Roman Soroczyński
PIWNICA W … WARSZAWIE
Bardzo lubię jeździć do Krakowa. Atmosfera tego pięknego miasta, niespieszne tempo życia i możliwość oglądania ocalonych z wojennej pożogi zabytków potrafią bardzo mocno naładować akumulatory. Mieszkańcy grodu Kraka są serdeczni i, wbrew obiegowym opiniom, nie mają natury centusiów. Na krakowskim Rynku ciągle coś się dzieje: jak nie koncert, to pokazy pantomimy; jak nie słychać hejnału z Kościoła Mariackiego, to gra kataryniarz; jak nie stoją dorożki, to odbywa się maraton sportowy.
Przy Rynku ma swoją siedzibę najstarszy w Polsce kabaret: Piwnica pod Baranami. Rozpoczął on działalność w 1956 roku. Jednym z założycieli i pierwszym szefem Piwnicy był legendarny Piotr Skrzynecki, który przy każdej okazji podkreślał, że urodził się w Warszawie. We wspaniały sposób wykazywał, ze obydwa miasta – wbrew obiegowym opiniom – są sobie nawzajem potrzebne. I już na stałe je „połączył”: w jednym się urodził, a w drugim dokonał żywota.
Kilkanaście lat temu miałem przyjemność oglądać warszawski występ Piwnicy pod Baranami. Zdecydowanie jednak wolę słuchać „piwnicznych” piosenek i skeczów w stałej siedzibie Kabaretu. Panuje tam owa krakowska, wspaniała, atmosfera. Unosi się tam duch Piotra Skrzyneckiego. Siedzisz w podziemiu i od czasu do czasu słyszysz odgłosy z Rynku. Na ogół na widowni jest ktoś z krakowskiej elity, co jest skrzętnie wychwytywane przez któregoś z artystów. Nie będę wymieniał utworów, które znajdują się w repertuarze Piwnicy – można je znaleźć na stronie internetowej www.piwnicapodbaranami.krakow.pl. Nie będę też wymieniał nazwisk wybitnych twórców i artystów, którzy przewinęli się przez ten Kabaret czy nadal w nim występują.
Wielu z nich wpada na scenę podczas krakowskich występów Piwnicy po to, aby zaprezentować jeden „numer”. Przyznam się bez bicia, że zawsze mam łzy w oczach, kiedy Mieczysław Święcicki śpiewa piosenkę „Jęczmienne łany”, której autorami są Robert Burns i Zygmunt Konieczny. Tych, którzy wymagają szczegółów, pragnę poinformować, że nazwisko tłumacza nie jest, niestety, znane.
Dlatego, ilekroć uda mi się pojechać do Krakowa na weekend, staram się pójść do Piwnicy pod Baranami. Podczas występów kabaretu zawsze konferansjer zadaje pytanie, czy na sali są osoby, które przyjechały z Warszawy. Na ogół kilka osób podnosi ręce. Ale, nawet jeśli nikt się nie zgłasza, prowadzący program stwierdza: „Na pewno są; zawsze przyjeżdżają”.
Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze czas, aby szerzej napisać o zjawisku, jakim jest Piwnica pod Baranami.
Pamiętam o swoim zastrzeżeniu dotyczącym miejsca, w którym lubię oglądać występy tego znakomitego Kabaretu. Tym bardziej nisko kłaniam się Szefowi Impresariatu Piwnicy, panu Bogdanowi Mickowi oraz Dyrektorowi Mazowieckiego Teatru Muzycznego „Operetka”, panu Włodzimierzowi Izbanowi. Panowie wpadli na pomysł, aby artyści Piwnicy pod Baranami prezentowali programy solowe na nowo otwartej Bielańskiej Scenie Kameralnej w Warszawie.
Spośród czterech programów, jakie udało mi się do tej pory obejrzeć, dwa miały charakter monodramu, a dwa były recitalami. Występy te pokazują, jakie wielkie możliwości mają artyści Piwnicy.
Jako pierwsza występowała Tamara Kalinowska. Piotr Skrzynecki mawiał, że „nikt tak pięknie nie śpiewa o miłości, jak Tamara”. Cóż dodać? Piękny głos, piękne piosenki. Pani Tamara zaprezentowała między innymi piosenki, które „przyniosła” do Piwnicy na pierwsze spotkanie, czyli – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – na casting. Co ciekawe, piosenki te były swoim charakterem bardzo zbliżone do „piwnicznych”. Nie dziwię się zatem, że od razu przyjęto artystkę w skład zespołu. Żałuję tylko, że pani Tamara przywiozła ze sobą bardzo mało płyt ze swoimi piosenkami. Zanim zorientowałem się, już ich nie było i … nigdzie nie można kupić. Zatem apeluję o wznowienie lub nowe wydanie piosenek.
Drugą artystką, która wystąpiła z recitalem, była dziewczyna o pięknych złocistych włosach, Dorota Ślęzak. I tu znowu cytat z Piotra Skrzyneckiego, który nazywał ją „naszą najmłodszą, znalezioną w pudełku na Plantach”. Pieśniarka wykonała piosenki ze swojego najnowszego albumu „Nie wiedziałam” oraz utwory autorów, z którymi współpracuje na co dzień. Kiedy na bis usłyszałem utwór „Góry”, którego autorką jest Barbara Kościuszko (obecna na sali podczas koncertu), natychmiast byłem gotów wyruszyć w tak pięknie opiewane okolice.
Z kolei Tadeusz Kwinta zaprezentował monodram „Gdzie jest mój Homel?”, który powstał w oparciu o książkę Ilii Erenburga „Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca”. Kiedy moje dzieci zobaczyły artystę po raz pierwszy w Piwnicy, powiedziały: „Tato, ten pan prowadził w telewizji programy muzyczne dla dzieci”. Do tej pory też znałem tego artystę jako animatora programów dla dzieci, śmiałem się do łez podczas jego występów w Piwnicy. Teraz … okazało się, że jest to również znakomity aktor dramatyczny! Już zacieram ręce, bo w lutym ma on przyjechać do Warszawy z „Małym Księciem”.
Ostatnim tegorocznym występem przedstawicieli Piwnicy pod Baranami na Bielańskiej Scenie Kameralnej były „Rysy na życiorysie”, brawurowo zaprezentowane przez Kamilę Klimczak. Na program składały się piosenki różnych autorów, wspaniale „ułożone” przez autora scenariusza, a zarazem reżysera, Romana Dziewońskiego. Artystka zaprezentowała je tak, jakby przeżyła wszystkie opisane w piosenkach sytuacje. Byłem pod wrażeniem mądrych treści, pięknej muzyki i wspaniałego wykonania.
Powyżej napisałem o solowych występach artystów Piwnicy pod Baranami. Ale byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie odnotował faktu, iż solistom towarzyszyli wszechstronni, grający na różnych instrumentach, muzycy. Mało tego: jak napisano w programie „Rys…”, oni nie tylko grają! Od czasu do czasu coś powiedzą, tworzą chórki. Na tym polega siła Piwnicy pod Baranami.
Dziękuję i proszę o następne występy! Z nieoficjalnych zapowiedzi wynika, że ma przyjechać… Nie, nie zdradzę!
Zachęcam do śledzenia – choćby za pośrednictwem stron internetowych http://www.piwnicapodbaranami.krakow.pl i http://www.mtmoperetka.pl/. – repertuarów Piwnicy pod Baranami i Mazowieckiego Teatru Muzycznego „Operetka”. Naprawdę warto!