Stefan Centkowski: O malarstwie Ryszarda Tomczyka

0
528

Z dwu ważonych w dłoni podań na studia wyższe w r. 1950 (studia plastyczne czy polonistyczno-pedagogiczne) wybrał te drugie. Do twórczości plastycznej (malarstwo) wrócił ok. 1965 r., na co miało wpływ związanie się z działalnością i twórczością Galerii El. W r. 1965 wygrywa w ogłoszonym przez elbląskie profesjonalne środowisko plastyczne konkursie na Pejzaż Elbląga i Ziemi Elbląskiej, tymże sposobem wchodząc w środowisko elbląskich profesjonalistów.

Pierwszą indywidualną wystawą malarstwa o tematyce tzw. „biomów” (nazwa dotycząca metaforycznych figur homunkularnych, stanowiących motyw przewodni jego twórczości z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych) jest prezentacja cyklu obrazów w Galerii „Żak” w Gdańsku w r. 1970. Od r. 1968 – systematyczne i trwałe uczestnictwo w środowiskowym życiu plastycznym, więc udział w wystawach, plenerach i cyklicznych konkursach PN. „Salon Wiosenny”,  Propozycja kwartału”, „Salon Elbląski” oraz innych przedsięwzięciach środowiskowych. Równocześnie uczestnictwo w prezentacjach pozaśrodowiskowych.

Związany z Elblągiem od r. 1953. Nauczyciel polonista szkół średnich. Artysta malarz (ZPAP), pisarz oraz krytyk teatralny i literacki (ZLP), dziennikarz, działacz kultury.

W okresie wojny i okupacji (1943 – 44) uczęszczał na zajęcia z zakresu malarstwa i rysunku do ogniska plastycznego, prowadzonego w Radomiu przez prof. Wacława Dobrowolskiego (zob. Ewelina Pierzyńska –  Jelska i Andrzej Jelski- Twórczość artystyczna i wystawiennictwo w Radomiu w latach 1945 – 1969, Radom 1989).

Do ZPAP zostaje przyjęty w r. 1976 na podstawie  prac. Do roku 2000 miał ok. 30 znaczniejszych wystaw indywidualnych środowiskowych i krajowych oraz uczestniczył w wielu (również prestiżowych) prezentacjach krajowych i zagranicznych (ZSRR, RFN). Do ważniejszych jego osiągnięć sprzed r. 2000 należy zaliczyć nagrodę  im. Z. Szumana na XII Festiwalu Malarstwa Polskiego w Szczecinie w r. 1984 oraz wyróżnienie na wystawie XIII Ogólnopolskiego Konkursu im. J. Spychalskiego w Poznaniu w 1987 r.

Ważnym elementem artystycznej biografii R. Tomczyka jest pełnienie funkcji dyrektora-komisarza Galerii El jako Centrum Sztuki w latach 1980 – 1987 (po dziesięcioletniej współpracy z tą instytucją i jej twórcą Gerardem Kwiatkowskim) oraz związana z tym działalność artystyczna, animatorska i organizacyjna. Przywróconej życiu placówce artysta nadał profil instytucji interdyscyplinarnej, pozostającej w żywych kontaktach z wieloma ważnymi centrami artystycznymi kraju, zaś zgodnie  ze swymi orientacjami teatralno-plastycznymi nachylił ją w kierunku działań czaso-przestrzennych z pogranicza plastyki, sztuki widowiskowo-teatralnej, muzyki itp. Jako szef galerii a równocześnie człowiek pióra wydawał   kwartalnik dokumentujący działalność samej placówki, jak i środowisk oraz twórców z nią współpracujących. Za działalność artystyczną, twórcze kierowanie Galerią El oraz osiągnięcia  w zakresie upowszechniania sztuki otrzymał w r. 1984 nagrodę Wojewody Elbląskiego, zaś w r. 1987 honorową nagrodę kulturalną miesięcznika Fakty. Wielokrotnie był też honorowany nagrodami Prezydenta m. Elbląga.

Jako artysta malarz wielokrotnie zdobywał nagrody i wyróżnienia w konkursach środowiskowych, krajowych i zagranicznych. Doczekał się też wielu recenzji i omówień na łamach pism krajowych i zagranicznych. Stałymi przedmiotami jego publikacji książkowych oraz artykułów prasowych (opracowania naukowe, eseje, recenzje, sprawozdania, materiały wspomnieniowe itp.) był udział elbląskich środowisk twórczych w życiu kraju i procesy rozwojowe elbląskiej kultury, poczynając od r. 1945.

Powyższy tekst ze względu na lakoniczność i ogólnikowość nie oddaje cech osobowościowo-twórczych Tomczyka jako artysty malarza. W tym zakresie należałoby głos oddać samemu artyście jak i obserwatorom, recenzentom jego twórczości – boć przecież on sam  jako człowiek pióra i redaktor pism kulturalnych od dziesiątków lat w swych publikacjach pisał o innych (o plastykach, ludziach teatru, literatach), nie zaś de se ipso.

Ujęcie, które tu proponuję, nie przyniesie ani przejrzystej syntezy twórczości plastycznej R. Tomczyka, ani też analizy jego warsztatu artystycznego. Nie określi też roli  artysty w krajowej czy też lokalnej przestrzeni kulturowej. Ani nie ujawni  w sposób zadowalający  procesu ewolucyjnego  tej twórczości – gdyż takie ujęcia wymagałyby zorganizowanego warsztatu naukowo- czy krytyczno-interpretacyjnego. Będzie stanowić raczej sygnał potrzeby i możliwości opracowania takiego studium., Boć faktem przecież jest, że np. nie kto inny, ale światowej sławy, socjolog prof. Zygmunt Bauman (acz nie jest dla nas autorytetem w kwestiach sztuki) o sztuce R. Tomczyka pisze w liście do lubelskich przyjaciół: wciąż jeszcze wchłaniam i trawię Ryszarda Tomczyka – prozę i malarstwo. Dzięki Wam, żeście go mi odkryli. To wspaniały opowiadacz, i eseista i wizjoner wizualny. W malarstwie wbiera w siebie wszystko, co mi miłe – i Magritta, i Dudę Gracza, i Ernsta… Zasłana Polska talentami od skraju do skraju… (z 8 XI 2001). A to tylko jeden z wielu podobnych opiniodawców. Asumpt do refleksji na temat malarstwa Tomczyka płynie również z licznych tekstów recenzenckich, towarzyszących prezentacjom jego obrazów interpretacji krytyków i w ogóle „spektatorów”  o nieraz znaczących nazwiskach. Również faktem jest, że malarstwo R. Tomczyka zawsze budziło rezonans. Traktowano je też niezmiennie jako osobliwe, niezwykłe, oryginalne, ciekawe, mocno nasycone indywidualnym temperamentem i osobowością twórcy, rozpoznawalne, a nierzadko i kontrowersyjne, niezbyt przylegające do tradycyjnych podziałów i wolne od awangardowej tendencji  dotrzymywania kroku „artystycznej nowoczesności” , od nadążania za modami czy umizgiwania się wobec publiczności.

 Otóż artysta ok. r. 1965 (czasy zbliżenia się do Galerii El, prowadzonej wówczas przez Gerarda Kwiatkowskiego) zaledwie poszukiwał drogi do siebie i  rozpoczynał proces badania języka plastycznego jako środka wyrazu. W środowisko elbląskich artystów profesjonalistów wchodził propozycją pejzaży realizowanych w stylistyce już to ekspresjonistycznej, już to neoimpresjonistycznej, które pozwoliły mu stanąć w jednym rzędzie z ówczesnymi „zawodowcami” i to mocno okopanych w nieprzenikalnym środowisku „profesjonalistów”. Równocześnie wdzierał się w to środowisko seriami metaforycznych homunkulusów zwanych „biomami” Ów „inny świat” czyli iście teatralny „świat biomów” (figur jakby umownych, metaforycznych, pozbawionych znamion indywidualnych) był dlań zrazu głównie metaforą czy alegorią świata ludzkiego, oglądanego z perspektywy popularnego wówczas egzystencjalizmu, ale i po trosze polemizującego z tym kierunkiem.

Z czasem „biomy” zaczęły ulegać przekształceniom, zautonomizowały się i poczęły się deformować, zmieniać w formy i struktury nieantropomorficzne, żyjące własnym dziwnym bytem i w ogóle wolne od literackości i symboliki, tworząc  dziwne światy bioorganiczne czy pozaorganiczne. Coraz częściej też stawały się tylko komponentami kolorystycznymi obrazów pełnych rytmu i dynamiki, stanowiących jakby ciąg studiów nad strukturą materii, czy snucie dywagacji nad elementarnymi formami życia i istnienia, opowieści o dialektyce przeciwieństw, rudymentarnym procesie scalania się (formowanie) jakichś całości z elementarnych cząsteczek czy rozpadu, przekształcania form w chaos i płynny żywioł. Tej artystycznej „egzegezie” istnienia, ciągłego ruchu, stawania się i rokładu odpowiadały cykle zarówno :biomów”, jak i „bioxów”, „mutantów, „żywiołów”, „materii”, „struktur”, prac o stylistyce informelu czy obrazów zgoła abstrakcyjnych. Ale orientacjom tym przez czas towarzyszą upodobania  literacko – symboliczne, ponieważ literackości w malarstwie artysta, będący przecież także człowiekiem pióra, nigdy prawdziwej wojny nie wypowiedział. Niejednokrotnie zatem  jego twórczość korzysta z  języka wizji, aluzji, marzenia sennego i halucynacji, uświęcając artystyczny synkretyzm i z upodobaniem oscylując między różnymi tworzywami i technikami. Stąd też nie podobna się dziwić, iż artysta uchodzi za reprezentanta wciąż odzywających się w malarstwie współczesnym tendencji surrealistycznych, choć znajdywanie w jego pracach oddżwięków czy pogłosów innych stylistyk twórczości awangardowej (czy lepiej: poszukującej) wcale nie jest trudne.

Czynnikami motorycznymi kompozycji malarskich Tomczyka (setki obrazów na podłożu już to płóciennym , już to papierowym, niemal szczelnie zalegających przestrzeń jego mieszkania w Elblągu, bywają –  i długi namysł (stąd cykle prac), i sterowany „szczęśliwy przypadek”, i pasja dywagowania o naturze istnienia, czy wreszcie pasje polomiczno-satyryczne, np. te, które silnie zaznaczyły się w cyklach prac satyryczno-karykaturalnych, w ramach „sztuki protestu” programowanej na forum Galerii El w latach osiemdziesiątych) Zresztą o pazurze satyrycznym muz Tomczyka (boć mowa i o licznych tekstach satyrycznych) należałoby osobno.

Obok tego nurtu – jak twórca sam powiada – wywodzącego się z samych jego trzewi – artysta pozostał wierny uprawianemu od początku pejzażowi (krajobrazy, elbląskie żuławskie, tucholskie) i motywowi drzewa interpretowanego na wszelkie sposoby. Tyleż w tym malarstwie radości istnienia, orgiastycznego sensualizmu, zabawy, sycenia się barwą, wielością i różnorodnością bytów co i ironii, a nawet sarkazmu, goryczy i ponurej zadumy nad bytem. Stąd kompozycjom rozświetlonym kipiącym bogactwem świata, nieustannie  towarzyszą tematy „śmietnikowe”, pełne zgrzytu dysonanse, monochromatyzm jakby symbolizujący „nudę istnienia”, odpychające motywy masek-demonów i zdeformowanych twarzy ludzkich, obrazy czarno-białe i klimaty jesienne.

Stąd też – ze względu na stonowany koloryzm tych obrazów, raczej mroczne nastroje,  aluzyjność, a nieraz i przykry (związki z turpizmem?), gryzący ton „bebechowatości” kompozycji i świata figur – obrazy artysty nie zawsze budziły pełniejszą akceptację publiczności zawsze goniącej za uładzonym, płytkim, zakłamanie miłym, landrynkowym i kiczowatym obrazem świata. Pod tym względem artysta  nie idzie na pasku popularnych odbiorów, raczej epatuje, zadziwia,  zniewala do refleksji, niepokoi, prowokuje… Takie właśnie, to znaczy pełne tajemniczości, nie wolne ani od przykrych konstatacji, ani od metafizyczności, od niezwykłości czy nawet szaleństwa, jakie daje możliwość unurzania się w tworzywie po same pachy, jest malarstwo R. Tomczyka również i dzisiaj, gdy jako starzec lepiej już widzi smugę cienia…

