Bogumiła Wrocławska
„Poeci podróżują, ale przygoda podróży nie wciąga ich bez reszty”.
Henri Michaux (tłum. Julian Rogoziński)
Powiedzmy nieznajomy
Gdyby ktoś pytał, gdzie jesteś, powiem prawdę
W zagęszczonym pejzażu miasta wśród dymu dogasających ognisk w domach pełnych pajęczyn i ludzi
na obrazach malarza znanego z rozwiązłej miłości do życia
na różnych szerokościach historycznych w przekrwionym oku cyklonu
i w jego związkach ze Światową Radą Pokoju w wierszach poety
który nieopatrznie przywołuje Charlesa Olsona oraz w toalecie miejskiej
podczas rewolucji kulturalnej w Chinach
Jesteś także w Muzeum Madame T. (wstydliwa wnęka na półpiętrze)
i w uśmiechu nieprzyjaciół, gdy proszą o ogień Może jesteś wszędzie
Ale tu nigdy cię nie było
Jerzemu Górzańskiemu
„In the mountains there you feel free...” T.S. Eliot
Wolny w górach
Na mapie znajomych gór
w odległym zakątku Eurokosmosu przeżuwając resztki szacunku do życia na chwilę przed nieuniknionym dniem szukam miejsca na camping wyobraźni
Wymagań nie mam
mogę gotować i prać wspomnienia bawić dzieci przyzwyczajeń wybaczać późne powroty pamięci czytać bajki z tysiąca i jednego lęku
zaczynać od nowa o świcie lub zmierzchu kończyć bez żalu we właściwym czasie
Jeśli to prawda, że nie ma miejsca dla poety to skąd ta ściana płaczu
i cień ostatniego turysty − jeszcze ciepły
Ślady
Powracający temat stary list
zakrzepły w pamięci
słowa znieczulone przemijaniem „szukam Cię wszędzie”
Odtąd szukanie staje się sposobem na samotność i przetrwanie własnego szaleństwa
w tym okruchu istnienia
gdzie społeczna kolejka do sklepu z trucizną tupie nogami z niecierpliwości
„i tylko ślady”
Nie – nie ślady
to przecież otwarte rany wspomnień
iloczyn niepewności i toksycznego dzieciństwa I gdy nad ranem w dogasający sen
ktoś wrzucił kartkę z pytaniem do Boga zrobiło się zimno i niepewnie
Kogo więc najbardziej boli skowyt tego psa?
J. Styczniowi
C. d.
Na wycieczce było ciekawie każdego ranka kolega S. pytał młodą poetkę
czy tajemne ceremonie ciągle trwają
Między burzą a dalszym ciągiem wyły stada demiurgów
***
Otóż tajemne ceremonie, poeto J. S. nie mogą trwać wiecznie
gdyż tempo rozpadu tej niepewnej materii
zakłóca każdą formę istnienia
Jest coś, o czym nie rozmawialiśmy zbyt długo, by zrozumieć
że nadzieja na milczenie owiec nigdy się nie skończy
AAAAA… Aktualnie
Poznam pana
o średniej rozpiętości metafory przy głębokim oddechu wiersza
z dużą determinacją i dobrą znajomością Pikniku pod Wiszącą Skałą
Codziennie między świtem a zamknięciem bramy Raju
czekam na niego, piłując paznokcie pewnego wysokiego skorpiona
W pełni lata księżyca
i dodatkowo
w kwiecie wieku
Więzi
Wczoraj znowu rozmawialiśmy o tym i owym
spokojnie aż do bólu rzeczowo
żeby nie powiedzieć – o pieniądzach wszystko skończone
zamknięte oczy, otwarte okna w razie gdyby
Mierzyliśmy dziecku cierpienie było w normie
Zrobiło się jakoś chłodno poszłam więc na spacer
gdy niezrozumienie sięgało zenitu
Dwoje ludzi płci dowolnej a tu uprzejme gesty bezbarwne spojrzenia skrywane słowa
Wracałam niemal sama
w drżących dłoniach trzymając swoje odrębne życie
Żeby nie było niedomówień pytam:
Co Jan Kowalski robi o 3 rano nad Zatoką Perską?
