Janusz Termer – Zbigniew Jerzyna dawny i nowy

0
368

Janusz Termer

Zbigniew Jerzyna dawny i nowy

Bogumiła WrocławskaDziesięć lat temu ukazał się w serii Poeci Hybryd obszerny wybór wierszy A potem już nic Zbigniewa Jerzyny, jednego z członków i “ojców założycieli” tej charakterystycznej dla poezji polskiej przełomu lat 60. i 70., grupy zwanej “Orientacją poetycką Hybrydy” (przypomnijmy co młodszym czytelnikom od nazwy klubu studenckiego działającego wówczas w Warszawie przy ul. Mokotowskiej, w pałacyku gdzie mieszkał kiedyś Józef Ignacy Kraszewski).

Jej przedstawiciele (Maciej Zenon Bordowicz, Krzysztof Gąsiorowski, Jerzy Górzański, Edward Stachura czy Janusz Żernicki) rozpierzchli się potem – poetycko, światopoglądowo, politycznie i zawodowo – po świecie (a i po zaświatach już także), ale pozostała żywa legenda bujnego życia towarzyskiego Hybryd (działali tu wtedy także m. in. także początkujący twórcy kabaretowi – Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, Jan Pietrzak, a modny jazz grywał sam Duduś-Matuszkiewicz); pozostało także dla hybrydowców poczesne miejsce w historii powojennej  poezji polskiej!

Wbrew temu paseistycznemu tytułowemu zarzekaniu się, a potem już nic, był jednakowoż ciąg dalszy: Zbigniew Jerzyna nie spasował przecież literacko, wydając już tym w nowym stuleciu (choć w zasadzie, jak wielu innych poetów, bez fascynacji tym kalendarzowym przełomem) kilka ważnych książek, m. in. antologię Poeci wyklęci – od Villona do Morrisona (2001), szkice literackie Katalog życia i śmierci, czyli przygody pojęć (2004),  wystawiając sztuki teatralne i słuchowiska radiowe, a także publikując nowe zbiory wierszy, jak bezbłędnie “czysto” lirycznie wystylizowane, “gorzko-słodkie” wyznania miłosne – Listy do Edyty (2000) oraz przewrotnie stylizowane na “głosy” postaci historycznych czy literackich z rozmaitych epok Mówią i inne wiersze (2003). Wiele z nich znalazło się w tym nowym jego zbiorze Zatacza się krąg (Wydawnictwo Adam Marszałek, 2007, s. 68), złożonym z “wierszy przywołanych” z wcześniejszych tomów oraz”wierszy nowych”, co jest dla czytelnika dobrą okazją do ponownego spotkania i spojrzenia na cały jego dorobek poetycki. Autora tak przewrotnie świadomego pokoleniowych korzeni początków swej twórczości (jak w krótkim żartobliwym Epitafium: O, przyjaciele z biesiad, / było nas tak wielu. / A teraz nawet tyczki / brakuje do chmielu“), ale jednocześnie i świadomego własnej “poetyckiej niepodległości”, wartości i odrębności własnej literackiej drogi.

Dla mnie symbolem tej ostatniej sprawy, prawdziwym i dramatycznym w istocie, bardzo istotnym wyznaniem wiary tego poety, najbardziej bodaj spośród byłych hybrydowców uczulonego na “sprawę narodową” (postawę jakże bliską  twórczości i poglądom Cypriana Norwida), jest jeden z dawniejszych wierszy Zbigniewa Jerzyny – Źródło (z tomu Coraz słodszy piołun, 1970), ponownie i słusznie, ze względu na “jubileuszowy” (autor kończy lat 70) charakter tego tomu, tutaj przywołany:

(…)

“Że między czyn a słowo łza płonąca spada.

Że o łzie tej najłatwiej u nas opowiadać.

Że słońce naszych dziejów chyli się jak świeca.

Że Polak czuwa zawsze – Polak śpi na plecach.

I gdy wreszcie odsłoni swoje ramię praca.

To ster z obranej drogi czy powinien zbaczać?

Jeśli zasypiesz źródło starożytnej pieśni?…

Będziesz do głuchych mówić szczątkami języka.”

 

I chociaż tego typu lakoniczno-metaforycznych skrótów naszych dziejów, narodowego charakteru i zarazem heroiczno-romantycznego trudu “podejmowania kopii”, tak naturalnych jeszcze dla polskiego poety jego pokolenia konieczności odwoływania się do wielkich obywatelsko-społecznych tradycji naszej literatury, nie brakowało przecież w polskiej poezji,  zwłaszcza tej dawniejszej jak i – oraz rzadziej – tej całkiem współczesnej (nawet u kolejnych pokoleniowych następców hybrydowców: poetów “nowej fali” czy ‘nowej prywatności”), to przecież Zbigniew Jerzyna jest tutaj jednym z najwytrwalszych wędrowców po tej tak długo deptanej i mocno przetartej, a nawet twardo już ubitej drodze.

Acz dodać od razu trzeba, że w wierszach nowych i najnowszych autora tomu Zatacza się krąg, jeżeli już wraca on na te dukty i ścieżki metafor poezji zamyślonej nad narodowymi problemami i powinnościami poety polskiego, to czyni to już w sposób mocno wobec poprzedników zdystansowany, przekorny, lekko nawet autoironiczny, jak w wierszu z 1997 roku Niosłem ich na plecach, gdzie w puencie wyznaje: “O, chyba ze mnie / Wszystką krew wypili. / Bo duch mój osłabł.” Albo jeszcze dobitniej, acz z charakterystycznym delikatnym dystansem, w wierszu Przeklęte rzeczy oderwanie z 1998 roku: “Tylko Bóg może unieść piekło pojęć / A ja mizerny, próbowałem. / Teraz błagam; ziarnko piasku, źdźbło trawy, róże i jagodę / o przebaczenie“. Albo, gdy w wierszu Rzecz ludzka z 2007 roku powiada wprost: “Najważniejszą / sprawą człowieka / jest ciepło / drugiego człowieka“.

Tom Zatacza się krąg Zbigniewa Jerzyny w ogóle jest dość nietypowy w jego dorobku. Bo m. in. zawiera, także mocno wyakcentowane, świadomie na plan pierwszy wysunięte rozmaite jego niby “drobiazgi poetyckie”, takie jak cały cykl Nagrobki, czyli pozornie lekkie i anegdotycznie tylko nacechowane wiersze poświęcone takim między innymi postaciom, jak Zbigniew Cybulski, Janek Himilsbach, Kazik Ratoń, Krzysztof Mętrak, Marek Kasz… Osobom znanym i ważnym częstokroć nie tylko dla samego autora tych poetyckich epitafiów, już niestety nieżyjącym (przy niektórych z nich trzeba by już nawet dawać przypisy biograficzne i historyczne!), ale które są najczęściej tutaj przede wszystkim przykładami (exemplum), wyrazicielami i “nosicielami” poglądów i myśli samego poety na – wyrażane w ten po męsku powściągliwy sposób, oglądane jakby z perspektywy funeralnej – sprawy ludzkiego życia, nieuchronności przemijania, śmierci…

 

Jaki morał i nauka wynika dla nas z tej ukazywanej w tych wierszach trwałości rzeczy, rekwizytów, pewnych zatwardziałych reliktów, skamielin, schematów myślowych, bezrefleksyjnie powtarzanych przekonań i dzisiejszych autorskich sądów o nich – zderzanych z przemiennością i przemijalnością wszystkiego, kruchością ludzkiej biologicznej i fizycznej, owej “nagiej” egzystencjalności? To każdy czytelnik tutaj zobaczyć może i powinien sam. Na podobnych zresztą zasadach zbudowane są też wiersze Zbigniewa Jerzyny z cyklu Mówią, gdzie sam pozornie kryje się w cieniu i oddaje głos innym znaczącym w dziejach kultury postaciom (jak na przykład “przywołany” tutaj Goethe z czaszką Schillera w ręku).

Bo jest też, ten “jubileuszowy” tom tego poety, ten Zataczający się krąg, swego rodzaju nową autorską próbą sumującego spojrzenia na cały własny dotychczasowy poetycki dorobek; próbą ukazania stałości i trwałości zakotwiczenia w pewnych rejonach polskiej tradycji lirycznej. A zarazem próbą zwrócenia uwagi na ową dokonującą się nieuchronnie pod wpływem nieubłaganego czasu (historii “korektorki wiecznej”) – znamienną dla wieku dojrzałego poety – ewolucyjną przemienność przekonań i dokonań samego, “dawnego i nowego”, Zbigniewa Jerzyny.

 

2008

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko