Krzysztof Lubczyński
Po ciężarem kartofli
Jeśli ktoś szuka lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej, ten powinien prozę Janusza Rudnickiego omijać z daleka. Lektura jego wznowionej po 10 latach „Męki kartoflanej”, to prawdziwa kartoflana męka czytelnicza. Jego fraza jest ciężka, toporna, pozbawiona cienia stylistycznego wdzięku, jakby autor za nic sobie miał wdzięczność i uwielbienie czytelnika, podawana w tonie ciągłej gorączki emocjonalnej, drażniąca zmysł estetyczny, drażniąca emocje (choćby osobliwym – delikatnie mówiąc – stosunkiem autora do zwierząt), a przy tym nieustająco autotematyczna, gdyż bohaterem „Męki kartoflanej” jest autor, a raczej jego ciało i stale rozdrażniony mózg. Rudnicki nie ułatwia też lektury z punktu widzenia zabiegów czysto literackich – zmienia konwencje, myli tropy, zmienia maski, zamazuje tożsamość, żongluje tożsamościami, a jego narracja bezustannie opalizuje kontrastowymi barwami.
A jednocześnie widać od razu, że to kawał pisarza, o dużym ciężarze gatunkowym, bardzo odległego od literackiej banalności.
Tworzywem tematycznym jego prozy (bo nie fabularnym – u Rudnickiego nie ma tradycyjnej fabuły w żadnym sensie tego słowa), jest potok rzeczywistości przepuszczanej przez autorskie psyche i somę. W „Męce kartoflanej” jest jego egzystencja w Niemczech, w których mieszka od ponad ćwierci wieku, od czasów gastarbeiterskich, choć ostatnio jakby wracał do swojego rodzinnego Kędzierzyna Koźla. Relacje polsko-niemieckie są więc ważnym wymiarem prozy Rudnickiego i także przez ich pryzmat, bardzo szyderczo, patrzy on na „kompleks polski”. Polem obserwacji Rudnickiego jest też międzyludzka komunikacja, chora, agresywna, naznaczona autyzmem, wsobnością, krańcowym egoizmem, niezdolnością do wysłuchania drugiego człowieka, przeciwnie, będąca stałym, brutalnym narzucaniem mu swojego punktu widzenia, swojej „gęby”.
Osobnym obszarem „Męki”, składającej się z kilku segmentów, jest bardzo niezwykła egzegeza dzienników Marii Dąbrowskiej i Zofii Nałkowskiej. Odrębna perła tego tomu.
„Męka kartoflana” to proza bardzo autorska, oryginalna, dla której trudno szukać inspiracji literackich (choć sam Rudnicki podkreśla swoje filiacje z Gombrowiczem i Mironem Białoszewskim). A skoro nazwisko Białoszewskiego padło, to musi pojawić się to słowo „życiopisanie”, w który to gatunek literatury wpisuje się Rudnicki bardzo mocnym artystycznie głosem.
Janusz Rudnicki – Męka kartoflana”, wydanie II, zmienione, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2011