Krzysztof Lubczyński
Epitafium dla teatru telewizji
„Teatr Telewizji i jego artyści” Henryka Bieniewskiego, jednego z byłych dyrektorów tej instytucji, to książka wybitnie na czasie. Trwa przecież spór o losy smutnych resztek po gmachu, który nazywa się „Teatr Telewizji Polskiej” i który przez kilkadziesiąt lat był zjawiskiem unikalnym w skali światowej, a przy tym obfitującym w wielkie dokonania artystyczne. Owszem, w wielu telewizjach świata istniała od dawna praktyka emitowania nagrań z przedstawień teatralnych, ale były one nagrywane na scenie „żywego” teatru i były w tej postaci na ogół „nie do oglądania”.
Teatr żywego planu nagrany „żywcem” na deskach i pokazany w telewizji gubi przy tej okazji prawie wszystkie swoje walory. We Francji istniał co prawda rodzaj teatru publicystycznego, podobny do polskiego TTV z punktu widzenia techniki realizacji (telerecording, ampex), ale realizowano w nim głównie przedstawienia o tematyce historycznej, dla potrzeb edukacyjnych, n.p. o bohaterach Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Tymczasem od swoich zamierzchłych początków (1953) Teatr Telewizji stał na gruncie klasyki dramaturgicznej i wielkiej literatury, polskiej i obcej. Powstały setki realizacji znakomitych tekstów, od Sofoklesa poprzez polskich romantyków, poprzez Czechowa, Gogola aż po dramaturgię XX wieku (Durrenmatt, Ionesco, Giraudoux, Mrożek, Witkacy, Beckett, naturaliści amerykańscy itd., itd.). Angażowali się w ten Teatr najlepsi polscy reżyserzy (za artystycznego ojca TTV uznać trzeba niewątpliwie Adama Hanuszkiewicza) z J. Antczakiem, O. Lipińską, L. Rene, J. Słotwińskim, A. Wajdą, J. Gruzą na czele. Angażowali się najznakomitsi aktorzy polskich scen, najlepsi scenografowie z Xymeną Zaniewską, najlepsi kompozytorzy i technicy. Teatr Telewizji przeżywał nie tyle szczyt swojej świetności, ile jej płaskowyż, bo trwała ta świetność od połowy lat sześćdziesiątych, przez całe lata siedemdziesiąte. Początkiem zmierzchu był czas po wprowadzeniu stanu wojennego, ale lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte przyniosły jeszcze sporo dokonań. Ostateczna klęska przyszła w minionej dekadzie i obecnie się dopełnia.
To tyle, w telegraficznym skrócie, o tle książki Bieniewskiego. Co do książki samej, to jest ona cenna przez sam fakt, że prezentuje jakiś fragment fenomenu TTV, jest dokumentalnym zapisem skrawka jego historii, opatrzonym interesującymi fotografiami z przedstawień. I za to autorowi i wydawnictwu PIW należy się uznanie. Oczywiście, publikacji tej daleko do kompletności, choć to nie zarzut, bo pełnej syntezy dziejów TTV mógłby dokonać tylko duży zespół autorów w pracy zbiorowej i na takie dzieło wypada liczyć. Mankamentem książki Bieniewskiego jest wybrana przez niego formuła, polegająca na skoncentrowaniu się na bardzo szczegółowej, niemal teatrologicznej analizie relatywnie niewielkiej liczby spektakli zamiast na szerokiej ich panoramie. Biorąc jednak pod uwagę wagę tematu, trzeba książkę Bieniewskiego przywitać z uznaniem. Na dobry początek.
Henryk Bieniewski – „Teatr Telewizji i jego artyści”, Państwowy Instytut Wydawniczy 2009