Rafał T. Czachorowski
Książka elektroniczna
Gadżet, czy powiew przyszłości?
Gdzieniegdzie trwają dyskusje czy e-book jest prawdziwą książką. Padają argumenty, że tylko papier, bo nic nie zastąpi szelestu kartek i ich zapachu. Wersja elektroniczna nigdy nie wyprze papierowej. Gdzie indziej, bardziej techniczne, rozmowy dotyczą przewagi tabletów nad e-czytnikami, lub odwrotnie. Mam wrażenie lekkiego chaosu. W końcu co to jest ten e-book i czytnik?
Książka elektroniczna
Jest treść, znalazł się wydawca z zespołem redakcyjnym, grafik, łamacz złożył tekst. Wydawca ze swojej puli, otrzymanej z Biblioteki Narodowej, nadał ISBN. powstał dokument gotowy do wysłania do drukarni. I nagle tutaj koniec. Jeszcze zostało przygotowanie formatu elektronicznego. Obecnie najczęściej (z wielu możliwych) to PDF lub ePub – o czym później.
Mamy gotową książkę. Jak to? Jak można zatrzymać się w pół drogi? A co z egzemplarzami obowiązkowymi dla Biblioteki Narodowej? Jak to „coś” ma trafić do księgarń i do czytelnika?
Jeżeli chodzi o egzemplarze obowiązkowe, jak to obowiązkowe, trzeba wysłać. Jak? Na płytach CD. Co z księgarniami? Są w Internecie. Czytelnik? W dowolnym miejscu ściąga książkę na komputer lub bezpośrednio na swój czytnik. W ciągu paru chwil książka jest gotowa do czytania.
Trochę techniki
O formacie.
PDF jest popularny, dostajemy dokumenty w tym formacie. Często możemy sami stworzyć taki dokument. Właśnie jedną z form książki elektronicznej jest wspomniany PDF. Inny format to ePub. Co on daje? Możliwość dostosowania wymiaru książki do wielkości urządzenia lub preferencji czytelnika. Co ciekawe taka książka przestaje mieć stałą liczbę stron. W zależności od wielkości ekranu i wybranej przez nas czcionki (fontu), kupiona książka może mieć np. 150 lub 70 stron. Kolejny argument dla przeciwników wersji elektronicznej? Bo przecież kupiliśmy książkę o ponad stu stronach, a tu nagle… Czy kupujemy strony czy treść? Oczywiście kupując „tradycyjną książkę” płacimy również za strony.
O urządzeniu.
Na czym możemy czytać? Mamy wybór. Uproszczając: na ekranach komputerów (w tym laptopów), smartphonów, tabletów lub e-czytników. Trzy pierwsze rodzaje urządzeń mają jedna wspólną cechę: posiadają kolorowy ekran, najczęściej LCD. To ostanie zamiast kolorowej matrycy posiada e-papier (e-link). Na czym polega różnica? Ekran komputera świeci – stąd znany większości nam ból oczu po wielogodzinnym siedzeniu przed komputerem – e-papier odbija światło. Nie chcę wchodzić w szczegóły, który z e-czytników, a który z tabletów jest lepszy. Czy konieczna jest opcja ekranu dotykowego itd. Bo tylu jest zwolenników co przeciwników danych rozwiązań.
Kilka głosów w dyskusji
Pierwszy, wspomniany już, argument na nie, to brak papieru i jego zapachu. Czy naprawdę kupujemy – nierzadko drogą – książkę dla jej zapachu? Bo prawdziwą książkę mogę trzymać w kieszeni. Czy każdą? Czy urządzenie o wymiarach 12x19x1,2 cm lub 18x26x1 cm jest bardziej „kłopotliwe” od książki w formacie A5 i grzbiecie 2,5 cm? Poza tym to urządzenie może „zawierać” setki książek.
Bateria.
Wyczerpie się i nagle w momencie kiedy w końcu możemy dowiedzieć się, w której szafie trzymają trupa… pyk i nic nie widać. Jakby ktoś zamknął książkę. Gorzej! Wyrwał ją z rąk. Jak zapewniają niektórzy producenci e-czytników można z nich korzystać przez kilka tygodni. Niech to będzie nawet tydzień… Gorzej wygląda sytuacja z tabletami. Tutaj czytanie „wymaga więcej energii” i częstszego szukania gniazdka z prądem.
Dodatki.
Na wielu urządzeniach można robić notatki, tworzyć zakładki, od razu sprawdzić znaczenie słowa w języku obcym. Możemy też posłuchać popularnych audio-booków. To dodatkowe walory takich urządzeń.
Na koniec(?)
Otwierając książkę na stronie redakcyjnej często możemy znaleźć dwa numery ISBN. Jeden dla twardej, drugi dla broszurowej (miękkiej) oprawy. Myślę, że właśnie tak można traktować wydanie elektroniczne, jako (w dużym uproszczeniu) rodzaj oprawy dla treści.
W tej „elektronicznej oprawie” książki nie istnieje tradycyjny nakład, został zamieniony na ilość pobrań. Dla autora i wydawcy jest to możliwość poznania rzeczywistej poczytności pozycji. Odchodzi problem z dodrukiem lub często problemem: co zrobić z tymi książkami. Coraz więcej księgarń oferuje e-booki. Są firmy specjalizujące się w sprzedawaniu tej formy książki. Firmy, które się rozwijają i proponują coraz więcej tytułów. Duże wydawnictwa wydają też takie książki. Czy chcą tracić pieniądze, a może zobaczyli możliwości dodatkowego zysku?
Niektórzy mówią, że właściwie każdy może zrobić sobie takiego PDFa i przez to będzie zalew wątpliwej jakości treści. A czy nie jest tak w przypadku wersji papierowych? Jest pełno firm proponujących tzw. druk na życzenie. Napisaliśmy wiersze dla ukochanej, chcemy wydać… nie ma problemu. Tylko czy duża księgarnia (w tym internetowa), dbająca o prestiż, przyjmie nam taką pozycję? Czy ktoś to kupi czy nawet pobierze za darmo? Może rzeczona ukochana, ale to też nie jest pewne.
Cena czytników i e-booków nadal jest duża, ale widać już zmiany. Jest ich coraz więcej i są tańsze, chociażby w porównaniu z rokiem ubiegłym. Podobnie było z telefonami komórkowymi. Dawniej dziwiła osoba, w miejscu publicznym, głośno mówiąca do „cegły”. Teraz może dziwić ktoś, kto nie ma „komórki”. Książki elektroniczne są jeszcze, niestety tylko nieznacznie tańsze od swoich ekskluzywnych wydań. To na pewno też się zmieni.
Można przypuszczać, że dzieci, które się właśnie urodziły, może jeszcze nie w szkole podstawowej, ale już na studiach będą czytać książki w wersji elektronicznej. Będzie to zupełnie naturalne, a obecne dylematy po prostu śmieszne. A może ktoś do tego czasu wymyśli coś zupełnie innego i to e-booki w obecnej formie będą passe. Grunt żeby książka (w dowolnej wersji) przetrwała.
Specjalnie dla poetów i miłośników poezji
Wyobraźmy sobie format 12 x 19 cm, grubość 1 cm. Taki mały, broszurowy tomik poezji. Jak czytamy wiersze? Czy od razu całą zawartość książki? Jeżeli nie w celu zrecenzowania, to raczej nie. A jak już ją znamy, to czy nie chcemy wrócić do tego jednego lub dwóch utworów?
Na e-czytniku, właśnie o takich wymiarach, możemy mieć całą ulubioną biblioteczkę poezji. W dowolnym miejscu, trzykrotnie uderzając palcem w ekran, docieramy do tego wiersza. A reszta…? Reszta czy przeczytaliśmy to wydrukowane na papierze, czy pokazane na ekranie, jest i tak w naszej głowie…
Rafał T. Czachorowski – poeta, prozaik i wydawca, Członek Związku Literatów Polskich i Authors And Publicists International Association. Zajmuje się między innymi „ratowaniem od zapomnienia” książek poetyckich wydanych do 1999 roku. Umieszcza je, za zgodą autorów do pobrania za darmo, również na stronie www.poecipolscy.pl Jego RTC Agencja Wydawnicza wydaje też debiutantów (wersje papierowe i elektroniczne).