Krzysztof Lubczyński: Ostatnie słowo oskarżyciela

0
372

Krzysztof Lubczyński

Ostatnie słowo oskarżyciela

 

Jednego można się po Andrzeju Żuławskim spodziewać na pewno – intensywnych inspiracji intelektualnych oraz ostrej, nawet brutalnej dezynwoltury w ocenie zjawisk i ludzi. Po ponad dwóch latach od ukazania się wydanego przez Krytykę Polityczną wywiadu-rzeki z pisarzem i reżyserem, a zatytułowanym „Żuławski”, zdecydował się on na ponowny obszerny, książkowy wywiad, którego tym razem udzielił dziennikarce Renacie Kim.

Nosi on niepokojący tytuł „Ostatnie słowo”.  Jest to „rzeka” nie tak szeroka i głęboka jak poprzednia, ale interesująca jako obszerne uzupełnienie o dodatkowe wątki, choć są także powtórzenia, prawdopodobnie niekonieczne, jak choćby – to jeden z licznych przykładów – wątki biograficzne związane z okupacyjnym lwowskim dzieciństwem twórcy, z klanem Żuławskich, z jego burzliwymi małżeństwami czy – powtarzana przez niego z uporem godnym lepszej sprawy – negatywna ocena talentu aktorskiego Beaty Tyszkiewicz czy poziomu umysłowego Nastazji Kinsky. Ten zresztą aspekt narracji Żuławskiego może budzić największe kontrowersje – jego oceny ludzi. Rzecz nie w tym, że są krytyczne, rzecz w tym, że zbyt często nacechowane są wyraźnym emocjonalnym uprzedzeniem i zbyt często ponad miarę subiektywne, z niedostatkiem wielkoduszności czy woli wzniesienia się ponad. Przynajmniej jak na intelektualistę wysokiej klasy, autentycznego myśliciela, człowieka o kolosalnej, imponującej erudycji. Zbyt często wybiera rolę oskarżyciela, zamiast filozofa. Żywość umysłu Żuławskiego sprawia jednak, że nawet odnosząc się do tych samych tematów, potrafi je on podać na ogół w nieco odnowionym oświetleniu. Kreatywny mózg Żuławskiego pracuje na liczne sposoby, oświetla świat i ludzi niczym wielokolorowa lampa

 

W „Ostatnim słowie”, podobnie jak w „Żuławskim” twórca przebiega całe swoje życie i twórczość, od kilku już lat  perspektywy samotnika, trochę Mizantropa, zaszytego w domu Wesołej. Opowiada o swojej starości, o sztuce, filmie, literaturze, o spotkaniach z ludźmi, n.p o córce Tuwima, o tajemnicy psychiki Ryszarda Kapuścińskiego, o swoim przodku, wybitnym młodopolskim pisarzu Jerzym Żuławskim, o jego kobietach, o Dostojewskim, o Romce – jak ją określa Żuławski – Schneider, słynnej niegdyś, dziś nieżyjącej nieszczęśliwej gwieździe światowego kina, o Norwidzie, o Elżbiecie Czyżewskiej i Jerzym Kosińskim, jednym z nielicznych o których mówi z autentycznym uznaniem, bez sarkazmu i nuty pogardy. Jest też oczywiście o jego głośnej relacji z młodą celebrytką Weroniką R., której opis uczynił Żuławskiego „Nocnik” pierwszą chyba w Polsce po 1989 roku zakazaną (wyrokiem sądu, z braku instytucjonalnej cenzury) książką. No cóż, syndrom pociągu do „lolitek”, niczym „paraliż postępowy, najmocniejsze trafia głowy”. Zresztą, wzmianka o „Lolicie” Nabokowa jest pomieszczona w ostatnim zdaniu Żuławskiego zawartym w omawianym wywiadzie.

W pięknym (czytaj: przebogatym) umyśle Andrzeja Żuławskiego nietrudno się zakochać, nie sposób też nie podziwiać jego fenomenalnej erudycji. Tym, którzy temu czarowi ulegli wypada mieć nadzieję, że jego „Ostatnie słowo” okaże się co najmniej „słowem przedostatnim”.

 

Andrzej Żuławski, Renata Kim – „Ostatnie słowo”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2011

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko