Porozmawiajmy
Rozmowa z pplk. w st. spocz. Władysławem Januszem Obarą
Adam Buszko: Dziś w naszym cyklu “Porozmawiajmy” prezentuję gościa o rozległych zainteresowaniach i niemałym dorobku na gruncie poezji, publicystyki i oryginalnych dokonań aktorskich. Mam szczególny powód do satysfakcji, gdyż przed laty byłem świadkiem błyskotliwych, nagłośnionych medialnie sukcesów Władysława Janusza Obary. Pracowaliśmy bowiem razem pod skrzydłami “lotniczej muzy” w Wojskach Obrony Powietrznej Kraju.
Po długiej przerwie znów się spotkaliśmy. Najpierw w moim warszawskim mieszkaniu zadzwonił telefon. Ale może to ty, Januszu powiesz, co cię skłoniło po latach do ożywienia naszych kontaktów?
Władysław Janusz Obara: – Powiem wprost: czysty przypadek. Otóż w konkursie na wykonanie pieśni patriotycznej wyróżniono mnie nagrodą prezydenta miasta Skarżyska-Kamiennej. Pięknym załącznikiem do tej nagrody było kunsztowne wydanie albumowe “Pieśni ojczystej” w opracowaniu redakcyjnym ppłka Adama Buszko. I tak, posługując się niemalże nicią Ariadny “namierzyłem” cię. Pierwszy powód był tyleż prozaiczny, co nieskromny. Chciałem się po prostu pochwalić swoją twórczością. Dodam, że wyróżniona piosenka “To Szary, to Szary” była moim całkowicie autorskim utworem… Wtedy nie przypuszczałem, ze nasza pierwsza (po latach) rozmowa będzie okazją do wielu, jak się okazało, już realizowanych pomysłów twórczych.
A.B. Do tego jeszcze wrócimy. Ale “ab ovo” – jak mawiał Longinus Podbipięta. Jak to się stało, że onegdaj dało się pogodzić twoje wychowawcze oficerskie obowiązki z tym, “co ci w duszy grało”, z ciągotami estradowymi, teatralnymi czy też na niwie poezji?
W.J.O. Jak sięgam pamięcią, zawsze lubiłem śpiewać. Owocowało to udziałem w podchorążackim kwartecie rewelersów, później w popularnych koncertach, gdzie jako wokalista śpiewałem owczesne przeboje z orkiestrą garnizonową czy wreszcie w zespole estradowym jednego z pułków lotniczych. Ciągnęło mnie także do adaptacji tekstów niescenicznych i konstruowania scenariuszy żołnierskich teatrów poezji. Zdobyłem weryfikację instruktora teatralnego kategorii “S”. Zwieńczeniem tych osiągnięć była doroczna nagroda Ministra Obrony Narodowej w dziedzinie teatru za mój scenariusz żołnierskiego teatru poezji “Żegnaj, epoko dyliżansów”- inspirowany lotem pierwszego Polaka w kosmos (byłem także autorem muzyki do tytułowej piosenki w tym przedstawieniu).
A.B. Chwileczkę… A czy nie zapomniałeś o swoich spektakularnych osiągnięciach w teatrze jednego aktora?
W.J.O. To działo się równolegle… Pod wpływem zawodowych aktorów, reżyserów i pedagogów teatralnych tej miary, co np. Lech Śliwonik, dziekan Wydziału Wiedzy o Teatrze i zarazem rektor Akademii Teatralnej w Warszawie – szukałem wartościowych tekstów literackich do adaptacji na monodram. I tak w 1971 r. zetknąłem się z “Mizerykordią” Marka Nowakowskiego. Za ten spektakl o unicestwianiu jednostki przez historię jury zgorzeleckiego festiwalu pod kierownictwem warszawskiej aktorki Ireny Jun nagrodziło mnie wyróżnieniem “za obiecujący debiut”. Był kolejny monodram:
“Ostatni salut brygadiera Greene^a” wg Stanisława Broszkiewicza(1973). Największym moim sukcesem w teatrze jednego aktora był “Pigwa” wg Stanisława Grochowiaka (Zgorzelec 1977).Otrzymałem ex aequo I nagrodę i nagrodę festiwalowej pobliczności. Zjeździłem obszar “między Szklarską Porębą a Gdynią” z moim bohaterem Pigwą, kombatantem, który osiadł wśród dolnośląskich Platerówek.
A.B. I nadal byłeś oficerem, wychowawcą i dydaktykiem (nawet w warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej)…
W.J.O. Może się to wydać dziwne, ale po kilku latach “docierania się” moje artystyczne dokonania doczekały się pewnej autonomii, szczególnie w oczach wyższych przełożonych. Zdarzało się wprawdzie, że niektórzy szefowie usiłowali “mundurować” moje twórcze pomysły w imię szczególnie rozumianej “jednolitości wizerunku wojska”. No, ale nie narzekajmy. Osiągnięcia na niwie artystycznej zostały zdyskontowane powołaniem mnie na stanowisko szefa zawodowej estrady wojskowej. Trochę zgrzytało na styku sztuki estradowej z oczekiwaniami repertuarowymi wojska, ale bądź co bądź zespół “Radar” pod moim kierownictwem zrealizował prapremierę oratorium Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner “Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony”. Zdobyliśmy I miejsce w Wojsku Polskim (Połczyn – 1975). Wyrazem szczególnego uznania dla moich aktorskich osiągnięć byl powierzenie mi przez reż. Lidię Zamkow roli Młodego Marynarza w “Tragedii optymistycznej” Wsiewołoda Wiszniewskiego (Teatr TV – 1978) u boku wybitnych aktorów sceny polskiej. W tym samym roku zagrałem główną rolę w etiudzie szkolnej w reż. Juliusza Machulskiego “Zrób to sam”. Potem były realizacje programów estradowych, teatrów poezji, pomysły muzyczne do tekstów piosenek i wierszy. W 1982 r. za muzykę do tekstu Tadeusza Śliwiaka “Odjadę od ciebie” otrzymałem wyróżnienie w konkursie na piosenkę żołnierską.
A.B. Mam do ciebie przewrotne pytanie: czy w chwili odejścia na zasłużoną oficerską emeryturę wziąłeś rozbrat z szeroko rozumianą działalnością artystyczną?
W.J.O. Był oczywiście czas refleksji i próby dostosowania się do potrzeb nowej widowni, która znacznie się “skurczyła”(brak funduszy dla placówek kultury i wręcz zaniechanie przez państwo funkcji programujących). Ale gdy powstało wiele agencji aktorskich i studiów reklamy skwapliwie korzystałem z kastingów do seriali, filmów i akcji reklamowych. Efektem były epizody w filmach a nawet kilka głównych ról w bilboardach i stendach reklamowych. Dołączyłem do swojej oferty monodramów prezentacje poezji i poetów (W. Szymborska, Z. Herbert, K.K.Baczyński, K.I. Gałczyński). Były to propozycje dla szkół licealnych i bibliotek.
A.B. Wiem, że kilkakrotnie przebywałeś w USA. Czy twój niespokojny duch i na emigracji poszukiwał nowych wyzwań. Co w sytuacji polonii chicagowskiej zachęcało cię do nowych artystycznych kontaktów?
W.J.O. Potwierdzam twoje przypuszczenia. Pierwsze kroki skierowałem do środowisk chicagowskich poetów i aktorów, których jest tutaj niemała grupa i do polskich księgarń gdzie prezentowane są zróżnicowane (często na wysokim poziomie) imprezy kulturalne kształtujące aktywną postawę polonusów wobec języka ojczystego. Nawiązałem kontakty z Teatrem Ludowym “Rzepicha”, który wiele swoich scenicznych dokonań prezentuje w salach widowiskowych Jezuickiego Ośrodka Millennijnego. Moje prezentacje poetyckie były wielokrotnie emitowane na falach programu radiowego “O nas, dla nas” kierowanego przez wytrawnego radiowca, kielczanina Sylwestra Skórę, Współpracowałem i nadal współpracuję ze Zrzeszeniem Literatów Polskich im. Jana Pawła II w Chicago.Od tego Zrzeszenia otrzymałem nagrodę specjalną za poemat “Jakżeś, Polsko była zniewolona” o tragedii rotmistrza Witolda Pileckiego.
A.B. Skrzętnie unikałeś wypowiedzi o świecie twojej poezji. Czy twoje wiersze spłynęły w twym życiu tak nagle jak “deus ex machina” w antycznym teatrze?
W.J.O. Tego, niestety nie da się ukryć. Do świadomości określonej wartości moich wierszy dochodziłem powoli. Płoszyłem się pokątnymi, przpadkowymi ocenami. Dość powiedzieć, że kilka wierszy przeleżało w przysłowiowej szufladzie wiele lat. Ośmielony kilkanaście lat temu przez chicagowskich przyjaciół, zacząłem szperać wśród poetyckich metafor ozdabiając nimi refleksje z prozaicznej rzeczywistości. Tematów do wierszy jest bardzo wiele.
Bohdan Drozdowski w “Płaszczu Kordiana” napisał (cytuję z pamięci):
“Bo w końcu po to pan jesteś poeta,
byś roztlił iskrę i w martwym popiele”
I często zastanawiałem się: czy moje metafory rozświetlą ognikami to życiowe bagnisko, które nas otacza. Jestem bardzo uwrażliwiony na krytykę, a szczególnie krytykę niesłuszną z pozycji “dokopania” autorowi. Ostrogą do pokonywania coraz wyższych progów była dla mnie nagroda w konkursie Leopolda Staffa i opinie poetów o uznanym dorobku a zarazem doświadczonych krytyków. I z tych refleksji zrodziły się moje książki poetyckie.
Pierwsza to “Pożegnanie Chicago” – gdzie ukazałem swoje dokonania w ścisłym powiązaniu ze środowiskiem artystycznym. “Świętokrzyskie Termopile” zrodziły się z inspiracji a zarazem fascynacji postacią niemal legendarnego bohatera AK świętokrzyskich lasów, gen. Antoniego Hedy-Szarego. “Dobry Bóg raport przyjął i duszę” to tytuł trzeciej książki. Są tu poematy i mniejsze formy poetyckie, scenariusze i eseje patriotyczne.
A.B. Wróćmy teraz do naszej słynnej rozmowy sprzed roku. Czy to przypadkiem nie jest konwencjonalny komplement, jakoby nasza rozmowa dała ci asumpt do wielu twórczych, już realizowanych pomysłów?
W.J.O. Zdecydowanie nie. I tutaj nieco cofnę się w czasie. W 2004 r. opuściłem Warszawę (po 31 latach) i wyjechałem do rodzinnych Starachowic, gdzie jak prawdziwy mężczyzna zbudowałem dom. W czasie jednej z kolęd mojego proboszcza, ks.prałata Bogdana Lipca zameldowałem się do dyspozycji duszpasterza i wyraziłem chęć wspierania księdza w czasie nabożeństw poprzez aktorską interpretację tekstów przewidzianych na daną Mszę św. Przy okazji przypomniałem sobie swoje doświadczenia religino-artystyczne z Jezuickiego Ośrodka Millennijnego w Chicago. Otóż w inscenizacji Drogi Krzyżowej prezentowałem tam “Zapiski Poncjusza Piłata”, przy współpracy z Teatrem Ludowym “Rzepicha”. Przy każdej stacji Męki Pańskiej wygłaszałem refleksję poetycką rzymskiego namiestnika. Przedstawienie przyniosło nam uznanie w oczach wiernych, a szczególnie o.o. Jezuitów. Tę oryginalną formę zaproponowałem ks. Bogdanowi. Przyjął ją z entuzjazmem, wyznaczając uzdolnionych wykonawców do ról w scenariuszu. I ta prezentacja trwa do dziś. Chcę zaznaczyć, że pomysłowość ks. prałata w zakresie wzbogacania nabożeństw momentami patriotyczno-artystycznymi inspiruje mnie do wielu pomysłów. Kontakt z tobą i Ordynariatem Polowym WP spowodował, że Biskup Polowy WP gen. dyw. Tadeusz Płoski, wtajemniczony w moje dokonania przesłał mi swje dzieło (wybór homilii) pt..” Miłość żąda ofiary” z e wzruszającą dedykacją, którą pozwalam sobie zacytować: “Panu Pułkownikowi Władysławowi Januszowi Obarze – autorowi i wykonawcy monodramu – z serca błogosławię. Tadeusz Płoski (podpis i pieczęć, Warszawa 28 X 2009 r). Ta dedykacja spowodowała, że wtajemniczyłem cię w moje plany wydania nowej książki i znacznie przyspieszyłem prace w tym zakresie. 18.12.2009 r. książka “Dobry Bóg raport przyjął i duszę” opuściła drukarnię. Bardzo cieszyłem się na kolejno planowane spotkania ze śp. ks. bpem . Twoje opinie dopingowały mnie do nowych pomysłów, nowych tytułów (które już się ukazały). Pozwól, że zakończę naszą rozmowę strofą mego wiersza:
Kiedy stajesz na Świętym Krzyżu
Chyląc glowę w pobożnym skupieniu
Pochód duchów jawi się w pobliżu
Tak… To Świętokrzyskie millennium…
Dodam, że ten tysiacletni klasztor widać z okien mojego domu.
A.B. Serdecznie gratuluję najnowszej nagrody Prezydenta Miasta Starachowice którą otrzymałeś za działalność artystyczną. Dziękuję ci, Januszu za interesującą, wielowątkową rozmowę
W.J.O. Dziękuję również i serdecznie pozdrawiam PT. Czytelników “Naszej Służby”.
Zapraszamy do komentowania artykułu