Imiesłowy pewnego życia
I pomyśleć, że zanim umrzesz czeka cię jeszcze śmierć
Jakby mało było tego czyhania za rogiem każdego oddechu agonii bezsennych nocy ran postrzałowych psychiki w wyniku których pacjent
umiera, rodząc się po raz pierwszy jedząc śpiąc
przeklinając jedzenie i spanie próbując zmieścić cały ból w jednym wierszu
do Boga śląc podania
by nagły koniec zdławił ten szyderczy śmiech gdy wstając z kolan, potyka się
o własną bezsilność
Więc pacjent ucieka ucieka wiele razy ucieka przez całe życie
Modlitwa
O groteskowy wyborze
między tym i tamtym światem o nędzna konieczności stania w kolejce po śmierć
Utopio pożegnalnych słów kołysząca uśpione zmysły
nad przepaścią uchylonej powieki
Chemio miłości do ludzi podszyta miłością do siebie
K. Ratoniowi
Zdjęcie
Umarł poeta
wszystko jest jak dawniej może tylko dzień jest dłuższy ale przyczyna może być inna
może gdzieś między żebrami bólu stanęła na chwilę winda wyboru
Zdjęcie poety patrzącego
na element przestrzeni za naszymi plecami konfiguracje nieśmiertelności
w dniu Święta Zmarłych
Wygląda tak, jakby wiedział że jest teraz ramą do obrazu
który powstaje z naszych wątpliwości czy poeta istniał naprawdę
Gdy obraz jest gotowy wiemy tylko
że poeta umiera nieustannie
***
Wydaje się, że wszyscy śpią
o niczym to jednak nie świadczy
wtedy wybuchają zwykle wojny światowe
Jednak jest wyjątkowo cicho jak na takie zagubione miasto
List do poety
Znajomy skowyt na peryferiach lęku co cię powstrzymało tak długo
Musiałeś wiedzieć
że nie ma miejsca dla pijanego poety gdy staje się lingwistycznie dojmujący że nasi ojcowie
grabarze cudzych snów
mają własne problemy z zasypianiem
Gdy podróż dobiła do brzegu jawy na twoich dłoniach
pozostały ślady oporu
Tak zwany ból istnienia okazał się migreną
Czasem trzeba na to czekać do następnego świtu
i nie wiadomo, kto przetrwa wypełzanie z własnego dzieciństwa − drogi Bruno
Bez pytań
Zabrać głos
w przegranej sprawie przeznaczenia lub odejść od tematu życia
nie przerywając snu
Oto dylemat bycia tu ale nie teraz
bo póki co nie ma odpowiedzi na pytanie o sens tego koszmaru
Znajomy krzyk
budzi mnie na środku ulicy wokoło ślady pośpiechu
i nieuchronny zamęt mebli Można się było tego spodziewać
Każdy wie, że nie ma przebaczenia dla bezdomnych ptaków
W ich gniazdach drzemie bowiem następna pora roku
Wybór
Nie szukam przyjaciół ani wrogów są tylko zagubione istoty niepokój i drżenie
w oceanach supermarketów niedocenione serca psów czekające na koniec seansu
Wzburzona magma wiary w bezlitosnego Boga
ciągle przegrywa z własną pokorą
A tu trzeba zrobić porządek w szufladach przyzwyczajeń i wyspowiadać Anioła Stróża
Niech powie, czyja to wina
czyj obowiązek zatarcia pamięci
kto ma prawo tu zostać, pilnując ogrodów aby kolejny przybysz
mógł spokojnie odebrać życie własnej wolności
Christopherowi
Różnice kulturowe
Lęk dobrze znany z dzieciństwa pasmo skupienia
przerwane głosem matki słowa uciekające w panice
gniew ciskany w ścianę troskliwości
Po latach rozumiem tylko że liczba ludzi na świecie
rośnie proporcjonalnie do długości jej oddechu Cóż z tego? – spyta rodowity Anglik
Encyklopedia Cricketa milczy o tym Strange
Aby go jeszcze bardziej zadziwić, dodam:
W moim dalekim kraju encyklopedia jest w każdym domu zagląda się do niej
przed i po jedzeniu
na okoliczność rozwodu i winobrania w pojedynkę, zbiorowo
na imprezie i w pociągu
a także wkłada się ją do trumny
Unifikacja myśli, sir
Zachodnia rozwiązłość tematyczna prowadzi do totalnego rozkojarzenia
Zaczęliśmy o matce i na tym skończymy nie ma chwili wytchnienia
w jej encyklopedycznie rozwartych oczach odnośniki męczą ją coraz bardziej
omija kolokwializmy, gdy idąc skrótami potyka się o zagięte rogi stronic
Proszę mi nie przerywać
Chcę po prostu wiedzieć jaki wpływ będzie miało
następne wydanie Encyklopedii Cricketa na oddech mojej matki
Jeszcze o niej
Mówią, że jest ptakiem
gdy się budzi – budzą się drapieżne bestie gdy śpiewa – biel kwiatów napływa krwią
W odległym kraju, skąd przybywa więzienia są pełne tych, którzy chcieli ją schwytać
Nie jest na pokaz nie jest na sprzedaż
(mówiąc oględnie, zostawcie ją w spokoju)
Jest ptakiem, lecz gdy zechce, przestanie nim być wystarczy ją zapomnieć
lub zabić w wyimaginowanej zbrodni ze strachu
miłości
nienawiści a nawet bólu
jest ptakiem – a gdy nim nie jest żal mi was, przypadkowi Orfeusze
Bezsenność
O 4 rano umysł mam analityczny sen żegnam ozięble
robię wymówki minionym dniom sprawdzam, czy zgadza się
liczba zmarłych pokus
i znowu wchłaniam kolory lata
W uprzejmym tyglu pamięci zastawiam sidła
na zapamiętane miejsca spotkań i czekam
robiąc na drutach czapkę niewidkę
Cel
Zacząć od nowa
znaczy umrzeć i zmartwychwstać zacząć od nowa
znaczy sięgnąć po pierwszego z brzegu człowieka
by nasycić się jego wiarą umrzeć znaczy zacząć od nowa na chwilę
jak zwykle równą wieczności
Przystań
Nierówny oddech dziecka mlaskanie psa
skrzypienie podłóg i pękanie stropu
Rok temu i wcześniej
te same wyziewy codzienności i brak winnego
czy wieczność to widzi i jak się ostatnio czuje czy bóle głowy ustały
po ostatniej wojnie bakterii
W tym kosmosie mam jeden pokój
rosnę w nim i maleję proporcjonalnie do strachu oddycham w nim i milknę po każdym spotkaniu z oknem
Dobrze mi tu i cicho
jak w dniu niepodległości lata
ten dom jest dobry na każdą okazję
tyle w nim miejsca po ostatnim lokatorze tyle przeszłości i przyszłości
gry w klasy i w zapomnienie Można by tu zostać na chwilę
tylko nad ranem niepokoi pulsowanie ściany
Co dalej
Krajobraz powoli się wypełnia gonitwą snu i jawy
zderzeniami zapomnianych słów nagłymi powrotami pamięci które przywracają życie dalszym krewnym
modlitwom i tożsamości
=========