Krzysztof Lubczyński
Powieść o naszej epoce
Pierwsze, co budzi lektura obszernej, blisko sześćsetstronicowej powieści „Czas niedokonany” Bronisława Wildsteina, to uczucie podziwu dla pracowitości pisarskiej autora i satysfakcji, że znalazł się ktoś, kto podjął się ciężkiej pracy stworzenia prozatorskiej syntezy dziejów Polski od 1917 roku, poprzez lata PRL aż po skrawki naszej teraźniejszości. Ostatecznie przez wiele lat, co pewien czas, krytycy i literaturoznawcy dopominali się o syntezę literacką historii Polski, która obejmowała by co najmniej kilkadziesiąt ostatnich lat. Skoro zatem owo wołanie o powieść-syntezę było słychać i ktoś na nie odpowiedział, to wypada przyjąć propozycję Wildsteina z satysfakcją.
Wildstein wpisał się w znany z literatury, owocny wzorzec opowieści o dziejach rodziny, sagi, poprzez którą ukazywana jest historyczna epoka. Na kartach literatury polskiej mamy takie powieści. Przywołać wypada choćby wielotomową „Sławę i chwałę” Jarosława Iwaszkiewicza, w której poprzez losy kilku rodzin pisarz ukazał, w jakimś stopniu panoramicznie, ważne pasma historii polskiej na przestrzeni kilkudziesięciu lat, począwszy od wybuchu I wojny światowej. Coś z takiego zamysłu jest w „Nocach i dniach” Marii Dąbrowskiej, ale pisarka bardzo ograniczyła panoramiczność swego dzieła, zawężając je do losu pewnej wyodrębnionej formacji społecznej, w ramach wąskiego odcinka czasowego. W skondensowanej, niemal metaforycznej, bardzo pisarsko świadomej formie odmianę syntezy losów narodowych poprzez dzieje pewnej rodziny szlacheckiej dał Kazimierz Brandys w swoich znakomitych „Wariacjach pocztowych”, ale to rzecz z innego, wysmakowanego tworzywa artystycznego, swoisty eksperyment językowy. Bardzo wartościową syntezę historii PRL przez pryzmat doświadczeń skłóconego z nią bohatera przedstawił w swojej powieściowej trylogii Janusz Krasiński, ale tu z kolei niespełnione jest kryterium „rodzinności”. Także literatura obca pełna jest przykładów powieściowych cyklów losów rodzinnych na tle dziejącej się historii. Szczytowym artystycznie osiągnięciem w tym gatunku na gruncie n.p. literatury francuskiej wydaje się być wielotomowa „Rodzina Thibault”, choć to wspaniałe, poruszające dzieło Rogera Martina du Gard obejmuje zaledwie okres poprzedzający wybuch I wojny światowej i czas jej trwania. Wzorem tego gatunku na gruncie literatury niemieckiej są słynni „Buddenbrokowie” Tomasza Manna. Przykłady gatunku można mnożyć, przytaczając choćby słynny „Cichy Don” Michaiła Szołochowa czy „Doktor Żywago” Borysa Pasternaka.
Wildstein poradził sobie z zadaniem w sposób – generalnie – godny uznania. Są tu całe obszerne kawały bardzo dobrej, realistycznej prozy, n.p. świetny „Pamiętnik Jakuba Broka”, czy współczesna sekwencja rosyjska. Paradoksalnie jednak, Wildstein pisarz polityczny, jest znacznie lepszy tam, gdzie nie mówi o polityce, lecz tam gdzie mówi o egzystencjalnych doświadczeniach bohaterów. Gdy dotyka bezpośrednio zdarzeń politycznych, jego pisanie zaczyna szeleścić papierem gazetowym, pamfletem, wstępniakiem. Często też niewiarygodnie brzmią nazbyt deklaratywne, łopatologiczne dialogi i obfite passusy deklaratywnej narracji informacyjnej Można tu zrozumieć intencje autora, który chciał w ten sposób zawrzeć, zsyntetyzować w powieści kluczowe postawy i spory ideowe, polityczne bohaterów, ale poziomowi artystycznemu prozy to nie służy. Inna sprawa, że pewna gazetowość, czy publicystyczność wpisuje się poniekąd w klimat i funkcję tej prozy.
Wątpliwości budzi zakres tematyczny powieści. Jeśli Wildstein zamierzał sportretować przede wszystkim część środowiska opozycyjno-solidarnościowego, to trzeba to akceptacyjnie przyjąć do wiadomości. Jeśli jednak przyświecały mu intencje stworzenia szerszej syntezy społecznej, to powieść jest pod tym względem bardzo zawężona i do miana takiej syntezy nie może aspirować. Razi też jednostronny, stronniczy, pamfletowy punkt widzenia rzeczywistości, który pozostaje w sprzeczności z kryteriami prozy prawdziwie artystycznej. Na tego rodzaju narrację może sobie pozwolić publicysta, lecz ktoś, kto aspiruje do rangi pisarza – nie. Skądinąd można odnieść wrażenie, że w trakcie pisania Wildstein zaczął zdawać sobie z tego sprawę i wraz z biegiem narracji starał się częściej obiektywizować kwestie polityczne, ideologiczne. Zwłaszcza bowiem na pierwszych stu stronach „Czasu” od niektórych ujęć tematów i dialogów wieje metodą realizmu socjalistycznego a rebours. Tak dzieje się n.p. przy rysowaniu elementów obrazu obozu władzy PRL w zestawieniu opozycją – obraz ten jest schematycznie czarno-biały. W publicystyce jest to uprawnione, w prozie literackiej – nie. Wśród mankamentów narracji Wildsteina trzeba wymienić także jej słabą zmysłowość, obrazowość. Ta proza jest dyskursywna, spekulacyjna, intelektualna, brak w niej zapachu, koloru i smaku rzeczywistości, brak soczystych, wielowymiarowych postaci. Nie są to osobowości, raczej figury postaw, może poza antypatyczną postacią Zuzanny Brok, zaciekłej opozycjonistki, żarliwej, pełnej wściekłości antykomunistki, kobiety nieustannie wściekłej i agresywnej, pełnej nienawiści i frustracji.
Powieść Wildsteina jest nierówna, jak nieregularna sinusoida. Obok fragmentów znakomitych są w niej całe obszary słabsze, powierzchowne, publicystyczne, „misyjne”, a przy tym pisane z wyraźnym pośpiechem, momentami jakby na kolanie.
Nie zmienia to faktu, że dobrze się stało, iż znalazł się pisarz, który podjął próbę stworzenia obrazu fragmentu polskich losów w XX wieku. Jeśli Wildstein zamyślił ją jako świadectwo losów pewnego środowiska nie pozbawione cech moralitetu, to spełnił swoje zadanie. Jak na syntezę bardziej generalną – to za mało. Wildstein jako pisarz ciągle ma szanse na napisanie wybitnego dzieła, bo talentu nie sposób mu odmówić. Może jednak powinien pisać trochę wolniej, bardziej cyzelować narrację. Wtedy efekt artystyczny, literacki, będzie doskonalszy, bo Wildsteina na to stać. Póki co wypada mu i za to podziękować i wyrazić uznanie. Chapeau bas. Gorąco polecam lekturę, bo to dla polskiego inteligentna, niezależnie od barwy, obowiązkowa. Zwłaszcza krytyków Wildsteina upraszam, by jego powieść jednak przeczytali, zanim ją spostponują.
Bronisław Wildstein _ „Czas niedokonany”, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2011