Anna Cybulska
ŻYWOSŁOWIENIE
Jerzy Szatkowski urodził się w 1940 roku w Solcu Kujawskim. Jest nauczycielem dyplomowanym – polonistą. Redaktor i poeta, wydał zbiory wierszy: Nie znam żadnego śpiewu /1968/, Barwonie /1973/, Bo żywosłowić ciebie jest żywicowanie /1975/, Tren /1980/, A może ja już tak wysoko upadłem /1983/, Ave /1984/, Tren dla Steda /1985/, Żywicowanie /1990/, Triada dla Iwony. Cyklamen prawdosłowny – Arkusz poetycki /2007/. Publikował w wielu antologiach i almanachach literackich. M.in. w Droga do Ashramu /1998/, Zjawa realna /1999/, Klejnoty poezji polskiej /2001/.Współredagował trzytomową edycję utworów Ryszarda Milczewskiego – Bruno /1989/.
W 1998 roku reaktywował Okolicę poetów, której jest redaktorem naczelnym i wydawcą. Jest laureatem licznych konkursów i turniejów poetyckich. Otrzymał nagrodę za najlepszy tom wierszy roku Grupy Literackiej ECCE, Nagrodę im. Ryszarda Milczewskiego-Bruna, Nagrodę im. Klemensa Janickiego /2003/ oraz Wielki Laur Poezji XIV Międzynarodowej Jesieni Literackiej Pogórza /2005/. Odznaczony został m.in. Złotym Krzyżem Zasługi.
O twórcy tym nie znajdziemy zbyt wielu informacji w Internecie czy w najnowszych periodykach. Jest bowiem pisarzem należącym do poprzedniej epoki, wiernym kontrkulturowej klasyce, który unika salonów literackich, przez co jego pisanie nabrało głębszego wymiaru. Pora oddzielić dzisiaj twórczość Szatkowskiego od dokonań Ryszarda Milewskiego-Bruna, Edwarda Stachury, Andrzeja Babińskiego, czy Witka Różańskiego, bo ona wciąż pozostaje żywa. Ewoluuje i barwi się różnymi odcieniami, porusza i daje świadectwo istnienia, którego żaden z wymienionych wyżej pisarzy unieść już nie może. I choć tak charakterystyczną jest dla nas przestrzeń, w której Jerzy współbrzmiał – szczególnie z Brunem – to jednak odszedł od tych zakresów i stał się integralnym twórcą, który przetrwała próbę czasu i nadal zachwyca prawdą, literackim szlifem i głębią wyrazu. Szatkowski niczego nie musiał udowadniać – szczególnie Brunowi – któremu poświęcił wiele lat swojego życia, i którego jakże subtelnie wspomina w swojej powieści. To tak nieprawdopodobne, że aż prawdziwe. Tak, to tak nieprawdopodobne… powtarzam za nim… czy warto było oddać komuś znaczącą część swojego życia…? Młode pokolenie oddania takiego nie zrozumie, jak nie zazna prawdziwej nędzy i głodu. Czytając powieść Szatkowskiego odnosi się wrażenie, że zaciera się bariera między jego a naszym światem, chociaż te wspomnienia sięgają dzieciństwa i są subiektywne, to zapadają głęboko w pamięć i ożywiają refleksje. Ta piękna powieść, pisana trudnym językiem, uwzględniającym estetykę, melodyjność i fantazje składniowe, znane Jerzemu, a przez współczesnych już zarzucone, pozwala nam wniknąć w jego myśli. Przejrzeć się w lustrze dzieciństwa, trącając drobne struny pierwiastkowej wrażliwości, pozwala dostrzec jak wybory dojrzałości sumują nasze doświadczenia i ekstrawaganckie decyzje.
To żywomówienie, po śladach którego wchodzimy w ten, czasem odrealniony świat, który każe nam położyć się u boku bohatera na brzegu rzeki i wsłuchiwać się w szum wezbranego nurtu. Rzeko, ukochanko moja… szepcze Szatkowski, kusicielko… i zatrważająca pułapko śmierci. Idąc dalej, ścieżkami, które wskazuje autor, spotykamy osobliwe życiowe sytuacje, ludzkie więzi, dostrzegamy męski wymiar miłości i seksu oraz wielką życiową mądrość, przynależną bytom cierpiącym. Widzimy wreszcie Milczewskiego-Bruna, jako prawdziwego kulturowego herosa, chociaż to określenie nie do końca do niego przystaje. Czytając, pobędziemy przez chwil kilka w świecie, w którym tylko nielicznym żyło się lepiej, ale obraz tego, co już nie wróci, nadal pozostanie ekscytujący i ważki. Szatkowski ocala to, co bezpowrotnie odeszło i stało się legendą. Ożywia przeszłość i przenosi czytelnika do miejsc inicjacji pokoleniowej. Pragnie podzielić się wiedzą na temat siebie i przyjaciół, wierząc, że to, co przeżyli nie było bezcelowe. Że była to droga do wrażliwości i piękna, chociaż często opłacona łzami i krzywdą drugiego człowieka… Nie dającą się odkupić krzywdą… Dlatego każda egzystencja jest szczególną formą żywicowania, otwierania i zabliźniania się ran, których Jerzy nie obawia się dotykać, chociaż wie, że czasem one krwawią. Książka jednak nie jest komercyjnym zapisem zdarzeń, jest szlachetnym przekazem ludzkiej wrażliwości z podkreśleniem szacunku dla istot żywych. I nie chodzi tu tylko o człowieka, bo obecność zwierząt i miłość do nich jest sprawą oczywistą, jakby bez nich żadna współegzystencja nie mogła się obyć. Szatkowski potrafił odciąć się od świata, w który wniknął aż do bólu i przenosząc się do Antoniewa, pokazał, że te wartości mogą działać jak lekarstwo na poszarpane wnętrze, którego dzisiaj generuje nowe książki. Paulo Coelho namawia by ocalić w sobie chłopca i Szatkowski stale to robi… I długo można by błogosłowić go za ten dar, ale niech ta wyjątkowa książka broni się sama. To tak nieprawdopodobne, że aż prawdziwe jest dopiero początkiem historii, którą nam opowie. Na razie mówi: I’m still here… I gdybyście chcieli utopić mnie w plotce niepamięci, nadal piszę i ostatnie słowo na pewno należeć będzie do mnie…
___________
Jerzy Szatkowski, To tak nieprawdopodobne, że aż prawdziwe, Biblioteka „Tematu”, Bydgoszcz 2010, s. 154.