Krzysztof Lubczyński – Przypuszczam, że wątpię

0
242

Krzysztof Lubczyński

Przypuszczam, że wątpię

Fenomen Bohdana Łazuki przypomina cokolwiek gombrowiczowską ocenę prozy Sienkiewicza, zapisaną w „Dziennikach”: „Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu, urzeczeni. Potężny geniusz! – i nigdy chyba nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas Ojciec pierwszej klasy”.

 

Trochę podobnie jest z Łazuką. Nawet niektórzy spośród licznej ciągle rzeszy jego zaprzysięgłych miłośników  jego piosenkarskiej i aktorskiej  muzy nie mogli i nie mogą niejednokrotnie oprzeć się odczuciu, że mamy do czynienia z kiczem albo z czymś, co o granicę kiczu się ociera – ten przedwojenny maczyzm, to przewracanie oczami, ten odrobinę „fryzjerski”  sznyt, ta sztajerska zuchowatość morowego chłopaka. Jakże stąd blisko do przedwojennej literatury wagonowej i przedwojennego kina.  A jednak i tu czasem trudno się oderwać od rozkoszy słuchania Łazuki i patrzenia na niego. Przy tym wszystkim nie można jednocześnie oprzeć się poczuciu, że mamy rzeczywiście do czynienia z autentycznym, bardzo utalentowanym, a przy tym niepowtarzalnym w swoim stylu artystą. Z kimś kto pod zewnętrzną warstwą muzy jarmarcznej, melodramatycznej i fajniackiej, skrywa, trochę na podobieństwo Charlie Chaplina, Federico Felliniego czy Wiesława Gołasa artyzm szlachetnej próby, bo bogaty jakimś łutem prawdy o dramatyzmie i tragizmie ludzkiej kondycji.

Wywiad-rzeka Karoliny Prawęckiej (choć rzeka do niezbyt długa i głęboka) z B. Łazuką „Przypuszczam że wątpię” to „tysięczna i pierwsza” tego rodzaju publikacja, ani gorsza ani lepsza niż wiele innych opublikowanych na przestrzeni minionych lat. Pierwsze tego typu publikacje, oparte na systemie zwierzeń gwiazd polskiego świata artysty stycznego, głównie aktorskiego, budziły duże zainteresowanie. Z czasem wykształciła się jednak sztampowa forma tego typu publikacji: rutynowa treść i kolejność pytań skłaniająca przeto bohaterów do podobnie szablonowych odpowiedzi, całość okraszona wypowiedziami koleżanek i kolegów bohatera książki i zestawem fotografii. W przypadku „Przypuszczam, że wątpię” jest to szablon nieśmiertelnych wspominków artysty, teatralnych anegdot znanych z dziesiątków innych wywiadów i źródeł, podawanych tak, że ma się wrażenie słuchania wciąż tej samej melodii. Nie jest wolna od tego i książka o Łazuce.

A jednak mimo tej łyżki dziegciu, warto odnieść się do tej publikacji z życzliwością. Jest ona bowiem fragmentem subiektywnego świadectwa o epoce, która dziś jest niczym zalaną przez ocean Atlantydą. Czas niebywałego i właściwie wbrew pozorom niewytłumaczalnego fenomenu, jakim był niebywały wysyp talentów artystycznych, aktorskich,  piosenkarskich, reżyserskich w PRL. To był prawdziwy boom, po którym zostało już tylko wspomnienie. Zwłaszcza  aktorskich talentów urodzaj  był wręcz szaleńczy. Mieliśmy, co najmniej kilku aktorów wielkich, cały batalion wybitnych, a znakomitych i bardzo dobrych, co najmniej legion. Nawet ci z ostatnich szeregów wnosili do krajobrazu aktorstwa polskiego coś cennego. Istotnym, oryginalnym znamieniem tamtych czasów był też esprit, osobliwa psychologia tego świata, ówczesne poczucie humoru, opartego na pomysłowej aluzji, subtelnej grze słów, na kalamburach, na wyszukanej ironii, podszytej jednakowoż zapomnianym już typem liryzmu. Z tego brała się atrakcyjność i wysoki poziom także ówczesnej sztuki estradowej i kabaretowej. Łazuka był jednym z jej arcymistrzów, a jego opowieść o życiu złotego młodzieńca artystycznego czasów PRL jest także opowieścią o pamięci kawałka starszej części polskiego społeczeństwa.

 

Karolina Prewęcka. Bohdan Łazuka – „Przypuszczam, że wątpię”, Pruszyński i S-ka, Warszawa 2010, s.208, 39 zł

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko