Dariusz Tomasz Lebioda – ONITSZA

0
285

Dariusz Tomasz Lebioda

ONITSZA

 

Francuski prozaik i eseista Jean-Marie Gustave Le Clézio urodził się 13 kwietnia 1940 roku w Nicei. Co zdumiewające, jego rodzice byli kuzynami (to samo nazwisko i wspólny dziadek) – ojciec pisarza był brytyjskim chirurgiem, a matka Francuzką z Mauritiusu. Pierwszą podróż odbył on w wieku siedmiu lat, do Nigerii. Studiował literaturę angielską na uniwersytecie w Bristolu, a potem także francuską w Institut d’Études Littéraires w Nicei, uzyskując stopień doktora, a potem wyjechał do USA, gdzie pracował jako nauczyciel.

Tę profesję kontynuował w wielu krajach świata, w tym w Meksyku, Panamie i w Seulu. Podczas służby wojskowej w Tajlandii, musiał szybko opuścić ten kraj, bo krytykował wszechobecną prostytucję dziecięcą. Podróżował do wielu krajów świata i przebywał przez wiele lat w różnych punktach globu, między innymi w Ameryce Południowej, Afryce, na Wyspach Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. Pochwalić trzeba gremium przyznające Nagrodę Nobla, że wybrało dorobek pisarza, który przerzuca mosty między kulturami i potrafi je przybliżać, opisywać z niezwykła pasją, plastycznością i głębią. Choć zaczynał od eksperymentów językowych i narracyjnych w stylu Butora, z czasem wypracował sobie metodę pisania powieści kulturowych, w których jest prawdziwy klimat i wielka gęstość kreowanej przestrzeni, jakby skupienie na stronach utworu tego wszystkiego, co jest najważniejsze na danym kontynencie, w jakimś kraju, w jakiejś wyodrębnionej enklawie. Na przestrzeni kilkunastu lat Le Clézio opublikował ponad trzydzieści książek – od zbiorów opowiadań poprzez liczne powieści i tomy esejów. W 1994 roku w ankiecie francuskiego magazynu literackiego „Lire” trzynaście procent czytelników uznało go za największego żyjącego francuskiego pisarza.

 

Powieść z 1991 roku – Onitsza – opublikowana w Polsce po raz pierwszy w roku 1995, zawiera wiele wątków autobiograficznych. Tak jak główny bohater – Fintan – odbywa z matką (Maou), podróż statkiem z Francji do Nigerii, tak i pisarz w dzieciństwie udał się do Afryki do ojca.  Tytułowe miasto (Onitsha), to  ruchliwy port rzeczny nad Nigrem, w stanie Anambra. Założony prawdopodobnie w XVI wieku przez imigrantów z królestwa Beninu, szybko stał się stolicą królestwa ludu Ibo. W 1857 roku brytyjscy handlarze olejem palmowym założyli w tym mieście faktorię handlową, do której przybywać zaczęli chrześcijańscy misjonarze. Położona prawie dwieście kilometrów w głąb afrykańskiego lądu, Onitsza stała się w 1884 roku częścią protektoratu brytyjskiego. Do tego miasta – w czasach, gdy zaczyna się powieść, a więc w marcu w 1948 roku – bohaterowie płyną niewielkim statkiem Surabaya, od ujścia Żyrondy do ujścia wielkiej afrykańskiej rzeki Niger. Pisarzowi znakomicie udało się odtworzyć powolne przesuwanie się jednostki wzdłuż afrykańskiego lądu, zawijanie do portów i pojawianie się nowych, coraz barwniejszych podróżnych. Wszystko jakby widziane oczyma dziecka, a zarazem i jego matki, tudzież przez narratora wszystkowiedzącego, który ma cechy intelektualisty europejskiego z połowy ubiegłego wieku. Ta podróż – podobnie jak w powieściach Josepha Conrada – jest rodzajem udręki, która ma się skończyć w momencie przypłynięcia do Onitszy, ale przecież jest też wielką niewiadomą. Ani kobieta, ani jej syn nie wiedzą jak zostaną przyjęci przez pozostającego przez wiele lat w oddaleniu męża i ojca, a lęki te nie są bezpodstawne. Wszakże ów mężczyzna – Geoffroy Allen – nigdy nie widział swojego syna, a Maou była jednym z epizodów jego życia. Będąc tak długo w Afryce, przyzwyczaił się do samotności i nabrał nawyków, których przybysze mogą nie akceptować. Jego ulubionym zajęciem jest studiowanie starych map, czytanie książek i próba odtworzenia w wyobraźni starożytnej i tajemniczej cywilizacji Meroe. Do tego potrzebny jest spokój, wiele godzin spędzonych w samotności i pewność, że nikt nie będzie mu przeszkadzał. Z kolei matka i syn czują się już na pokładzie statku jakby byli w zawieszeniu, niby gdzieś podążają, niby mają swój cel, ale jednocześnie rzeczywistość miesza im się ze snem, z majakami gorączki malarycznej. W takich momentach powieść rzeczywiście – jak chcą tego wydawcy – przypominać zaczyna Szaleństwo Almayera lub Jądro ciemności Conrada. Wielka zaletą pisarstwa francuskiego noblisty jest realizm i plastyczność, z jakimi odtwarza on elementy kreowanej przestrzeni. Niemal czujemy, jakbyśmy razem z postaciami powieściowymi, wychodzili na brzeg oceanu, zwiedzali niewielkie porty i spotykali ogromne rzesze ludzi o czarnym kolorze skóry. Jest jakiś podskórny, afrykański rytm w tej narracji, jakby miarowe uderzania dalekich bębnów i tajemnicze głosy po drugiej stronie rzeki, w jakichś mrocznych, zagadkowych i ziejących grozą zakątkach.

Po przybyciu do Onitszy kobieta Allena i jej syn zaczynają wnikać w miejscową społeczność, nawiązują pierwsze przyjaźnie i poznają najważniejsze osoby lokalnego establishmentu. Niestety Maou, z pochodzenia Włoszka, ma poglądy antyrasistowskie i nie zostaje zaakceptowana przez środowisko. Ma to też wpływ na sytuację Allena, który traci – zdawać by się mogło – pewny punkt życiowego oparcia. W miarę rozwoju akcji, wraz z jego kobietą i synem poznajemy ciekawe postaci z kręgu ludzi o czarnym kolorze skóry. Chłopiec odbywa wyprawy z przyjacielem Bonym, który pokazuje mu zakamarki nowego świata, zabiera na wyprawy dalsze i bliższe, co nie zyskuje akceptacji ojca. Niezwykłe są tutaj opisy miejsc i wybrzeży rzeki, a szczególnie zjawiskowe są przybliżenia starego wraku statku, niszczejącego pośród deszczy i palącego afrykańskiego słońca. Autor wprowadza też na karty powieści zmysłową Oyę, która przemyka pośród ludzi, chowa się we wraku, sprzedaje swoje ciało za jedzenie i możliwość bycia w pobliżu wybranych osób. Wiele tutaj niedopowiedzeń i prawdopodobne jest, że dziewczyna ta ma też romans z ojcem Fintana, a na pewno miewa stosunki z Bonym i kilkoma jeszcze mężczyznami. Syn Goeffroya też jest nią jakoś zauroczony, ale ich relacje nie wykraczają poza sferę marzeń. Zdarzenia w rzeczywistości ludzkiej przeplatają się tutaj z opisami egzotycznego świata, przewalających się rzęsistych ulew, krzewiącej się roślinności, kolonialnej zabudowy, a także dalszych przestrzeni, do których docierają bohaterowie. Widać, że doświadczenie z dzieciństwa głęboko wniknęło w świadomość francuskiego noblisty, wszakże oprócz Onitszy, zaowocowało jeszcze kilkoma książkami, rozgrywającymi się pośród afrykańskich dekoracji.  Bohaterowie czują się wyobcowani ze swego europejskiego świata, a zarazem rodzi się w nich coś na kształt fascynacji Afryką i na własną rękę odkrywają jej urodę. Wchodzą coraz głębiej w interior i zaczynają wokół siebie gromadzić spore grono niezwykłych postaci, białych i czarnych, należących do elity i pogardzanych. To nie podoba się przedstawicielom władzy i agentom brytyjskim, którzy ślą raporty do Londynu i w konsekwencji doprowadzają do odwołania Allena z placówki, w której prowadził interesy handlowe i reprezentował bogatą kampanię.

Wyprawa Maou i Fintana, która miała odmienić jego samotnicze życie, w rzeczywistości uruchomiła bieg zdarzeń, którego nie mógł już zatrzymać. Zmartwiło go to tym bardziej, że od dawna prowadził na własną rękę badania kulturowe, interesował się cywilizacją Meroe i pragnął rozwikłać jej zagadkę. To był rodzaj obsesji, która opierała się na przekonaniu, że przedstawiciele świata meroickiego dotarli do Zachodniej Afryki i zaszczepili w niej kulturowe wzorce egipskie. Cywilizacja ta rozwijała się od szóstego wieku przed naszą erą do wieku czwartego naszej ery na terenach współczesnego południowego Egiptu i północnego Sudanu, a potem została całkowicie zapomniana i nie badana aż do czasów współczesnych. Od dawna mamy jednak jakieś wiadomości na jej temat, które znajdziemy w dziełach Herodota (Dzieje), Strabona (Geografia) Pliniusza (Historia naturalna), a także Seneki (Zagadnienia przyrodnicze) i w Dziejach apostolskich, gdzie pojawia się sugestia, że w królestwie Etiopów (Meroe) rządziły królowe. Taka żeńska przewodniczka starożytnego ludu pojawia się w wizjach, marzeniach i snach Allena, który – tak mu się zdaje – bliski jest rozwiązania starożytnych zagadek. Czym innym jest fikcja literacka, a czym innym jednak badania archeologiczne i studia kulturowe, prowadzone w dwudziestym wieku i kontynuowane dzisiaj. Jak na razie nie mamy bezpośrednich potwierdzeń, że Ludzie o Spalonych Słońcem Twarzach (to tłumaczenie nazwy Sudan – Bilad as-Sudan) wędrowali na zachód, wygnani, bądź pchani chęcią poznania nowych lądów. Le Clézio budując jednak postać swojego bohatera, adaptuje na potrzeby powieściowe pewien mit, od dawna funkcjonujący pośród ludów Afryki – owo przekonanie, że władcy Egiptu, a w dalszym planie meroici, rozprzestrzenili na Czarnym Lądzie pewien wzorzec kulturowy, który przyczynił się do rozwoju zacofanych regionów. Interesujące jest w tej kreacji przedstawienie sytuacji człowieka, który ma swoja pasję i chce coś w życiu zrobić, a jednocześnie narażony jest na ataki barbarzyńców kultury, ludzi o niewielkich horyzontach i płaskim widzeniu świata, którzy nie akceptują oryginalności i traktują ją jako rodzaj dziwactwa, a nawet aberracji umysłowej. Paradoksalnie ta sytuacja pozwala Allenowi oderwać się od Onitszy, zaryzykować i wyruszyć na wyprawę w głąb lądu – pozwoli mu ona spojrzeć na siebie i własne życie z oddali oraz nadać mu nowy sens.  Ale – koniec końców – etap afrykański dobiega końca i cała rodzina musi opuścić Nigerię, co nie pozostanie bez wpływu na jej dalsze losy i próby odbudowania wspólnej egzystencji. Afryka była dla nich jak narkotyk i stale dostarczała nowych, ekscytujących doznań i teraz nic nie zdoła jej zastąpić.

