Z ALEKSANDREM BEDNARZEM – aktorem teatralnym i filmowym rozmawia Krzysztof Lubczyński

0
702

Z ALEKSANDREM BEDNARZEM –  aktorem teatralnym i filmowym rozmawia Krzysztof Lubczyński

W KAŻDYM Z NAS DRZEMIE I KAT I OFIARA…

 

 

– „ Nazywam się Major Bień i jestem majorem” – taką kwestię znaną chyba wszystkim uważnym kinomanom wypowiada grany przez Pana bohater „ Psów” Władysława Pasikowskiego.  ”Psy”, dziś tzw. film kultowy, kręcony był w 1991roku, czyli przed wylewem spraw i emocji około-lustracyjnych oraz dotyczących działalności służb specjalnych PRL. Jak wtedy, bez tego bagażu ostatnich lat, wyobraził Pan sobie graną postać rozgoryczonego oficera MO, który czuł się spychany i wykorzystywany przez funkcjonariuszy SB, więc odgrywa się na nich po przemianie ustrojowej.

 

–  Ubrano mnie w mundur oficera MO. A poważniej…  Jeśli ktoś się w ten sposób przedstawia, to podpowiada aktorowi kim jest…  Nagle świat, w którym świetnie funkcjonował – odchodzi w przeszłość, więc za wszelką cenę stara się utrzymać na powierzchni tego nowego, nieznanego. Major Bień do dziś do mnie od czasu do czasu wraca. Zdarza się,  że gdy policjanci zatrzymują mnie do kontroli drogowej, to pytają żartobliwie: „ Nie za szybko panie majorze?”.

 

– Pana sposób gry jest bardzo stonowany, zdystansowany, odległy od wszelkiego efekciarstwa. Robi Pan też wrażenie człowieka raczej zamkniętego w sobie. Co zatem Pana popchnęło do tego zawodu, od którego ekshibicjonizm jest często nieodłączny?

 

–  Klasyczne pytanie w rozmowie z aktorem. Na pewno o aktorstwie nie marzyłem. Marzyłem o pracy na morzu, połykałem literaturę marynistyczną, Conrada , a od Conrada do poezji już tylko jeden krok. Lubiłem matematykę, bo nie musiałem się jej uczyć.” Widziałem liczby i wzory”.  Ale moim ulubionym nauczycielem w Wałbrzyskim ogólniaku był niezwykły polonista prof. Jania. To on dostrzegł moje zdolności aktorskie, zmusił do uczestnictwa w szkolnym teatrze i konkursach recytatorskich i zostałem laureatem –  ogólnopolskiego, gdzie jurorami byli profesorowie krakowskiej szkoły teatralnej. Zdawaj dziecko na wydział aktorski – powiedzieli. Czemu nie? I przyjęli mnie. Miałem 17 to nie była całkowicie świadoma decyzja.

Jak często o wyborze zawodu decyduje świetny nauczyciel!…   Ale o morzu nie przestałem marzyć i po latach włożyłem mundur pierwszego oficera w   „ Ostatnim promie”  Waldemara Krzystka ( ha, ha, ha).Dzięki temu, że zostałem aktorem, spełniły się „ na parę tygodni!” młodzieńcze marzenia.

Wracając do ekshibicjonizmu, myślę że częściej uciekamy od siebie „prywatnych”, zasłaniamy się życiorysem przedstawianych postaci, chowamy się w ich kostiumie. Jedynie ożywiamy je swoją wyobraźnią, zrozumieniem, emocjami, pamięcią emocjonalną. Chociaż …przyjmując rolę kata w „Krótkim filmie o zabijaniu”  Krzysztofa Kieślowskiego –  wiedziałem, że nie ukryję się za katowskim kapturem….   Ten kat miał moją twarz. Ale w każdym z nas drzemie i kat i ofiara.

 

–  Szerszą popularność, którą daje głównie film i telewizja przyniosły Panu role Profesora Jakubowskiego w „ Ostatnim dzwonku” Magdaleny Łazarkiewicz, a przede wszystkim wspomniany major Bień. Czy to właśnie Pana cechy osobowe sprawiły, że stało się to tak późno?…

 

– Może… a może tak wychowała mnie krakowska szkoła, że teatr jest najważniejszy, a film to coś gorszego… Wybierałem teatr, w którym grałem znaczące role. A poza tym…  my sobie nie wybieramy ról, to role wybierają nas….   Ale w końcu miałem szczęście zagrać w naprawdę znaczących obrazach:   w „Krótkim filmie o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego, w kultowym „Ostatnim dzwonku” M. Łazarkiewicz , gdzie grałem razem ze swoją żoną Agnieszką Kowalską; wreszcie –  w „Psach” Władysława Pasikowskiego, „ W ucieczce z kina Wolność” Wojciecha Marczewskiego, w „300 mil do nieba” Macieja  Dejczera, w „Ostatnim promie” W.Krzystka, gdzie grałem ze swoją żoną, w – fantastyczny scenariusz! –  „Dniu świra” Marka Koterskiego.

 

– Urodził się Pan w Drohobyczu, na rok przed tym jak esesman zastrzelił Bruno Schulza na ulicy tego galicyjskiego miasteczka. Czy w jakiś sposób osoba autora   ”Sanatorium pod Klepsydrą”  i  „Sklepów cynamonowych” dotknęła Pana losu?

 

– Mam zdjęcie maturalnej klasy mojego ojca, gdzie w gronie profesorów można rozpoznać Schulza,  jak więc mogłem nie sięgnąć po jego twórczość?!  Co znamienne na tym zdjęciu widać razem księdza katolickiego, greckokatolickiego i rabina!…   Pochodzi z czasów, gdy jeszcze nie rozpaliły się straszne nacjonalizmy końca lat trzydziestych. Do dziś dręczy mnie  myśl , że ten czas umierania był równocześnie czasem moich narodzin. To determinuje moje pokolenie.

 

– Spora część Pana artystycznej biografii, to lata krakowskie. Czym był dla Pana teatralny Kraków?  Czy tradycja krakowska także teatralna, wywierała wpływ na Pana emocje, wyobraźnię?

 

– Teatralny Kraków to nie był dla mnie obrosły tradycją teatr im. J. Słowackiego, ale „Stary” –  z nazwy, ale  współczesny repertuarem teatr stworzony przez mojego profesora Władysława Krzemińskiego. A miasto dla chłopaka z prowincji, obce, wrogie, ale zarazem tajemniczo piękne, pobudzające wyobraźnię. To przecież  Tymi Ulicami chodził Wyspiański….   Tylko dlaczego po studiach chciałem uciec do Gdańska? Blisko morza?…Wylądowałem o wiele bliżej – w teatrze Ziemi Krakowskiej w Tarnowie. Wybitna reżyserka i osobowość Lidia Zamkow –  powierzyła mi rolę tytułową „ Peer Gynta” w dramacie Ibsena . Czyż jest wspanialsza rola?!…   Całe życie człowieka w ciągu jednego teatralnego wieczoru. Miałem 21 lat….    Myślę, ze ta praca uformowała mnie jako aktora. Ale szybko zatęskniłem za Krakowem i gdy Zygmunt Huebner zaproponował mi angaż w „Starym” natychmiast wróciłem. Zamieszkałem na strychu teatru przy placu Szczepańskim, drzwi w drzwi z Konradem Swinarskim. Zagrałem Leonarda w jego „ Nie-boskiej komedii”  Zygmunta Krasińskiego i Jana w „Fantazym” Słowackiego.

 

Co charakteryzowało Swinarskiego?

 

– To Konrad  i zespół  „Starego” stworzył współczesną tradycję krakowskiego teatru. Tworzył teatr dionizyjski; przekuwał myśl w emocje.  Był mistrzem teatralnego znaku, a przede wszystkim bezbłędnie rozczytywał tekst dramatu. W czasie prób czuliśmy, że uczestniczymy w tworzeniu czegoś wielkiego, istotnego, ponadczasowego….

 

–  Czy dziś ktoś z młodych reżyserów dorównuje talentem starym mistrzom?

 

– Jest wielu utalentowanych reżyserów, dla mnie jednak najważniejszym jest Krzysztof  Warlikowski, obdarzony podobnym jak Swinarski darem przekładania myśli na obraz, na rozpoznawalny dla widza znak teatralny. Podobnie jak u Swinarskiego –   w pracy z   Warlikowskim  czułem się partnerem, podmiotem pracy twórczej,  co nie częste, niestety,  u reżyserów nam  współczesnych.

 

–  Pracował Pan w obu największych teatrach krakowskich. Przez lata teatr im. J.Słowackiego – scena z wielkimi tradycjami –  przegrywał rywalizację ze „Starym” teatrem – dlaczego?

 

– W zaniedbanym, szaro-czarnym wnętrzu „Starego” –  to co piękne działo się na scenie.  W „Słowackim” przy całej jego wspaniałości, okazałości gmachu na zewnątrz i w środku, trudno było  tworzyć teatr współczesny –  bliski widzowi. Przez lata był teatrem „orbisowskim”,  odwiedzanym przez wycieczki nie tyle dla przedstawień ile dla gmachu i kurtyny Siemiradzkiego.  Ale ja miałem szczęście grać w tym teatrze,  gdy przyćmiewał „Stary Teatr” inscenizacjami: Grabowskiego, Prusa, Zioły.  Dyrektorowi Grabowskiemu jednak wkrótce, niestety! –   podziękowano i teatr  ku zadowoleniu strażników tradycji wrócił na swoje koleiny…   Zespół się rozleciał był!…

 

–  I los związał Pana z innym miastem o wielkiej, choć tylko powojennej tradycji teatralnej. Z  teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi. Na czy polega ten fenomen, że w mieście tak „nieinteligenckim”,  robotniczym, w cieniu fabryk włókienniczych –   można z takim powodzeniem tworzyć teatr artystyczny?

 

– Widocznie wszędzie ludzie potrzebują żywej sztuki teatru, tylko nie wszędzie teatr potrafi odpowiedzieć na ich potrzeby! A  „Jaracz” potrafi….   Potrafi Maciejowski i Hussakowski, a już od wielu lat potrafi Waldemar Zawodziński. Stworzyli wspaniały zespół utalentowanych ludzi, nie tylko aktorów. Dlatego po przenosinach do Warszawy nie zerwałem więzi z „Jaracza”. Tam czuję atmosferę pracy  zapamiętaną ze „Starego Teatru”;   tam mogę się spotkać z kolegami po spektaklu w teatralnym bufecie („ jak tradycja każe „).   A w Warszawie?…  W Warszawie są „konfitury”….

 

–  Jest Pan wykładowcą w łódzkiej Szkole Filmowej, czy ze swoją powierzchownością surowego profesora nie budzi Pan lęku wśród studentów?…

 

– Ha, ha, ha, na początku chyba tak, ale szybko przekonali  się, że nie jestem tak groźny jak wyglądam….    Moim obowiązkiem jest nauczenie ich zawodu, elementarnej techniki aktorskiej, bo ta się nie zmienia(!),   zmieniają się tylko środki wyrazu….   Ale jednocześnie daję im wolność poszukiwań. Uświadamiam im,   jak ważne w tym zawodzie są właściwe wybory. Niech się uczą na moich błędach.  Są inni, mniej naiwni, mniej idealistycznie wyobrażają sobie przyszłą pracę zawodową. Ale są utalentowani(!)  –  i to wielka  przyjemność,   i satysfakcja, gdy uczestniczy się w kształtowaniu talentów…

 

———————————————————————-

ALEKSANDER  BEDNARZ –  ur. 6 stycznia 1941 w Drohobyczu –  wybitny aktor teatralny, filmowy, telewizyjny, reżyser. Absolwent PWST w Krakowie – 1962.  Obecnie, od 1989 roku, aktor Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi i „Studio”   w Warszawie. Profesor PWSFiTV w Łodzi.  Aktor między innymi   teatrów:  Starego ,  imienia –  Juliusza  Słowackiego w Krakowie

Niektóre – ważne –  role: 1962: „Pan Puntila i jego sługa Matti” B. Brechta,  jako Matti i  tytułowy „Peer Gynt” H. Ibsena, 1965;  „Wesele” St. Wyspiańskiego jako Poeta;  1965: „Nie-Boska komedia”  Z. Krasińskiego jako Leonard (reż. Konrad Swinarski);  1967: „Taniec śmierci” A. Strindberga,  jako Allan;   „Fantazy” J. Słowackiego jako Jan (reż. K. Swinarski);   1970: „Fircyk w zalotach”  F. Zabłockiego  jako Aryst  ;  „Kordian”,  jako Wielki Książę;  1972: tytułowy „Don Juan” Moliera;  1981: „Ksiądz Marek” – jako Suworow, we własnej reżyserii, 1982:  „Nie-Boska komedia jako Pankracy;  1983: „Horsztyński” J. Słowackiego jako Szymon Kossakowski;  1989:  „Wilki w nocy”  T. Rittnera jako Prezydent sądu;  1993: „Wesele Figara” Beaumarchais ,  jako Hrabia Almaviva;   1998: tytułowy „Brand” H Ibsena jako Brand;  2003: „Tragiczna historia dra Fausta” P. Marlowe’a jako Faust stary;   2004: „Intryga i miłość” F. Schillera jako Miller;   2006: „Trzy siostry” A. Czechowa  – jako Czebutykin;  2007: „Wyzwolenie” –   jako Stary Aktor .

Role w Teatrze Telewizji:  między innymi : 1996:„ Don Carlos” F. Schillera jako Ojciec Domingo (reż. Laco Adamik).

Debiut filmowy: 1964: „Beata” ( oficer milicji), a także m.in. „Koniec naszego świata” ( więzień Oświęcimia);  1970: ‚Znicz olimpijski” (oficer niemiecki); 1987: „Krótki film o zabijaniu” (kat);  „300 mil do nieba” (nauczyciel);  „Gdańsk 39” (minister Chodacki, komisarz generalny RP w Gdańsku);  „Ostatni dzwonek” (profesor Jakubowski);  „Ostatni prom” (Stefan);  1990: „Ucieczka z kina “Wolność” ( Edward);  1992: „Psy” ( major Bień); 1994: „Psy II” (major Bień);  1995: „Matki, żony i kochanki” ( Tadeusz Zarychta);  2002: ‚Dzień świra” (sąsiad słuchający Chopina).

Udział w licznych serialach: między innymi:  „13 posterunek” jako biskup, 2003;   „Na Wspólnej” jako ojciec Beaty, 2005;  „Magda M.” jako mecenas Rolewski;  2006-2007: „Kryminalni” jako grafolog;  2007: „Na dobre i na złe” –   jako aktor Adam Hanisz.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko