Tadeusz Zawadowski - wiersze
BANALNE PYTANIE
a gdy mnie zabraknie czy mnie zabraknie? to banalne pytanie
chodzi za mną jak kot przy nodze. ociera się łasi mruczy pod nosem
jakieś nieznane zaklęcia mające za zadanie odczarować coś
czego się nie da odczarować. słońce wstanie jak zwykle i młode
koty będą się przeciągać w jego promieniach. do czasu
gdy postarzeją wylenieją a ich sierść spadnie niczym śnieg na ziemię
aż w końcu czas przestanie się toczyć po ubitym trakcie zwanym życiem.
tylko czy wtedy jakiekolwiek pytania będą miały sens.
CIEKAWOŚĆ ŚWIATA
ta wieczna ciekawość drugiego świata. brak strachu przed lotem
na kontynent z którego nikt nie powrócił żywy a tym bardziej
martwy. kładę się spać nie wiedząc czy sen będzie
wieczny czy tylko kilkugodzinny. budzę się przecieram
oczy. wszystko takie samo. stolik przy łóżku. nawet
tytuły książek których nie zdążyłem przeczytać. stare
mapy z wytyczonymi szlakami. nie pomagają
baśnie z dzieciństwa z opisami podróży w krainy
wyśnione. przebudzenie zawsze jest pełne niedomówień.
po drugiej stronie świata czekają na mnie umarli
z ustami wciąż otwartymi ze zdumienia.
CZARNA DZIURA
pochłaniam otaczający mnie świat z zachłannością
czarnej dziury. tyle chciałbym jeszcze zobaczyć. dotknąć
smaku zapachu czy koloru. pochłonąć czas żeby nie istniał.
przestał wisieć jak złamana gałąź nad głową. wychodzę
z domu do ogrodu i wszystkie kwiaty zaczynają kwitnąć
na moich powiekach ptaki śpiewają w moich uszach. w parku
drzewa wrastają w moje ramiona. na ulicy ludzie przechodzą
przy czerwonym świetle wprost w moje serce. muszę jak najprędzej
przejść na drugą stronę żeby nie pochłonąć całego świata i ocalić go
dla innych.
DOM Z LITER
czasem pisząc wiersze mam wrażenie że wspinam się
po drabinie która prowadzi donikąd. wtedy pytam siebie
po co to wszystko i odpowiadam że szukam drogi na krańcu
której zbuduję dom z mgły i liter zamiast aniołów ze snu
jakuba. i uczynię go schronieniem dla bezdomnych ikarów
z połamanymi skrzydłami. boję się czy znajdzie się w nim dla mnie miejsce.
DWA BRZEGI
pragnę przekroczyć rzekę jednak nie potrafię
zbudować mostu spinającego jej oba brzegi. a może jest
już za późno aby cokolwiek łączyć skoro wszystko dawno
podzielone. ludzie zwierzęta i rzeczy na nasze wasze
i niczyje. wpatruję się w wodę i ciągle nie umiem
rozróżnić która fala z którego dopływu
zmieszały się w jedno. zanurzam dłonie i zaczynam
rozumieć że rzeka nie rozdziela brzegów ale jest
mostem który je łączy …
FABRYKA SŁÓW
trafiłem do zakładu w którym produkowano słowa. w wielkiej
hali stały automaty z gotowymi wzorcami słów właściwych
na każdą sytuację. w jednej skrzyni pełne zdania najlepsze
na okazanie miłości w drugiej pogardy a w innej na ostatnie
pożegnanie. wystarczyło tylko kupić właściwy produkt i nie
martwić się o nic. za szklanymi gablotami leżały gotowe
powieści dramaty i tomiki wierszy. stałem z otwartymi
ustami i nie mogłem wydobyć z nich słowa.
właściciel zakładu powiedział że nie muszę. on ma wszystkie.
jaskinia
wyszedłem z jaskini ale na zewnątrz nie było już ludzi. pozostały tylko
na ścianach ich cienie. porozrzucane ogryzki idei. wszystko
okazało się nieprawdą. marzenia o wolności kolejnym niespełnionym
snem. błąkałem się po ulicach przepełnionych pustymi
hasłami niczym po olbrzymiej szatni pomiędzy porozwieszanymi
płaszczami i kurtkami. szukałem pośród nich choćby śladu
ludzkiego zapachu ale odnaleziony przypominał bardziej
zwierzęcy. olbrzymi megafon wzywał do akcji nieposłuszeństwa. drugi
formował szyki uzbrojonych robotów. wróciłem do jaskini i nazwałem ją
domem.
JESZCZE NIE MA WOJNY
jeszcze nie ma wojny. dopiero nadciągają armie
kalek z urwanymi rękoma nogami oślepionych
eksplozjami przerażenia. huk pryskających marzeń
rozrywanych na strzępy nienapisanych książek. jeszcze
siedzę przy piwie z kumplami z których niepostrzeżenie
mistrzowie od strategii biorą miarę na przyszłe uniformy.
przysłuchują się naszym rozmowom o dziecinnych
strzelaninach i pojedynkach na kije. wychodzimy na
słaniających się nogach. na ulicy dopada nas grupa
wojskowych lekarzy pytających o drogę…
JUTRO
jutro już się zaczęło. a tak długo je przekładałem. z półki
na półkę. z szuflady do szuflady. zawsze
mówiłem że mam jeszcze czas. to dopiero
jutro… odległe jak niemal nigdy.
a więc co stało się z dzisiaj ? boję się otworzyć
drzwi bo po drugiej stronie może mnie już nie być
a po tej wczoraj pachnie chłodem. siedzę skulony w kącie
pokoju. wiem że nie pomoże zrywanie kalendarzy
ze ścian i obgryzanie paznokci. jutro
już się zaczęło.
LINIE PODZIAŁU
lubimy dzielić czas na przed i po. wyznaczać linię
podziału mitochondrii i rozdzielać kosmos
na galaktyki . za każdym razem staramy się
wyodrębnić potencjalnego wroga przeciwko
któremu trzeba się zjednoczyć. nasze zwycięstwo
staje się jednak porażką i kolejną linią podziału. znowu
historia dzieli się na tę przed i tę po. choć
dobrze wiemy że musimy ją teraz napisać od nowa
zwycięzcy są przecież najlepszymi pisarzami historii.