Ostatnia część książki Le Clézio rozgrywa się już we Francji i w Anglii, gdzie Fintan udaje się do szkoły z internatem. Pisze stamtąd żarliwe listy do siostry, poczętej przez ojca i matkę w Nigerii i noszącej imię miłej czarnej dziewczyny – Marima. To jest teraz jego powierniczka i wielka tęsknota, podobna do nostalgii za czarnym lądem, to biologiczna siostra i jakby mistyczne przesłanie płynące z dawnych lat i miejsc, gdzie czuł się wolny i wyzwolony i doświadczał tak głębokiej więzi z przyrodą. Lata w szkole są bolesne i pełne upokorzeń, ale jest też bliska mu przyjaciółka, z którą doświadcza pierwszych uniesień erotycznych, są jaśniejsze chwile i nieustające bieganie myślą ku wielkiemu łukowi Nigru. Dopiero z oddali i po jakimś czasie jesteśmy w stanie ocenić co zdarzyło się w naszym życiu i jaką miało wagę, jak bardzo komponowało nasze wnętrze i jak je wzbogacało. W snach i w marzeniach Fintana pojawiają się daleki wzgórza, termitiery i zachodzące nad drzewami słońce, ale z tamtego świata dobiegają do niego już tylko dramatyczne wiadomości związane z rozpadem imperium kolonialnego i walką wielkich konsorcjów naftowych o zasoby surowcowe tego kraju. Komunikaty prasowe przywołują nazwy, które zapamiętał, ale fotografie i filmy prezentują tylko żołnierzy, wielkie pożary i potwornie zmasakrowane, spalone zwłoki. Biafra staje się synonimem niepokoju i zbrodni, a dawne malownicze krajobrazy zaczynają przysłaniać łuny i dymy wielkich pożarów. Te tragedie zbiegają się z finałem życia Goeffroya Allena i powrotem syna ze szkoły. Nic nie jest już takie samo, a nieuchronność zdarzeń w Afryce, wzmocniona zostaje przez nieuchronność śmierci, odejście rodzica i przekonanie, że życie jest jak wyciekająca woda, kropla po kropli, umniejsza się z każdą chwilą. Ta jakże piękna powieść francuskiego pisarza pozwala spojrzeć na człowieka z wielu stron i odnaleźć wiedzę o ludzkim zachowaniu w sytuacjach ekstremalnych. To jest narracja o tym jak trudno jest cokolwiek utwierdzić w naszym życiu i jak złożone są mechanizmy doświadczania i przetwarzania życiowej mądrości w konkretne kroki, obwarowane konsekwencjami i brzemienne w nie dające się przewidzieć skutki. Człowiek wychodzi naprzeciw wyzwaniom, odbywa wielkie podróże, próbuje dostosować swoje życie do przestrzeni, w jakiej się znalazł, ale wszystko się rozpada, nic nie jest proste, pewne i oczywiste. Tylko w ludzkim wnętrzu możliwe jest zachowanie wrażeń, doznań, zapachów i odgłosów. Choć to nie to samo, co realne bycie pośród pulsującego odcieniami świata, to jednak ma ono walor autentyczności, przesłania płynącego z przeszłości do teraźniejszości i przyszłości. Fintan, tęskniąc za Onitszą, rozpościera w sobie wielki fresk kulturowy, w którym mają swoje miejsce jego rodzice i ich bogate wnętrza, wymarzona siostra, postaci, które poznał w Nigerii, kraje i ludy, nawet tak fascynujący dla jego ojca mit meroicki, ale nade wszystko jego niezwykła, stale budząca się i obudzona w Afryce nadwrażliwość. Piękno, które poprowadzi tego chłopca, a potem mężczyznę przez życie i będzie jego wyznacznikiem, najpewniejszym drogowskazem. I będzie wiecznie niezabliźnioną raną, którą uwolni od bólu – jak jego ojca – dopiero śmierć.

_______________

Jean-Marie Gustave Le Clézio, Onitsza, przeł. Anna Paderewska-Gryza, PIW 2008, s. 224.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko