Elżbieta Musiał
Mówię pochyloną cambrią
1.
A jednak ciało. Kulę się w sobie, aby nie stanąć w cztery oczy
z patrzącym, który doskonale mnie nie widzi. Przymus bycia
obiektem krępuje ręce. Jestem odrzuceniem. Jestem
kłębkiem w swoim brzuchu, własnym dzieckiem,
które nie chce się narodzić, a wykluć się musi. Matką
własnego ciała szukającego w sobie ujścia. I zagnanym w kąt
zwierzęciem. Jestem twoją rzeźbą1
i nie mam twarzy, choć nosiłam kiedyś szaroniebieskie oczy.
Nawet cień erotycznej przyjemności został odjęty.
Teraz chowam wstydliwą krzywdę odrzuconej
kobiety.
Unieważnienie ciała to jest brak dotyku
w spotkaniu z Innym.
Akty sygnowane: Katarzyna Kobro.
Sama nie mogłaś w to uwierzyć: wyparłaś ciało z rzeźby,
a ono powróciło głodne, chłodne i bite. Mięso
potrzebuje chleba, a z kromką krucho.
Ciemna piwnica a może czarna dziura
i głuchy głos zwrócony do ściany:
Jestem matką – więc cierpię,
jestem rzeźbiarką – tym gorzej,
lepiej nie być kobietą.
Potem już tylkoskrzypiące drzwiczki paleniska i
w popiół obracałaś drewniane dzieci2.
Przez chwilę było ciepło. On nie zrozumiał aktu
rozpaczy. Grzał przy ogniu jedną rękę, bo drugiej już nie miał3.
Na ołtarzu płonęła logika sztuki, matematyczne rozgrywki
z płaszczyznami i przestrzenią, prysł prymat
rozumu. Proporcje 8 do 5 znowu się sprawdziły.
I nastała przestrzeń zimna, do której otworzyłaś
za młodu ramiona. Wiało przez świat, ciebie, Innego i instalacje.
Inny to jest ten bliski człowiek, który chciał cię zmienić
w Takiego Samego. Zdejmował z ciebie ciało, jedyną różnicę.
Potem wiatr historii przyłożył rękę.
Gdyby nie życie bajek o zmroku nad łóżkiem córki, milczenie
i okładanie mężowskim szczudłem byłoby domem.Dopiero cisza
nazywana martwą wyjawiła sprawę istnienia kobiety
u boku.
A był czas, że poprawiał ortograficzne po tobie, wymyślał ci czapki
i słuchał, jak powtarzasz po Luce4: „Różnica seksualna
powinna realizować się w spotkaniu z Innym”.
Od pierwszej lekcji nosiłaś w sobie zalążek
nowego. Radykalność otwierała bryłę
na przestrzeń. Kilka prostokątów
wyciętych z kwadratu Malewicza i jedna płaszczyzna
falista. Coś z muzyki i matematyki. I jeszcze kolor
dla dematerializacji. Jedna blacha biała odpływa, a obok
niebieska dla rozbicia monolitu. Lekkość na wskroś
ukonstytuowana.
Najtańszą czerwienią rysuję usta, tak jak ty
przed wyjściem z domu, aby nie być powietrzem.
Wiszę wbrew prawu ciążenia. Jestem owalnym kamieniem5
wspartym o pręt cienki jak nitka. Jedna z nieludzkich planet
ludzkiego układu krążenia. Lewituję dzięki twojej wyobraźni
i sprawdzam na sobie czwarty wymiar6. Przez Euklidesowy
już przeszłam i nie chcę tam wracać.
Wstąpiła we mnie nad wyraz odwaga.
O 10 lat wcześniej od samego Miro i Picabia. Centre Pompidou
stanęło otworem. Vasily Kandinsky patrzył na rzeźby
jak na objawienie liczby. A ty brałaś nauki survivalu
w wychudłym krajobrazie i notowałaś pamięć w szarym
zeszycie. Czarne myśli lgną do szarego.
Brak emocji w rzeźbach. Może życie
przejrzało się w ich zwierciadle, może najpierw kochałaś
za mocno na dobre, a potem złe przyszło.
Może w cieniu Innego nie było łatwo.
Gdybyś poczekała jeszcze chwilę
ze swoją młodością. Twój czas teraz nastał.
Ciąg Fibonacciego to jest stroma piramida liczb,
na której nie spocznie serdeczny ptak. Pochłania go
zaraz przestrzeń, w którą wnika
i która wsiąka w niego.
Doskonała liczba i nieśmiertelna. Oto, czego nie ma ciało.
Codziennie potykałaś się o jego kalectwo. Brak ręki
zastąpił skrzydłem, w miejsce nogi wstawił lotkę.
Tobie oddał własny ból fantomowy.
Ciąg Fibonacciego to jest stroma ucieczka na szczyt
z instynktem formy, a potem nieskończenie wiele
zejść zachodnią stroną
już w ciele Syzyfa.
Na nogach sine miejsca po odmrożeniach. W Wilejce
zero bezwzględne jest absolutne, a ty bez pończoch
woziłaś na sankach drewno z lasu i Innego
do szkoły. Mężniałaś, mężem nie będąc.
Gdyby staruchom nie wrastały paznokcie do bólu,
córka nie miałaby mleka. Dobrze, że staruchom
wrastały paznokcie.
Wzrost metr sześćdziesiąt cztery i wyczyny pływaczki.
Zastygasz jeszcze czasem w tym bezruchu wyjętym
z Nowosielskiego. Od Strzemińskiego czapka
wsunięta na głowę łamie stereotyp ulicy. Strzemiński
to jest ten Inny, który chciał z ciebie zrobić
Takiego Samego.
W zamian strugałaś mu kredki, nabijałaś blejtramy.
Błądzisz po wysypiskach i szukasz tożsamości7,
jak kiedyś wyrzuconych rzeźb8.
Wiała przez nie w piwnicy ciemna obojętność. Kotki,
pieski i lalki z trykotowymi główkami
sprzedawały się lepiej. Aż wreszcie
udaje się zejść ze stromizny
ciągu Fibonacciego.
Płeć jak nieoperacyjny nowotwór.
Jeszcze tylko złote zęby wypchnąć z dziąseł
na czarną godzinę dla Niki.
Gazety milczą. Na pogrzebie pustki.
Te błękitne kwiatki nie są od Innego. Na grobie
przysiadł smutek rzeźby i czasem przylatuje
mysikrólik.
1 Pierwsze akty rzeźbiarskie Katarzyny Kobro z roku 1925 były przez nią numerowane:1, 2, 3 itd. W 1948 r. pojawiła się nowa seria brył obrazujących kobiety. Akty u tej rzeźbiarki należały do rzadkości. Traktowała je jak twórczość rodzinną, wypoczynkową i osobistą. Mówiło się, że aktami zaprzeczyła głoszonej przez siebie idei wyzwolenia rzeźby od ciężaru zamkniętej bryły i wyprowadzenia jej w przestrzeń (abstrakcyjne kompozycje przestrzenne). Sama Kobro w aktach upatrywała odniesienia do umysłu kobiecego. Do historii przeszło już jej zdanie: „Czynność rzeźbienia aktu daje emocje rzędu fizjologicznego lub seksualnego, ja rzeźbię z natury tak jak idzie się do kina, by lepiej wypocząć”.
2 K. Kobro po domowej awanturze i zarzuceniu jej przez męża, Władysława Strzemińskiego, że nie ma opału i nie ma na czym ugotować dla córki, spaliła swoje drewniane rzeźby z lat 1925 – 1928. Zdarzyło się to podczas II wojny światowej.
3 W I wojnie światowej Władysław Strzemiński stracił rękę, nogę i wzrok w jednym oku. Katarzyna Kobro opiekowała się nim i ich córką, Niką. Była akwizytorką, pielęgniarką, kucharka i pomocą techniczną dla męża artysty. To ona w czasie wojny dbała o dom, zdobywała opał i jedzenie.
4 Luce Irigaray pisała, że różnica seksualna powinna realizować się w spotkaniu z Innym, w spotkaniu, które nie znosi różnicy, lecz ją potwierdza. „Jest [w takiej relacji] wzajemna akceptacja inności drugiego, jego nieredukowalnej autonomii, jest respekt, a nawet więcej: zachwyt”.
5 Konstrukcja wisząca (1) Katarzyny Kobro, 1921, oryginał zaginął, rekonstrukcja z roku 1972.
6 Czwarty wymiar w sztuce to nic innego, jak identyfikacja podmiotu i przedmiotu, czasu i przestrzeni, materii i energii. Uważa się, że Katarzyna Kobro wprowadziła matematykę do sztuki. Jej interpretacja względności i czwartego wymiaru w kompozycjach przestrzennych przyniosła niespotykane wcześniej rozwiązania w rzeźbie. Zespoliła ją z przestrzenią w jeden organizm, który nigdzie się nie zaczynał i nie kończył. Była prekursorką rzeczywistości wirtualnej, niejako przewidziała grafikę komputerową. „Bez wątpienia Kobro była artystką, która wyprzedzała swoją epokę. Dzięki temu stała się jedną z nielicznych Polek, której prace przekroczyły granice kraju i odniosły sukces. Za życia w Polsce była niedoceniona, żyła w cieniu twórczości swojego męża, choć należy pamiętać, że to ona zaraziła go pasją do sztuk plastycznych. Z czasem została uznana za jedną z najbardziej wpływowych artystek XX wieku” (Jolanta Nowaczyk, polskiemuzy.pl).
Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński (malarz i teoretyk sztuki) stanowili małżeński duet awangardowy w sztuce. Napisali wspólnie wykładnię nowoczesnej, awangardowej sztuki w dziele: „Kompozycje przestrzeni. Obliczenia rytmu”.
7 Katarzyna Kobro urodziła się w Rosji w 1898 roku, była córką Mikołaja Georga Kobro, ze starego niemieckiego rodu von Kobro, i Rosjanki Eugenii Wasiliewnej Rosanowej, w jej żyłach płynęła także krew łotewska. Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński wzięli w Rydze ślub kościelny, to było warunkiem uzyskania przez Kobro obywatelstwa polskiego. Zamieszkali w Polsce. Podczas okupacji (II wojna światowa), wobec nacisków władz niemieckich wynikających z jej niemiecko-rosyjskiego pochodzenia i w trosce o los dziecka, podpisała "listę rosyjską" uprawniająca m.in. do zwiększonego przydziału żywności. Strzemiński nigdy nie wybaczył jej tego kroku. Od tego momentu nastąpił rozłam w szczęśliwym jak dotąd małżeństwie i nienawiść małżonków po grób.
Kobro nie sposób jednoznacznie przypisać związku z jakąkolwiek narodowością.
8 Jeszcze trwała II wojna światowa, gdy Katarzyna Kobro i Władysław Strzemiński wrócili z Wilejki do Łodzi. Tam się okazało, że ich dom zajęli Niemcy, a rzeźby zostały wyrzucone na śmietnik. Kobro chodziła więc po łódzkich wysypiskach i szukała swoich prac. Znalazła część rzeźb, oczyściła je, zapakowała w dorożkę i przywiozła do domu.
-------------------------------
Pierwsza część poematu Mówię pochyloną cambrią – I nagroda w II Kieleckim Konkursie Literackim im. Stefana Żeromskiego, w kategorii Zbiory wierszy i poemat.