Powyższe wyprowadzam z bezpośredniego obcowania z jego sztuką, jak i ze spostrzeżeń jej komentatorów, nierzadko wybitnych krytyków sztuki. A oto garść cytatów powyższe egzemplifikujących:

Halina Brzoza, interpretując wystawę toruńską z 1985 r., stwierdzała: Wypracowane przez wyobraźnię i warsztat twórczy malarza  dziwotwory i całe dziwoświaty wyrosły na glebie estetycznej form pochodzenia organicznego. Stąd też pewne naturalne prawa kształtowania formalnego, dość proste, ale i trudne do naśladowania w czynnościach ludzkiej ręki, przyczyniły się do powstania struktur bujnych a przy tym niezbyt silnie rozbudowanych w zawiłe labirynty linii i kierunków. Organika, biologia, wszędobylskie wścibstwo „żywych”  kadłubów o lekko amforowatych kształtach twarz, fantasmagoryczne wizje, znane wszystkim z majaków sennych, gorączkowych halucynacji oraz z malarstwa nadrealistycznego. „Biomy”, „bioxy” jako mieszkańcy tego świata – wyróżniają się owym amforowatym kształtem, nawiązującym przy tym do roślin, np. do słupka kwiatu lub kadłubka ciała ssaka ( w tym człowieka). Równocześnie te dziwotwory typu „bio” – jeśli je zaobserwować z innego punktu widzenia – stają się komponentami tego halucynacyjnego świata, wyznacznikami jego logiki wewnętrznej i zasad architektoniki. Ukształtowany ten świat jest na wzór pejzażu, który nie tyle staje się miejscem jakiejś akcji, co sam z siebie „wypreparowuje” wewnętrzną akcję napięć różnych kierunków i sił, niekiedy wyrażonych przez kontrastowanie i nakładanie barwnych struktur, reprezentujących dwie różne gamy kolorystyczne (por. pejzaż pt. „Nurt –  pejzaż infernalny”).


Liczne pejzaże, kreujące te osobliwe ”bioświaty” Ryszarda Tomczyka, w których – jakby poddając się stylistyce strukturalizmu – jedne formy i urzeczowienia przechodzą w drugie, podporządkowane są pewnej logice. Logika ta daje się zaobserwować chyba we wszystkich obrazach /…/ Jest to rozmaita, wcinająca się w różne rozwiązania formalne, lecz dość przejrzysta i czytelna transpozycja artystyczna myśli o jednym podstawowym prawie  życia i świata: prawie ciągłego i nieograniczonego rozwoju. Idea rozwoju zakłada konieczność przemian, a więc także i przechodzenia jednych zjawisk i rzeczy, jakości i ilości w drugie./…/

Zarazem /…/ ta panteistyczna apologia  życia nie daje się sprowadzić do optymistyczne prawdy o zwycięskim pochodzie, wszechogarniającym marszu biomów i bioxów w niczym nie ograniczonej przestrzeni kosmicznej, prawdy o niezniszczalności i potędze żywiołu życia, zdolnego pokonać koszmar śmierci. Druga, towarzysząca jej prawda zdaje się odsłaniać ciemne strony panteizmu i apoteozy życia. Jest to jak gdyby ostrzeżenie przed grozą rozpętanych sił  żywiołów i niepowstrzymanych w swym wzroście komórek, które niosą w sobie siły nieokiełznane i nieukierunkowane, zdolne przekształcić się w demona zniszczenia. Skierowanie tych sił wewnątrz siebie może przynieść cios każdemu żywemu organizmowi w postaci deformacji, degeneracji, a w rezultacie – samozniszczenia. Produkty rozpadu bowiem – łącząc się w nieprzewidziany sposób w chybione związki –  budzą w przyrodzie przerażającą, dziką i odstraszaj mącą niesamowitą brzydotą bestię – hybrydę, obdarzoną fatalną siłą dezintegrującą. (Sztuka polska – biuletyn informacyjny, 1985 nr  9).

Źródła, jak i funkcje owej „biomoidalności” malarstwa Tomczyka poddawał równie wnikliwej analizie krytyk i poeta gdański Kazimierz Nowosielski . Po obejrzeniu wystawy urządzonej w galerii na zamku w Kwidzynie (1997r.) pisał na  łamach Toposu:

Ślady przedczłowiecze, dopiero co wykształcone pierwsze  formy życia, coś jakby zalążki tętna jeszcze na oślep różnicującej się materii, instynktowne samoodradzanie się bytów, biologia, duch i ziemia w jakiejś pierwotnej nierozdzielności istnienia – ten świat zdaje się dominować w malarstwie Ryszarda Tomczyka. Niemal od początku zaznacza się w jego twórczości fascynacja tym, co się stawało przed szóstym dniem stworzenia, zanim Stwórcze „tak” powołało człowieka i kazało mu wybierać mi9ędzy dobrem a złem, nazywać to, co doświadczone, zapytywać…

Ale i można też czytać Tomczykowy świat jako wizjonerską próbę rozpoznania tego, co po człowieku, po czasach jego zegoizowanej wolności, poza kresem historii, gdy po nuklearnym kataklizmie ze szczelin bytu poczynają wyłaniać się zarodkowe, pokraczne, plazmatyczne formy egzystencji i rozpełzywać w poszukiwaniu światła, pokarmu, innego życia, które znów trzeba pożreć, przetrawić, uśmiercić. Macki, czułki, odnogi, ssawki na powrót zaczynają penetrować przestrzeń możliwego bytowania, aby raz jeszcze  podjąć wysiłek zaistnienia, rozpocząć wszystko od początku.

A może – i tu pojawia się trzecia, choć zapewne nieostatnia w tej bogatej w znaczenia sztuce, możliwość interpretacji: to nie żadne „przed” ani „po” ludzkiej cywilizacji, ale …nasze obecne, historyczne teraz – nienasycone, zaborcze, zawłaszczające wszystko, co słabsze, inne, odbiegające od rozmaitych standardów „postępu”, „humanizmu”, „jedynie słusznej ideologii”. Tomczyk zdaje się odsłaniać w swym malarstwie jakąś mroczną stronę naszej współczesności; ukazuje , jak to, co biologiczne, splątało się w jakiś potworny kłąb z tym co nowoczesne, barbarzyńskie – z pozornie ucywilizowanym.

/…/ u swych źródeł malarstwo Tomczyka bywa sztuką alegoryczną:  /…/ przenika je duch perswazji

 Krytyk bydgoski, Marceli Bacciarelli, wskazując w latach dziewięćdziesiątych literackie źródła  „biomów”, cieszył się z powodu stopniowego oddalania się artysty od tych źródeł w kierunku bardziej autonomicznej malarskości. Malarstwo Ryszarda Tomczyka – pisał –wyzwala się z niewoli słów. Bo słowa, szalenie twórcze jako inspiracja na początku tej drogi twórczej, w miarę upływu lat stawały się coraz większym moim zdaniem, ogranicznikiem. To zadziwiające, ale słowa właśnie, tak trudne do okiełznania w swej wieloznaczności, gdy mówimy, stają się szalenie dosłowne, nieomal jednowymiarowe, gdy używamy ich do malowania na płótnie. Pewnie dlatego coraz częściej pojawiają się obrazy, na których nie ma już „biomów”. A może zresztą, schowane gdzieś w fałdach mięsistych kompozycji lub za błękitami czy ugrami. Może gdzieś są… (Zob. program wernisażu wystawy „Bebechowisko” Galeria El 9 – 26 VI 1998).

Apologię życia i przyrody w malarstwie R. Tomczyka znajdywała Brygida Ingrid-Mrozek z Gdańska. Ok. r. 1985 pisze ona: /…./Teraz powstają obrazy silnie zrytmizowane. Widzę tu rytmy, które w małych seriach akwarelowego lawowania w wodzie, przynoszą efekt pejzaży organicznych, aczkolwiek nie są wolne od symbolu

Jawi się wreszcie nowa osobowość artysty zmierzającego od rzeczywistości biomopodobnej ku apoteozie życia i przyrody.

Przychodzenie i odchodzenie od tematu w temat, szukanie rytmów – to podświadome oscylowanie między akademicką formą upodobań monochromatycznych, dochodzących do głosu np. jeszcze w takich tematach jak drzewa czy zjawy podwodne, a umiłowaniem ruchu. Mimo pewnych elementów surrealizmu – głównie  w  detalu autor nie poddaje się tej konwencji Detale te przy czytaniu obrazów z dużej odległości. Mimo wszystko zagęszczenie ruchu w nowszych kompozycjach sprawi, że obrazy – choć podbudowane kolorem – wciąż opowiadają o zjawach i o marzeniach malującego – jednak literata. Gwaszowe opowieści o drzewach, o morzu wskazują na to, że literackie wizje rzeczywistości, stanowiącej scenę i proscenium, na których toczy się życie, miniaturyzuję się w mózgu i sercu artysty. Pochwała tym technicznym zjawo-obrazom.

O różnorodności Tomczykowego świata malarskiego, stanowiącego już to apoteozę przyrody i istnienia, jak i ujawniającego grozę istnienia, tragizm śmierci i rozpadu piszą niezmiennie i inni obserwatorzy tego malarstwa: m. in.   Andrzej Lipniewski z Gdańska czy Lech  Lele-Przychodzki, nie mówiąc już o komentatorach ze środowiska elbląskiego. Elżbieta Wiśniewska z Bydgoszczy w szkicu pt. „Bioego” artysty czyli własny świat Ryszarda Tomczyka”{Przegl. Art. „PAL” 5 (99) z r. 2000 zauważa: Wzajemne relacje zachodzące pomiędzy działaniami artystycznymi a przestrzenią, nabierają zdoła dodatkowego, innego jeszcze charakteru i wymiaru – nader filozoficznego,  sugerując wieloznaczny sens metafor /…/ W wielu pracach są jednoznacznie ukazane –jakby opisowe – siły natury i – w przeciwieństwie kolizji – kultury. Jakby interpretacja porządku, jego naruszenia i nadziei powrotu do nowej równowagi.

Wszystko u artysty ma swój symboliczny czy mityczny początek, do którego stale wraca. Pewne też tematy i obserwacje jakby odchodzą, przeplatają się z nowymi, pogłębionymi jeszcze bardziej, by znów powrócić i zadziwić całą swą siłą narracji, a jednocześnie też odkryciem nowych wątków. Jego sztuka to działania pełne dramaturgii, przepojone tragizmem istnienia i śmierci.

Tyle cytatów, wprowadzonych tytułem raczej egzemplifikacji niż tendencji do wyprowadzenia uogólnień. Zakończę krótką wypowiedzią Tomczyka, na jaką zdobył się podczas ostatniego, przyjacielskiego spotkania:

– Komu zawdzięczam zanurzenie w twórczości malarskiej? Jakiś talent i pasję na pewno ojcu, który za młodu właśnie w malarstwie – a były to obok pejzaży i kwiatów kompozycje nawiązujące do proroctw biblijnych – szukał odskoczni od pracy w zawodzie elektryka. Z kolei ognisku malarskiemu, które podczas wojny i okupacji prowadził w Radomiu wybitny portrecista i pejzażysta prof. Wacław Dobrowolski. Trochę Marianowi Mokwie – maryniście, któregom odwiedzał mieszkając w Sopocie, by pooglądał moje kartony. Myślę jednak, że potrzeba powrotu do tych zainteresowań, zrazu cokolwiek zgaszona przez studia polonistyczne, z całą siłą doszła do głosu w konsekwencji spotkania z Galerią El, Gerardem Kwiatkowskim oraz artystami tworzącymi środowisko artystyczne. Od tego też czasu nieprzerwanie funkcjonowałem życiu i działalności elbląskiego środowiska plastycznego, nie gardząc – co oczywiste- kontaktami z innymi ośrodkami kraju, a także zagranicy.

———————————————————————

Związany z Elblągiem od r. 1953. Nauczyciel polonista szkół średnich. Artysta malarz (ZPAP), pisarz oraz krytyk teatralny i literacki (ZLP), dziennikarz, działacz kultury. Notkę dotyczącą między innymi  jego twórczości plastycznej zamieszczono w  piśmie Poezja dzisiaj nr 40/41 z r. 2005 z okazji przyznania mu przez redakcję tegoż wydawnictwa nagrody za krytykę literacką.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko