Krzysztof Lubczyński – Czarny Lublin kryminalny

0
150

Krzysztof Lubczyński

Czarny Lublin kryminalny

Po tym, jak Marek Krajewski zrobił czytelniczą furorę swoimi kryminałami z Breslau, obrodziło jego naśladowcami. Koncept polegający na tym, by kryminalną intrygę usytuować na przedwojennym tle pejzażu polskich miast okazał się nośny. Nie wszyscy jednak zdołali  dorównać walorom prozy Krajewskiego. Opierając się na tworzywie bogatej dokumentacji, głównie prasowej niejako zrekonstruował on materialny obraz realiów przedwojennego, niemieckiego Wrocławia, z jego urzędami, redakcjami, restauracjami łącznie z zawartością  serwowanego wtedy menu, treścią reklam prasowych, szyldów, ogłoszeń prasowych i zapałczanych etykiet, noszoną galanterią, gatunkami papierosów i alkoholu.

To ostatnie jest szczególnie istotne jako ważny składnik trybu życia głównej postaci, komisarza policji Eberhardta Mocka, kogoś w rodzaju wrocławskiego Philipa Marlowe czy innego z chętnie zaglądających do kieliszka stróżów prawa z czarnego amerykańskiego kryminału. I od tejże jakości rekonstrukcji i umiejętności wczucia się w genius loci poszczególnych miast zależała atrakcyjność tego typu wydań. Niestety, lektura kolejnych z nich pozostawała niedosyt głównie z tego powodu, że o ile autorom lepiej czy gorzej udawała się czysto archiwalna rekonstrukcja przedwojennych realiów, o tyle długo nie udawało się stworzyć podobnie sugestywnego obrazu atmosfery miejsca. Odnosiło się wrażenie, że obraz innych przedwojennych miast jest płaski, bez smaku, zapachu i barw, a jeśli nawet one są, to mają właściwości wyłącznie mechaniczne, że doczepione są do intrygi kryminalnej formalnie, na doczepkę, bez przekonania i  że miasto nie „żyje” w powieści, lecz jest martwą dekoracją

 

Marcinowi Wrońskiemu z Lublina skorzystanie ze wspomnianego konceptu zdecydowanie się udało. Jego walczący z handlem kobietami podkomisarz Zygmunt Maciejewski z powieści „Kino Wenus” porusza się po Lublinie, który „żyje”, tchnie realiami. Pryncypalne Krakowskie Przedmieście z secesyjnymi gmachami  hotelu „Europejskiego i Banku Rolnego, śródmiejska ulica Szopena, 3 Maja, Zamojska, Czwartek, Lemszczyzna, plac Targowy, Lubartowska i zaniedbane acz malownicze uliczki żydowskiego głównie Starego Miasta począwszy od Bramowej i Szambelańskiej, Podzamcze, Wieniawa, Kalinowszczyzna, Bazylianówka, Wrotków, Rury Jezuickie, plac Bychawski, usytuowany na wschodnią modłę na obrzeżach miasta dworzec kolejowy,  brzegi rzeczki Bystrzycy („Łąki na Bystrzycą jeszcze wyglądały, jakby ktoś rozsmarował na nich gówno, ale taki krajobraz bardzo pasował podkomisarzowi do samopoczucia”). Jest nawet „lepki smród” (dla niżej podpisanego, lublinianina z pochodzenia, jest to raczej „zapach”) „znad cukrowni” po drugiej stronie Bystrzycy. I oczywiście tytułowe kino „Wenus” Jako wyraziste tło akcji występuje żydowski świat Lublina. Walorem powieści Wrońskiego jest też to, że nie próbował on zrobić z Lublina Chicago, Nowego Jorku czy Londynu, lecz zachował zapyziałość, senną prowincjonalność i nijakość tego skądinąd wizualnie bardzo malowniczego miasta. „Kino „Wenus” to pyszna lektura godna szczerego polecenia.

 

Marcin Wroński – „Kino „Wenus”, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2011, wyd. II poprawione, do książki dołączona jest płyta „Kryminalny Lublin”

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko