardziej fascynujące w tej liryce, to głębie podskórne, ewokacje międzywyrazowe i wybuchające między metaforami, to prawdziwe ukryte „przepaście”, otwierające się w obrębie wiersza i zwrotki, czasem jednego wersu lub celnie zastosowanego słowa – to odgłos płynący z prapoczątku, to echo, którego nie słyszymy w codziennym życiu. W takim rozumieniu lektura tomu Muchy jest fascynującą przygodą, odkrywaniem nieznanego i nieprzeczuwalnego, tym bardziej, że mamy tutaj do czynienia z nieustającym przetworzeniem, nakładaniem się motywów w różnych konfiguracjach i z wariacjami muzycznymi, wariantowością pojawiającą się przy podejściu do przedmiotu opisu z różnych stron, z odmiennych punktów zaczepienia i przy założeniu określonej filozofii. Linkner wskazuje, że tych wierszy podobnie nie sposób opowiedzieć jak morza, które o każdej porze dnia i nocy jest inne i podobnie jak snu, który jest tak niepowtarzalny i tak ulotny. Sen bowiem niczym morskie fale, rozbija się o brzegi rzeczywistości, ginąc bezpowrotnie w otchłani morza naszego jestestwa, by powrócić do jego niewiadomych głębi. To kolejny bardzo ważny trop przy próbie opisu tego lirycznego fenomenu, to wskazanie innych ulotnych głębi, które wypływają z siebie i wzajemni się na siebie nakładają.

Krytyka literacka nie może pominąć tego dorobku i tej metody twórczej, która – tak odmienna od nachalnych rewolucji poetyckich – proponuje wyciszenie i uważne wsłuchanie się w odgłosy świata. Zamiast szaleństwa wybiera tajemnicę snu i rozmywa się w onirycznych mirażach, próbuje rozszyfrować to, co pozostaje zagadką od początku do końca każdej egzystencji. To jakby czysta, dziewicza, nieskalana grzechem cywilizacji wyobraźnia, domagająca się uchwycenia obrazów i znikomych treści, w których jest wszystko, co powinien wiedzieć człowiek idący od narodzin do śmierci: morze było sino-szare/ może białe albo z róż/ a na pewno było moje/ jakby z morza/ morze snów/ teraz morze nie ma/ barwy/ i bezbarwne łowi/ szepty fal/ z bezsilności/ zanieść może/ piasku ziaren/ kilka/ w dal. Pogoda ducha autorki wcale nie zakłada, że opisy i sentencje cokolwiek uproszczą, wręcz przeciwnie, im więcej obcuje się z tą sztuką, tym więcej odkrywa się miejsc tajemniczych, skłaniających do głębokiej zadumy. Nic w świecie ludzkim nie dzieje się bez powodu, a ciągi zdarzeń i znaczeń, pojawiających się w otwartej psychice, nakładają się na nieustające pulsowanie lodowatego kosmosu. Mucha wyczuwa niuanse egzystencji i potrafi mówić o nich w sposób niezwykły – to jest szept, ale czasem o sile gromu, to jest krzyk, ale w muzycznej tonacji        c-moll, to są słowa bezgłośne i jakże wymowne milczenie. To jest prawda, która odsłania się w trakcie twórczej lektury, która za każdym razem musi podążać od słowa do tajemnicy i od tego co ukryte, do jawnej, żarliwej modlitwy. W tej drodze ku sakralnej chwili poczęcia wiersza, czytelnik niepostrzeżenie wchodzi w obręb wielkości podstawowych, bytuje pośród żywiołów, a ekspandacja jest tak silna, że u końca lektury – twoje oczy są/ światłem twojej duszy – zdobywa wiedzę kosmogoniczną i staje naprzeciw Stworzenia. Opowieść o sile miłości i pięknie istnienia, zaproszenie do wniknięcia w głębie ontyczne, a nade wszystko potwierdzenie, że istnieją ukryte wymiary, oto co zyskać może odbiorca tej liryki, oto coś, co pojawia się niepostrzeżenie w trakcie lektury i z ogromną siłą każe czekać na nowe książki Danuty Muchy – na nowe odsłony nierozpoznawalnego i tajemniczego  b y t u.

__________________

Danuta Mucha, Muzyka i wiatr Wiersze zebrane, posłowiem opatrzył Tadeusz Linkner, Biblioteka „Tematu”, Bydgoszcz 2011, s. 200.

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko