Krzysztof Lubczyński: Rosyjski krzewiciel Chopina

0
244

Krzysztof Lubczyński

Rosyjski krzewiciel Chopina

 

Nigdy nie dowiemy się, co pomyślałby i co by mówił lub pisał Fryderyk Chopin, gdyby mógł znać działalność Rosjanina Milija Bałakiriewa (1837-1910), być może najbardziej namiętnego i na pewno jednego z najbardziej zasłużonych krzewicieli jego twórczości. A znać tej działalności oczywiście nie mógł, gdyż w momencie gdy umierał w Paryżu w 1849 roku, Bałakiriew był nikomu nieznanym uczniakiem urodzonym w Niżnym Nowogrodzie, dwunastoletnim podrostkiem, z podobnej jak chopinowska zubożałej szlacheckiej rodziny o inteligenckich aspiracjach.

 

Niewielka objętościowo, acz znakomita książka Grzegorza Wiśniewskiego, wybitnego znawcy kultury rosyjskiej i kulturalnych relacji polsko-rosyjskich jest jednym z najbardziej imponujących akordów zakończonego właśnie Roku Chopinowskiego. To piękny prezent nie tylko dla miłośników muzyki Chopina.

Bałakiriew, ceniony kompozytor, pianista i dyrygent, był także – by użyć współczesnego terminu  – animatorem życia muzycznego w Rosji i założycielem sławnej Potężnej Gromadki, artystycznego ruchu muzycznego, którego genialnym zwieńczeniem była twórczość Piotra Czajkowskiego. Paradoks losu Bałakiriewa polegał jednak na tym, że choć ten niewątpliwy patriota (ale nie szowinista) rosyjski kochał narodową muzykę swej ojczyzny i przyczynił się do jej międzynarodowego sukcesu, to gros swego serca oddał na służbę kompozytora obcego sobie narodowo, Fryderyka Chopina.

Praca Wiśniewskiego imponuje erudycją i świetnym, eseistycznym stylem. Jakkolwiek po liczne pasjonujące szczegóły wypada odesłać czytelników do książki, to jednak warto zwrócić przy tej okazji uwagę na kilka jej istotnych wątków.

Po pierwsze, Bałakiriew był nie tylko propagatorem muzyki Chopina, ale także jej przenikliwym i prekursorskim interpretatorem, który zdarł z niej dotychczasową, wydelikaconą, słodką, liryczną i przyjemną dla ucha zasłonę, stworzoną  przez wykonawców z epoki.  Zamiast neurotycznego rozmarzenia dostrzegł w twórczości Fryderyka „siłę, męstwo i surowy tragizm”. I po Bałakiriewie Chopin już na dobrą sprawę nigdy nie został cofnięty do poziomu gustów mieszczańsko-szlacheckiej publiczności, do gustów towarzystwa, a w każdym razie takie wykonania przestały mieć charakter monopolu interpretacyjnego. Po drugie, z części książki poświęconej dwom podróżom Bałakiriewa do Warszawy i Żelazowej Woli, nieszopenista, a tych jest pośród nas większość, dowiaduje się, że także Bałakiriewowi zawdzięczamy to, że możemy odwiedzać muzeum w Żelazowej Woli. Gdy bowiem Bałakiriew odwiedził stolicę Królestwa Polskiego w 1891 roku, oficyna, w której urodził się Chopin znajdowała się w tragicznym stanie zniszczenia i zaniedbania,  zamieszkała przez ubogiego Żyda, będąc nota bene częścią majątku polskiego posesjonata, niejakiego pana Aleksandra Pawłowskiego. Bałakiriew jechał do Żelazowej Woli z pamięcią pod powiekami słynnego rysunku Napoleona Ordy, tyle tylko, że ten przedstawiał były dworek hrabiostwa Skarbków, a nie ubogą oficynę Chopinów. Szczęśliwie pan Pawłowski nie okazał się twardogłowy i pozwolił (choć bynajmniej nie za darmo) działać Bałakiriewowi i innym kustoszom pamięci Chopina, co w końcu, po wielu latach, zaowocowało słynnym muzeum, a wcześniej Rosjaninowi pozwoliło wystawić Chopinowi w Żelazowej Woli pomnik. Stało się to podczas drugiej i ostatniej wizyty Bałakiriewa w Warszawie i Żelazowej Woli  w1894 roku,  w obecności wielotysięcznych tłumów. Nie mniej jednak, Bolesław Prus napisał gorzko w jednej ze swoich kronik, że „cały naród o miejscu urodzenia Chopina przypomniał sobie w roku 1891”. Dzięki Rosjaninowi, dodajmy.

Książka Grzegorza Wiśniewskiego jest jednocześnie panoramą życia kulturalnego, głównie muzycznego w Rosji za czasów Bałakiriewa, ukazuje jego starania u rosyjskich władz, nie zawsze nieprzychylnych dla jego chopinowskich inicjatyw (potrafił zjednać sobie nawet  gubernatora Hurkę). Nawiasem dodając, Wiśniewski rzuca przy tej okazji nieco inne światło na relacje polsko-rosyjskie w II połowie XIX wieku, zwłaszcza w domenie ideowej i kulturalnej,  niż to, do którego jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni…. Ale tu już nie odbierajmy czytelnikom przyjemności z tej pasjonującej lektury i odeślijmy ich do niej. Bałakiriew zmarł w 1910 roku, prawie dokładnie 100 lat po urodzinach artysty, którego ukochał całym sercem i któremu poświęcił kawał życia.

 

Grzegorz Wiśniewski – „Bałakiriew w Warszawie i Żelazowej Woli”, Państwowy Instytut Wydawniczy i Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, Warszawa 2011

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko